Rozdział 8

253 10 8
                                    

Michael sam nie wiedział jak to w ogóle możliwe, że czas płynie tak wolno. Od postrzelenia Vittori minęło dopiero kilka dni a on powoli zaczynał wariować. Dosłownie dusił się w jej towarzystwie a do tego ta arogancja, która wręcz z niej wypływała doprowadzała go do szału. Dla niej sytuacja pod prysznicem była dobrym tematem do żartów i podtekstów, tymczasem Crawford nieudolnie próbował pozbyć się tego gorącego wspomnienia. Próbował pozbyć się widoku jej idealnego ciała i jeszcze piękniejszej twarzy.

Przymknął powieki czując narastającą irytację. Sama myśl o tej kobiecie wypełniała jego ciało nieprzyjemnym ciepłem. Dniami zmagał się ze sprzecznymi emocjami a, gdy wydawało się, że sen może być ucieczką od tego wszystkiego, on nie nadchodził. Dlatego myślał dniami i nocami a, gdy sen nadszedł, jeszcze gorsze okazało się przebudzenie.

Nie był typem, który pozwalał się bawić sobą czy swoimi uczuciami. To on się bawił, nigdy na odwrót.

A teraz, tak jak obiecała mu Vittoria De Luca, czuje się niczym zabawka w jej własnej grze. Wszystko zdawało się być w porządku, gdy się sprzeczali, kłócili czy wyzywali, ale gdy milkli i okazywało się, że ich ciała są zbyt blisko, wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Dlatego to było takie niebezpieczne, wystarczył jeden zły ruch a wszystko całkowicie się zburzy.

Dlatego tak bardzo doceniał kilka godzin w firmie, której tak właściwie nienawidził. Uniósł głowę w tym samym momencie, gdy drzwi jego gabinetu stanęły otworem. Nie zdziwił się widząc swojego przyjaciela, jednak nie spodziewał się jego towarzysza.

Beznamiętnym wzrokiem obserwował mężczyznę o ciemnych włosach i zielonych oczach, które wydały się znajome. Spojrzał pytająco na Lionela, ale ten jedynie pokręcił głową jakby sam nie wiedział o co tutaj chodzi.

Michael powoli podniósł się ze swojego fotela. Spuścił jedynie na kilka sekund wzrok, aby zapiąć marynarkę a w tym czasie tuż przed swoim nosem dostrzegł lufę pistoletu. Uniósł brwi zaskoczony takim powitaniem a następnie spojrzał na chłopaka młodszego od siebie. Uśmiechnął się kącikiem ust widząc jak jego ręka drży. Oczywiście Sanderson natychmiast zareagował i również trzymał nieprzyjaznego gościa "na muszce".

— Cóż za miłe powitanie. Muszę przyznać, że takie lubię najbardziej.

— Zamknij się.

Crawford parsknął śmiechem widząc jego poważną minę i zaciśnięte szczęki. Chwilową ciszę przerwało przeładowywanie broni i pełen groźby głos Leo:

— Kim ty do kurwy jesteś? Na razie wyglądasz na samobójcę, który wkroczył do paszczy lwa.

— Odłóż tą broń złociutki. Zrobisz sobie krzywdę.

— Nie mów mi co mam robić. Cały świat dowie się, że jesteś mordercą!

Tym razem donośny śmiech szatyna rozniósł się po gabinecie a Mike spojrzał na przyjaciela kątem oka również nie kryjąc rozbawienia.

— Spróbuj. Ale wtedy nie przekroczysz nawet progu. Tego gabinetu.

Młody chłopak pokręcił głową i pociągnął nosem. Był albo bardzo zdenerwowany albo obłąkany, ale obie te rzeczy na raz.

Niespodziewanie Michael wyrwał mu pistolet z rąk co ten zrozumiał dopiero po chwili. Odłączył od niego magazynek wciąż patrząc w jego zielone oczy i odrzucił gdzieś w kąt razem ze szkieletem broni.

Gdy zrozumiał, że już właściwie nie ma żadnych szans próbował uciec, ale udało mu się postawić zaledwie krok, gdy mężczyzna za nim pchnął go na skórzany fotel przed biurkiem. Brunet oparł się dłońmi o biurko i schylił na ile mógł sobie pozwolić, aby spojrzeć w jego oczy.

If onlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz