Rozdział 7

184 14 0
                                    

Lea

Wilkołaki, też mi coś. Prycham. Naćpali się i teraz chodzą i opowiadają głupoty. Kładę się na łóżku. Nigdy nie leżałam na wygodniejszym. Miękki materac, delikatna pościel i ciepło, powoli tulą mnie do snu. Tuż przed zamknięciem oczu widzę, że ktoś staje przed moimi drzwiami. Jego cień zasłania światło wpadające z korytarza do pokoju przez szparę pod drzwiami. Domyślam się, że to Sky. Stoi tak chwilę, potem wzdycha i odchodzi.

Dlaczego mam ochotę iść do niego i sprowadzić go tutaj? Albo spać razem z nim w jego pokoju? Chyba mi też dali jakieś prochy. Inaczej nie potrafię tego wyjaśnić.

Wstaję przed południem, mając nadzieję, że mężczyźni już oprzytomnieli i będę mogła przedyskutować warunki wypuszczenia mnie. Biorę prysznic, ubieram się w letnią sukienkę. Wchodzę na korytarz. Widzę dwóch innych niż wczoraj ludzi, którzy pilnują szczytu schodów. Napinają mięśnie na mój widok i uważnie śledzą każdy ruch. Podchodzę do nich powoli. Patrzą groźnie, szykując się do potencjalnej gonitwy za mną. Nie mam zamiaru uciekać. Przynajmniej jeszcze nie.

– Cześć, wiecie, gdzie jest Sky? Muszę z nim pogadać. – Uśmiecham się przyjaźnie. Nie chcę ich denerwować. Są wysocy i bardzo umięśnieni. Nie miałabym z nimi najmniejszych szans.

Widzę, że oczy jednego z nich na chwilę robią się czarne i nieobecne. Cofam się o krok. To nie jest normalne zjawisko. Powinnam się już chyba przyzwyczaić, że w tym domu dzieją się dziwne rzeczy.

– Może pani zejść na dół – odezwał się w końcu, gdy jego oczy wróciły do naturalnego zielonego koloru.

– Yyy... Dziękuję. – Obydwoje kiwają mi głowami.

Najpierw niepewnie schodzę piętro niżej. Gdy widzę, że nikt mnie nie ściga, już spokojnie kroczę na parter. Przy schodach widzę Blake'a. Stoi oparty o balustradę. Prostuje się, gdy mnie zauważa.

– Dzień dobry, Leo. Zapraszam na śniadanie. – Obdarza mnie swoim czarującym uśmiechem.

– Cześć, Blake. Dzięki, ale chyba najpierw wolałabym porozmawiać ze Sky'em. Wiesz, gdzie on jest?

– Ma kilka ważnych spotkań. Zobaczycie się pewnie dopiero wieczorem. A teraz chodź.

Spodziewałam się, że pójdziemy do salonu, ale Blake kieruje mnie do kuchni. Wskazuje miejsce przy stoliku, na którym ułożony jest już zestaw podobny do wczorajszej kolacji. Siadam, a Blake nalewa mi do kubka herbaty. Siada na wprost mnie.

– Jedz – zachęca. – Mam ci kilka rzeczy do pokazania.

– Co takiego? – pytam, sięgając po pieczywo. Skoro jeszcze tu jestem, muszę najeść się na przyszłość.

– Alfa prosił, bym pokazał ci naszą watahę – mówi z entuzjazmem.

– Myślałam, że te dragi już z was zeszły. – Zapadam się na krześle.

– To nie są dragi, Lea. – Poważnieje. – Wiem, że to wszystko wydaje ci się nowe i niedorzeczne, ale z czasem się przyzwyczaisz i wszystko zrozumiesz.

– Z czasem? Ale ja chciałam pogadać ze Sky'em o moim odejściu stąd! Nie chcę tu mieszkać. Znalazłam się tu przypadkiem i chcę iść dalej. – Czuję, że serce przyspiesza.

– Przykro mi, ale to nie będzie możliwe. Jesteś partnerką alfy i nie możesz go opuścić.

– Nie jestem niczyją partnerką! Nie macie prawa mieszać mnie w jakieś swoje chore układy! Nie możecie mnie tu trzymać! – Wstaję i biegną do drzwi.

W ciele wilka [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz