Rozdział 17

495 32 87
                                    

Pov: Mike

Obudziłem się wyspany jak nigdy. Potrzebowałem długiego snu po tym jak cztery dni ledwo spałem. Otwierając oczy od razu poczułem się lepiej. Mój wzrok od razu powędrował na okno. Czarna chmura dymu wyglądała na większą niż wczoraj.

Otwierając okno od razu usłyszałem helikoptery, które latały po niebie jak szalone. - Mike! Wstawaj szybko! Za piętnaście minut mamy do omówienia sprawy dotyczące Vecny - usłyszałem krzyk siostry, która była tuż za drzwiami.

Niezadowolony przewróciłem oczami i zacząłem szykować sobie nowe ubrania. Normalnie to bym zakopał się w kołdrze i nigdzie nie wyszedł, ale nastały ciężkie czasy, a my mamy ważne rzeczy do omówienia. Nie mogę tego lekceważyć.

Ubrałem się w świeże ubrania. Szybko umyłem zęby i rozczesałem swoje czarne loki. Niestety zrobił się straszny puch. Rzuciłem szczotką i zdenerwowany wyszedłem z toalety udając się do piwnicy.

W pomieszczeniu siedział Argyle, który oglądał telewizję obżerając się chrupkami. Chłopak zachowuje się jakby nie było końca świata. Może to dobrze?

Mój tata strasznie się wczoraj zdenerwował obecnością chłopaków, a zwłaszcza nie tolerował długowłosego chłopaka. Wczoraj w nocy głośno oglądał telewizję, przez co Ted bardzo się zdenerwował.

- Siema ziomeczku - pomachał mi, a ja przewróciłem oczami siadając jak najdalej jego. Błagam, żeby Jonathan i Nancy pośpieszyli się, bo nie wytrzymam z nim ani sekundy dłużej.

Na szczęście para zjawiła się w towarzystwie Dustina. Jonathan objął Nancy w talii i usiadł z nią na kanapie. Moja twarz wykrzywiła się z obrzydzenia. Nienawidzę szczęśliwych par.

Dustin usiadł obok mnie. Przywitaliśmy się ze sobą krótkim "hej". Chłopak nadal nie doszedł do siebie. To znaczy starał się być szczęśliwy, ale nie wychodziło mu to na dłuższą metę. Po śmierci najbliższej osoby trudno się pozbierać. Eddie był dla Dustina jak starszy brat nie dziwię się, że chłopak jest w rozsypce.

Kilka minut później w progach mojej piwnicy zjawił się Steve razem z Robin. Wzrok mojej siostry od razu powędrował na chłopaka. Zauważyłem mały uśmiech na jej twarzy. Głośno kaszlnąłem widząc żenujące zachowanie starszej siostry. Przytula się ze swoim chłopakiem, a jednocześnie rozbiera wzrokiem Steve'a Harringtona.

Dustin od razu przytulił się do swojego starszego przyjaciela i zmienił miejsce siadając obok niego. Zrobiło mi się trochę przykro, nie powiem, że nie. Nancy poinformowała nas, że Lucas nie zjawi się. Czarnoskóry jest w totalnej rozsypce i całe dnie spędza w szpitalu.

Zostało tylko czekać na Byers'ów i Hoppera. Zjawili się kilka minut spóźnieni. Mama Will'a, Hopper i El usiedli obok siebie, a Will'a i Aiden obok mnie. Poczułem jak moje serce przyśpiesza, kiedy wyczułem jak blisko mnie jest Will. Zacząłem przygryzać nerwowo wargi. Tak bardzo chciałabym go teraz dotknąć.

- Dlaczego Aiden tutaj przyszedł? Nie rozumiem tego. Nie ma nic wspólnego z drugą stroną - postanowiłem się odezwać. Odkąd blondyn przekroczył próg mojej piwnicy zaczął mnie strasznie denerwować. Nie miałem do tego jakiegoś większego powodu. On po prostu żyje.

- Skoro już został w to wmieszany to fajnie by było gdyby był na bieżąco - odezwał się Will uśmiechając się do mnie ironicznie. Przełknąłem ślinę patrząc w jego oczy, które były najpiękniejsze na świecie. Zjechałem wzrokiem na jego usta i czułem, że robię się cały czerwony.

- To nie czas na kłótnie! Sytuacja jest poważna - krzyknęła El, a ja spuściłem wzrok odsuwając się od Will'a. Nerwowo podrapałem się po głowie. - Od czego zaczniemy? - zapytał Steve patrząc na nas po kolei. - Nie wiem. Dlatego się spotykamy by to ustalić - odpowiedziała szatynka głośno wzdychając.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz