Rozdział 1 - Twój koniec oznaczał mój początek.

22 2 4
                                    

 Czy spokój był monotonny? Odpowiedź zależała od tego, kto i komu jej udzielał.

Gdyby zapytać dziecka, pewnie powiedziałoby, że, tak, oczywiście, że był. Co niby miało dawać trwanie w miejscu i nienapotykanie żadnych przeszkód po drodze?

Z kolei, gdyby spytać dorosłego, z pewnością rzekłby, że wcale nie. Chwilą spokoju należałoby się cieszyć i pielęgnować, zachowywać w pamięci i uczyć się z niej.

A gdyby zadać to pytanie Lloydowi, który tak naprawdę nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii, to stwierdziłby, że sam nie wie, co to jest ten spokój. Moment między jedną a drugą bitwą, wieczór bez żadnego treningu, a może nawet te kilka minut sam na sam?

Zresztą, gdyby nawet zdefiniował spokój, nijak nie określiłby jego charakteru. Czy było się w stanie powiedzieć, że coś widziało się jako pozytywne lub negatywne, jeśli to było aż nadto zmienne?

A spokój przecież taki dla niego był. W jednym momencie wydawał się go rozluźniać i utwierdzać w przekonaniu, że jeśli walczyć, to tylko dla tego.

W drugim napinał jego nerwy jak postronki, wpędzał w panikę i przypominał o ciągłym byciu czujnym.

Lloyd czasami miał wrażenie, że chyba tylko jemu spokój przeszkadzał.

Albo inni ukrywali swoje odczucia tak dobrze, jak on.

Kai i Nya odnaleźli się w poszukiwaniach rodziców, które jednak na razie były bezowocne. Mimo tego oboje nie tracili nadziei i nadal rozpytywali wśród mieszkańców swojej rodzinnej wsi. Resztę czasu spędzali w klasztorze na treningach lub w stolicy, pomagając w odbudowie miasta.

Lloyd przeważnie do nich dołączał, chociaż prace w mieście ewidentnie chyliły się ku końcowi, jako że pojawił się tam naukowiec, niejaki Cyrus Borg, który zdecydowanie je przyspieszył. Dodał przy tym dużo technologii, co niektórym nie przypadło do gustu. Lloyd wolał się w tej kwestii nie wypowiadać, sam dopiero uczył się podstaw, do których zaliczała się obsługa smartfona. Zrozumienie wszystkich zmian, jakie zaszły i zajdą w stolicy było dla niego poza zasięgiem.

Cole chciał naprawić swoje relacje z ojcem, dlatego też od kilku tygodni z nim mieszkał. Lloyd nie wiedział, w jakim stopniu to pierwsze mu się udawało, nie miał także większej możliwości, żeby się o to spytać, czasami jedynie widział swojego przyjaciela pomagającego na budowie w mieście. Życzył mu jak najlepiej, ale był też świadomy głęboko zakorzenionych zasad, które wyznawał Lou. Uznawanie, że wszystko z daną osobą było w porządku, jeśli tylko miała wysokie osiągnięcia, było jednym z nich.

Lloyd musiał przyznać, że jego ojciec też miał dziwnie ustanowioną hierarchię wartości, z utrzymaniem równowagi i balansu na czele.

Jakby na to tak spojrzeć, to pewnie dla jego ojca spokój był czymś najbardziej pożądanym w życiu. Lloyd nawet się temu nie dziwił.

Zane zdecydował się dowiedzieć więcej o sobie i większość swojego wolnego czasu spędzał w Brzozowym Lesie lub w latarni, gdzie wcześniej uwięziony był doktor Julien. Wspierał także Borga w unowocześnianiu stolicy. W głównej mierze odpowiadał za zaprogramowanie nowej sygnalizacji świetlnej, która nie musiałaby być przez cały czas zasilana prądem, tylko pobierałaby energię ze światła słonecznego i magazynowałaby ją na noc lub na okres gorszej pogody.

Lloyd miał ogromne pokłady zaufania w swojego przyjaciela, co nie znaczyło jednak, że jakaś jego część dalej nie trwała w przekonaniu, że całą tę technologię w końcu szlag trafi i będą zdani tylko na zapałki i latarki.

Jay, który był kompletnie zafascynowany potencjalną przyszłością miasta, zaangażował się w ten projekt całkowicie. Dzieląc swój czas między złomowiskiem a stolicą, snuł plany rodem z literatury science-fiction, w których roboty będą usprawniać życie mieszkańców. Lloyd powątpiewał, czy Mistrz Błyskawic kiedykolwiek słyszał o buncie robotów i próbie przejęcia przez nich kontroli nad światem.

Drogi ja z przyszłości [A Ninjago fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz