Pov: Mike
Dzisiaj nastał dzień, kiedy wyznam Will'owi swoje uczucia. Strasznie się stresuje, a w nocy nie zmrużyłem oka myśląc o tym jak mam mu to powiedzieć. Wczoraj jednak jeszcze obiecałem El, że pójdę z nią do szpitala odwiedzić Max, dlatego mam jeszcze dużo czasu na dobranie odpowiednich słów.
Schodząc na dół zauważyłem swoich rodziców przy stole. - Michael! - krzyknął mój tata, a ja wszedłem do kuchni. - O co chodzi z tym, że istnieje jakiś Vektna i on rozwalił nasze miasteczko. Do tego jakaś dziewczynka z super mocami - popatrzał na mnie zdezorientowany, a ja zamarłem.
- Skąd ty to wiesz? - starałem się ukryć swój stres co nie bardzo mi wychodziło. Skąd mój ojciec o tym wie? - Ten Argyle ciągle o tym mówi - machnął ręką, a ja otworzyłem usta chcąc poszukać jakiegoś dobrego wytłumaczenia.
- On ciągle ćpa i plecie jakieś głupoty - zaśmiałem się, a mój ojciec tylko pokręcił głową. - Mam nadzieję, że nie będzie tutaj na długo. Mam już go serdecznie dosyć - zgniótł gazetę i zwinnie wrzucił ją do kosza.
Zdenerwowany zszedłem do piwnicy i od razu ujrzałem długowłosego, który śmiał się do telewizora. - Upadłeś na łeb?! Dlaczego powiedziałeś o Vecnie mojemu tacie? - odebrałem mu pilota wyłączając telewizor przez co chłopak jęknął niezadowolony.
- Ale spokojnie! Trochę szacunku - odpowiedział, a ja miałem ochotę rzucić w niego pobliskim krzesłem. Ostatnio zrobiłem się bardzo nerwowy, ale mam ku temu swoje powody. - Wszystko powiem Jonathanowi! Masz szczęście, że mój ojciec w to nie uwierzył!
- Dobra idź do swojego chłopaka i zrelaksuj się trochę, a nie mi dupę zawracasz - uśmiechnął się cwaniacko, a ja bez zawahania rzuciłem w niego pilotem. - To nie jest mój chłopak - prychnąłem i wyszedłem trzaskając drzwiami.
- Też jestem za tym, aby wrócił do Kalifornii - powiedziałem do swoich rodziców i wyszedłem na zewnątrz, gdzie czekała na mnie El.
- Mike co ty taki wkurzony? - złapała mnie pod ramię, a ja cicho westchnęłem. - Nawet nie wiesz jak Argyle mnie wkurza... Dlaczego wszystkie osoby, które mnie wkurzają mają imię na literę A?
***
Wszedłem z El do szpitala, a moje nozdrza od razu wypełnił nieprzyjemny zapach choroby. Dziewczyna cicho westchnęła i weszła do sali gdzie znajdowała się jej przyjaciółka.
Wchodząc ujrzałem Lucasa, który bezczynnie wpatrywał się w dziewczynę. Wyglądał okropnie a jego oczy były strasznie zmęczone z powodu braku snu.
- Cześć - przywitałem się cicho z przyjacielem. Eleven usiadła na szpitalnym łóżku i chwyciła palce Max. Z powodu gipsu nie miała nawet jak chwycić jej ręki. W jej oczach pojawiły się łzy, a mi zrobiło się jej strasznie szkoda. W tych ciężkich czasach dziewczyna potrzebuje Max, ale ona niestety jest w śpiączce.
- Lucas wyglądasz okropnie... Może poszedłbyś do domu się przespać? - zasugerowałem widząc w jak opłakanym stanie jest czarnoskóry. - Właśnie Lucas ja będę przy Max... - odezwała się szatynka, ale chłopak nie wyglądał na przekonanego.
- No nie wiem... - przetarł swoją twarz. - Mike zaprowadź go do domu ja zostanę z Max - uśmiechnęła się słabo, a Lucas po chwili namysłu podniósł się z szpitalnego krzesła i razem wyszliśmy ze szpitala.
- Masz zamiar długo tak milczeć? - zapytałem chłopaka. Minęła nam połowa drogi, a my nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. - Mógłbym spytać cię o to samo - odpowiedział cicho.
- Przykro nam wszystkim z powodu Max...- Dzięki już to słyszałem - odpowiedział niezbyt miło, ale zignorowałem to. Nie chciałem się z nim kłócić, nie w tej sytuacji.
- Twoja dziewczyna jest zdrowa przynajmniej fizycznie, a Max? Leży w śpiączce - pociągnął nosem, a mi zrobiło się go szkoda. Lucas bardzo kocha Max i nawet nie chcę sobie wyobrażać być na jego miejscu.
Pamiętam jak w osiemdziesiątym czwartym czuwałem dnie i noce przy Will'u, ale to było co innego. Nie był w śpiączce, ale i tak cholernie się martwiłem i za nic w świecie nie chciałem opuszczać szpitala. Musiałem być przy nim i mieć pewność, że jest bezpieczny...
- Nie jest moją dziewczyną - powiedziałem zmrużając nerwowo oczy. Odkąd pamiętam Lucas najwięcej kibicował naszemu związkowi. - Co? - zmarszczył brwi. - El... Nie jest moją dziewczyną - powtórzyłem, a na twarzy przyjaciela pojawiło się zdziwienie.
- Co się stało? Wyglądaliście normalnie jak weszliście.
- Teraz jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedziałem głośno wzdychając. Nie chciałem mówić mu powodu naszego zerwania. Nie chciałem, żeby każdy wiedział. Wystarczy, że El wie, że jestem zakochany w Will'u.Następnie kilka minut minęło nam w ciszy. Pożegnałem się z Lucasem przyjacielskim przytulasem i odszedłem w stronę chatki Hoppera.
***
Serce waliło mi jak szalone. Ciągle zastanawiałem się jakie słowa będą odpowiednie. Nie chciałem powiedzieć czegoś głupiego chociaż znając mnie wyjdzie inaczej. Drżącą ręką zapukałem w drzwi. Nie musiałem długo czekać, a otworzył mi Will. Szatyn miał rozwalone włosy we wszystkie strony świata, a mimo to wyglądał ślicznie. Otworzyłem szeroko usta zapominając o świecie, który mnie otacza. Teraz liczył się tylko Will...
- Halo? Wszystko okej? - chłopak pomachał mi ręką przed twarzą, a ja zmieszany spuściłem głowę. - Ummm tak...
- Jesteś sam? - zapytałem bawiąc się swoimi palcami. Stresowałem się jak nigdy. - Nie ma nikogo. Hopper i mama pojechali zawieźć jakieś rzeczy dla potrzebujących, a Aiden wyszedł na spacer.Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc, że nie ma Aiden'a, a my będziemy sami. - Możemy porozmawiać? Proszę - zrobiłem szczenięce oczy licząc, że chłopak się na to skusi. Długo nad czymś myślał, ale po chwili przepuścił mnie w drzwiach, a ja wszedłem za nim.
Szatyn szedł przed mną, a ja intensywnie spoglądałem na każdą część jego ciała. Czułem jak robię się cały czerwony. Chciałbym, żeby chłopak był mój... Will Byers jest po prostu zbyt idealny.
- To o czym chcesz porozmawiać? - oparł się o futrynę, a myślałem, że umrę. Chłopak wyglądał tak cudownie i gorąco w tej pozycji... - Umm... - podrapałem się nerwowo po czole. - Bo ja muszę ci coś powiedzieć... Coś ważnego co uświadomiłem sobie niedawno - szatyn pokiwał tylko głową dając mi znak, że mam mówić dalej.
- Wtedy kiedy wyznałeś mi swoje uczucia... - nie dokończyłem bo Will od razu mi przerwał. - Mówiłem, żebyś o tym zapomniał! - oburzył się, a ja pokręciłem głową.
- Nie, nie chcę zapomnieć Will... Wtedy myślałem, że nic do ciebie nie czuje, ale kiedy pojawił się Aiden stałem się zazdrosny nie o naszą przyjaźń tylko dlatego, że się z nim całujesz! Ja chciałem to robić, a kiedy zdałem sobie sprawę było już za późno... - poczułem, że w moich oczach pojawia się kilka łez.
Szatyn spuścił swoją głowę unikając mojego kontaktu wzrokowego. Wiedziałem, że nad czymś intensywnie myślał, ale nic nie powiedział dlatego zacząłem kontynuować.
- Will ja po prostu chcę powiedzieć, że cię kocham... - spojrzałem w jego piękne jasne oczy, które tak cudownie błyszczały. Błądziłem oczami po jego twarzy, a następnie zjechałem wzrokiem na jego usta, które były lekko uchylone.
Jego usta prezentowały się tak dobrze, że nie mogłem się powstrzymać, aby ich nie spróbować. Podszedłem bliżej chłopaka. Szatyn nie odsunął się tylko patrzył prosto w moje oczy. Jednak coś mi nie pasowało. Zawsze gdy zbliżałem się do Will'a jego policzka robiły się czerwone, a teraz tak nie było. Pozostały one blade, ale zignorowałem to...
Położyłem rękę na jego policzek i lekko zacząłem gładzić jego skórę zatapiając się w jego tęczówkach. Nie czekając dłużej dotknąłem swoimi wargami tych jego. Już na samym początku poczułem ich smaczny smak tak, że zapragnąłem więcej. Pogłębiłem pocałunek... Jego wargi były tak smaczne i miękkie, ale coś mi tutaj nie pasowało... Nie poruszały się...
Odsunąłem się zdziwiony i zmarszczyłem brwi patrząc na szatyna. Miał szeroko otwarte oczy i wyglądał na strasznie spiętego. Zabolało mnie to, że nie odwzajemnił pocałunku... Liczyłem, że zaraz zmieni zdanie i będzie chciał mnie pocałować, ale nic takiego nie nastało.
- Mike... Ja już cię nie kocham... Spóźniłeś się...
_________________
kolejny rozdział dzisiaj😻
CZYTASZ
You are late |BYLER|
Teen FictionKiedy Mike nie odwzajemnia uczuć Will'a ten zakochuje się w kimś innym...