rozdział 5

20 3 0
                                    

- Gdzie tak lecisz, Naomi? - zaśmiał się Leo, łapiąc dziewczynę w swoje ramiona. Naomi zatrzymała się, patrząc na jego twarz, bardzo chcąc już stamtąd wyjść.

- Mam do załatwienia pewną sprawę, trochę się spieszę. - powiedziała dość nerwowo, wskazując na windę nieopodal. Chłopak nie zdziwił się nawet, bo ona zawsze musiała gdzieś wyjść, coś załatwić... Był ciekawy, co miała do zrobienia tamtego dnia.

- A gdzie idziesz? Znowu na jakąś misję?

- Można tak powiedzieć. I naprawdę się spieszę, mam trochę drogi do przebycia. - oznajmiła, wyswobadzając się z jego uścisku. Leo nie zatrzymywał jej i patrzył, jak nastolatka kieruje się do windy. - Zobaczymy się później, Leo. - dodała Naomi na odchodne, machając mu jeszcze ręką.

- Podwiozę cię. - zadeklarował chłopak, ale ona zatrzymała go gestem ręki, świadoma, że już chciał z nią iść. Nie chciała niczyjego towarzystwa, nawet jeśli Leo był jej chłopakiem. Chciała załatwić wszystko sama.

- Poradzę sobie. Nie zapominaj, że też mam prawko. - powiedziała głośno, pokazując mu kluczyki do auta, które zgarnęła chwilę wcześniej. Już po chwili wcisnęła w windzie guzik, a drzwi zaraz zaczęły się za nią zamykać. - Cześć!

~*~

- Widział ktoś Naomi?

Leo zerknął na szefową znad konsoli, na której wtedy grał, po czym wstrzymał grę. Christine, widząc, że chłopak najwyraźniej coś wiedział - i w dodatku był jedną z trzech osób, które siedziały wtedy w salonie - podeszła do niego bliżej.

- Niedawno wyszła. - oznajmił Leo, jak gdyby nigdy nic, przypominając sobie swoją dziewczynę znikającą w windzie. Choć wiedział, że ta dałaby sobie radę w różnych sytuacjach, był ciekawy i nieco zmartwiony faktem, że szukała jej szefowa. - A co się stało?

- Nic. Po prostu chciałam jej coś powiedzieć. Dzięki, Leo.

Christine prędko zaczęła odchodzić, przecierając twarz dłonią. Ta cała sytuacja z Zackiem spędzała jej sen z powiek. W dodatku, jeszcze Erick, adwokat, do którego udała się wtedy Naomi... To było dla niej za dużo, jak na te kilka dni. Nie sądziła, że jej życie będzie się tak komplikować, gdy wszystko było już w porządku.

- Christine, możemy pogadać? - odezwała się Danielle, doganiając kobietę. Christine przystanęła, by przyjaciółka mogła do niej na spokojnie podejść.

- Co się dzieje?

- Chodzi o moją córkę. I to zaangażowanie jej w tą całą akcję z waszym synem. - wyjaśniła prędko pani Beckett. Christine niemalże od razu położyła dłonie na jej ramionach, patrząc na jej twarz.

- Nic jej nie będzie, Danielle. Aktualnie się nie naraża w żaden sposób. - odparła kobieta zgodnie z prawdą, nie chcąc wtedy jej kłamać. Danielle jej przecież ufała. - Ja wiem, że nasz obawy i widzę to za każdym razem, czy Naomi dostaje misje. Albo ona, albo twoi synowie. Ale oni sami się zgodzili to robić i nie jestem w stanie ich od tego odwieść. - dodała, na co tamta nie mogła się nie zgodzić. Jej dzieci dobrowolnie zgodziły się na dołączenie do tamtej organizacji, dobrze wiedząc, co na co dzień robili. - Są w tym najlepsi i powinniście być z nich dumni. Jakkolwiek to może teraz brzmieć.

Zanim Christine odeszła, rozbrzmiał za nią głos Danielle, pełen nadziei i jakiegoś smutku.

- Po prostu... Nie wysyłaj ich na misje, z których mogą już nie wrócić.

~*~

Naomi dość szybko znalazła się pod odpowiednim adresem, ale nie weszła do budynku. Czekała na zewnątrz, przed kancelarią prawną, wypatrując wzrokiem odpowiedniego mężczyznę. Był jej jedyną nadzieją, jedyną deską ratunku dla Christine i Drago.

I wreszcie ktoś wyszedł z budynku, a ona od razu podbiegła do mężczyzny w czarnym garniturze i z teczką w ręku. To musiał być on.

- Przepraszam. Dzień dobry. Nazywa się pan Erick Conolly? - spytała, równając z nim kroku. Ten spojrzał na nią, nie zatrzymując się ani na moment. Spieszył się, a Naomi wtedy była jego przeszkodą.

- A co się dzieje? - odezwał się, a ona od razu zrozumiała, że dobrze trafiła. Uśmiechnęła się nieświadomie, patrząc na niego nieustannie. Liczyła na zwykłą rozmowę, nawet wtedy, gdy szli.

- Mogę zajść panu chwilę?

- Spieszę się do żony. - powiedział, przyspieszając nieco kroku. Nie ukrywał, że nie było mu na rękę rozmawianie z nią, że niezbyt chciał wtedy rozmawiać. Był piątek, on skończył pracę, a w domu czekała na niego żona...

- To naprawdę zajmie chwilkę. - oznajmiła, za wszelką cenę próbując go zatrzymać. Widziała tą niechęć, ale nie przejmowała się tym. Mógł o niej myśleć, co chciał, ale ona miała zadanie do wykonania i zamierzała, że wykonać.

Wreszcie mężczyzna się zatrzymał i westchnął cicho. Naomi również przystanęła, patrząc z dołu na jego dość przystojną twarz. Erick był spokojny i poważny, ale mimo to dziewczyna widziała w jego spojrzeniu pewien błysk. Ten niebezpieczny błysk, który miał każdy z rodziny Jennings.

- No proszę. Co się stało? - spytał, zamierzając mimo wszystko jej wysłuchać. Sam chciałby, żeby ktoś dał mu coś do powiedzenia, żeby go wysłuchał... Czy to w normalnej rozmowie z żoną bądź przyjaciółmi, czy na sali sądowej.

- Pańscy rodzice potrzebują pomocy. A bardziej pana brat, Zack.

Coś ukłuło go w serce, gdy usłyszał tamto imię. Przed oczami zaczęły przewijać mu się różne sytuacje z bratem i z rodzicami... Niektóre nie były za miłe, ale to wciąż była jego rodzina, czy tego chciał, czy nie.

Nie wiedział, skąd ich znała ani co robiła, zdawał sobie sprawę, czym zajmowali się jego rodzice, że brat brał narkotyki... Dlatego kilka lat wcześniej się od nich odciął, bo nie chciał, by ktoś ich z nimi kojarzył.

Erick westchnął, nie wiedząc, co zrobić w tamtej chwili. Nogi same zaczęły go prowadzić w odpowiednią stronę, z dala od Naomi i jej prośby. Może powinien jej wysłuchać, może powinien jej pomóc, ale wtedy zbyt wiele myśli kłębiło się w jego głowie, by mógł jej odpowiedzieć.

- Pomoże pan? - odezwała się, kiedy nie odszedł jeszcze za daleko. Serce waliło jej w piersi, musiała spróbować go jeszcze zatrzymać, musiała wiedzieć, czy się zgodzi.

Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, bijąc się z własnymi myślami po raz kolejny. Mimo wszystko wyciągnął swoją wizytówkę i zawrócił, by ją jej dać. Naomi w ciszy odebrała od niego ów rzecz, przyglądając się jej. I dopiero po chwili ogarnęła, że Erick zaczął od niego odchodzić, po raz kolejny z resztą.

- Dziękuję!

Nie zareagował, nie odpowiedział, ale ona nie oczekiwała odpowiedzi. Miała jego wizytówkę, jego numer, teraz mogła się z nim skontaktować i zaproponować jakieś spotkanie.

Bo zamierzała wykonać swoje zadanie na tysiąc procent.

Zawsze miej plan ucieczki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz