15. Oko za oko, ząb za ząb

1.6K 105 18
                                    

[Widzisz błędy, popraw mnie. Dziękuje.]

Katherine

Święta w rodzinie Ricci, były jak mina na którą stanęłaś. Wiedziałaś, że nie możesz się ruszyć, ale robiłaś to bo miałaś już dość i nie liczyłaś się z konsekwencjami. 

— Zjedz jeszcze coś Katherine. — Odezwała się moja teściowa. —Marnie wyglądasz. Leonardo powinieneś bardziej dbać o żonę, musi mieć trochę więcej ciała żeby urodzić nam zdrowego wnuka.

Zacisnęłam szczękę, a zęby wydały cichy zgrzyt. Alessandra była otyłą kobietą, z idealnie ułożonym kokiem na głowie. Jej mąż Gustavo niczym od niej nie odbiegał. Za każdym razem kiedy na mnie patrzył miałam wrażenie jakby pełznął po mnie obślizgły, wielki ślimak. Wzdrygnęłam się.

— Właśnie, Leonardzie jak idą starania nad naszym wnukiem. — Zapytał od razu Gustavo.

Zaczynało się.

Wiedziałam, że to zacznie kolejną niekończącą się spirale pytań o potomstwo, a to sprawo, że Leonardo stanie się nerwowy. Zemdlało mnie.
Mąż nabił na widelec sałatę i spojrzał gniewnie na swojego ojca.

— Już wam mówiłem wszystko w swoim czasie. — Odpowiedział.

— Ależ Leosiu, nie będziesz młodszy, a my wiecznie żyć nie będziemy. — Jęknęła starsza kobieta. — Chcemy nacieszyć się jeszcze wnukiem. — Potem wbiła surowe spojrzenie we mnie. — Katherine twoim obowiązkiem jest...

Uderzenie w stół pod wpływem, którego wszystkie naczynia się zatrząsły sprawiło, że teściowa zamilkła a ja przestałam oddychać.
Leonardo z dłonią zaciśnięte w pięść patrzył w swój talerz.

— Leonardzie. — Upomniał go Gustavo.

Przełknęłam z trudem jedzenie w ustach, chociaż wcale nie chciało mi przejść przez gardło.

— Jesteście w moim domu, siedzicie przy moim stole i jecie moje jedzenie więc domagam się szacunku. Skończcie to przesłuchanie i nie wpychajcie nosa w nie swoje sprawy.

Matka się oburzyła aż poczerwieniała na okrągłej twarzy.

— Jak możesz Leonardzie.

Mąż ledwo panowała nad gniewem.

Dalszy ciąg kolacji odbył się w ciszy, gdzie było słychać jedynie uderzenia sztućców o talerze. Później goście wyszli a gdy zamknęłam za nimi drzwi oparłam się o nie plecami i wzięłam kilka uspakajających oddechów. Wróciłam do salonu. Leonardo opierał się rękami o stół, patrząc gdzieś na oślep. Wiedziałam jak bardzo ściskał blat stołu.

— Leo... — Zaczęłam niepewnie, chociaż wiedziałam, że najlepiej było zejść mu z oczu. 

Zamilkłam gdy jednym szybkim ruchem uniósł ręce z taką siła, że stół runą na podłogę a wszystko co na nim było rozsypało się po pokoju.

Przestraszona przełożyłam ręce do piesi gdzie serce zdawało się zaraz wyskoczyć. Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc czy się ruszać, czy w ogóle oddychać. Migające światełka na choince i prezenty pod nią dawały złudne wrażenie ciepłej, świątecznej atmosfery. Jednak w tym domu było daleko do tego.  

Leonardo spojrzał na mnie oczami pełnymi gniewu i frustracji, zaczesując kosmyki włosów, które opadły mu na czoło. Zrobił krok w moja stronę, a ja się cofnęłam. To był bezwarunkowy instynkt przetrwania. Pomrugałam, żeby nie uronić łez, które cisnęły mi się do oczu.

— Katherine, podejdź do mnie. — Powiedział to cichym tonem lecz czaiła się w nim groźba. 

Wystawił rękę w moja stronę. Zawahałam się, bo gniew na jego twarzy nie ustąpił.

Złożona przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz