XII. Wątpił, aby był kiedykolwiek gotowy.

34 4 4
                                    

───────────────────────────────────────────────────────

Lloyd obawiał się, że tym razem nawet jego kochana mama nie udobrucha ojca, kiedy otrzyma od nich telefon.

Gabinet dyrektora był wyjątkowo ciasny, przez co cała szóstka miała problemy ze zmieszczeniem się we względnie komfortowych warunkach. Tylko Pixal, blado trupia ze stresu, siedziała na zapewne niewygodnym krześle. Bała się najbardziej z nich wszystkich, ale nie dziwił jej się. Przyjaźnił się z Skylor i Nyą na tyle, aby mieć przelotny kontakt zarówno z Pixal, jak i Seliel. Borg była wzorową uczennicą niesprawiającą problemów, z nieskazitelną oceną z zachowania na koniec roku. Lloyd też był raczej dobrym uczniem, ale dostał w swoim życiu paru uwag za jakieś głupoty typu gadulstwo.

Nie wiedział jednak, czy za to nie grozi im nagana.

Kiedy jechali w pośpiechu autem, Kai uspokoił ich, że wbrew pozorom dyrektor nie jest taki straszny, na jakiego wygląda i na pewno nic się nie stanie. Jakkolwiek mocno nie znosił Smitha, słyszał wiele o jego wybrykach, więc raczej znał się już na rzeczy.

Pan Smisson był wąsatym hiszpanem, który uczył tego właśnie języka w szkole, ale przede wszystkim był uzależniony od kawy, co stawało się tematem wielu żartów wśród uczniów. Mężczyzna był bardzo niski, pulchny i miał straszne małe oczka, przez co wyglądał dość zabawnie, ale mimo tego budził postrach, kiedy poprawiał swoje łysiejące włosy. Widocznie miał wrażenie, że jakimś cudem są źle ułożone, ale ich po prostu w większości miejsc nie było.

— A więc słucham, może panna Borg zacznie? — zaproponował, upijając łyk kawy. Blondynka jednak tylko zadrżała i wlepiła spojrzenie w biurko. Na szczęście, zgodnie z ich ustaleniem, uratował ją Cole.

— Wie pan, nie chcieliśmy wrócić przed końcem przepustki. Wszystko robiliśmy zgodnie ze statutem, dopóki nie... — urwał, patrząc niepewnie na Kaia.

— Pomyliliśmy się w obliczeniach — zapewnił Smith, obdarzając dyrektora uczynnym i niewinnym uśmiechem. Lloyd jednak wiedział, że ten uśmiech to tylko jego kolejna maska. Mimowolnie zadrżał na wspomnienie dość już dawnych wspomnień, kiedy w podstawówce go nękał. Kai chyba jednak dorósł, bo poza docinkami, nic mu nie robił.

— Podejrzewam, że się dobrze bawiliście i przez to się pomyliliście na tyle, że zawitaliście w progach szkoły o piętnastej? — spytał Smisson, uśmiechając się pod nosem. — Doskonale was rozumiem, ale musicie zrozumieć, że nie mogę tak tego zostawić. Zasady mieszkania w naszym internacie są bardzo klarowne. Jeszcze jestem w stanie zrozumieć pomyłkę u panny Borg i pana Garmadona, ale ty Smith? Jesteś tu trzeci rok, na pewno wiesz, jak to wszystko działa.

— Tak, wiem — przyznał niechętnie, widocznie urażony przypomnieniem o niezdaniu pierwszej klasy Kai. Lloyd zastanawiał się, czemu to się stało, skoro miał względnie dobre oceny, ale wolał nie wnikać. — Mogę tylko pana przeprosić w naszym imieniu i obiecać, że to się więcej nie powtórzy.

— Ile razy słyszę już tę obietnicę, Smith? I tak, zdecydowanie przepraszasz w imię grupy. Garmadon i Borg wyglądają na śmiertelnie przerażonych, Julien na załamanego swoim żywotem, a ty, Broocstone i Walker na porządnie zmęczonych. Dzieci, nie słyszeliście o tabletkach? Są genialne w walce z kacem — stwierdził, po czym westchnął. — No, to teraz muszę powiedzieć wam jakiś wykład, żeby się to już nie powtórzyło. Nasza szkoła nie może ponosić odpowiedzialności za to, co robicie poza nią w nieprzeznaczonych do tego godzinach. Alkohol to nie zabawa, choć jeden z was jest pełnoletni, więc co mi do tego. No, a teraz czas na karę...

Cień nad NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz