9

880 51 3
                                    

PEDRI

W tamtym momencie świat sie zatrzymał. Nadal nie wierze w to co zobaczyłem.

***

Siedzieliśmy tak do rana. Oparci o blat kuchenny, Gavi w moich ramionach. Rozmawialiśmy o wszystkim. Chłopak przyznał się, że od dawna sie samookalecza a ja zaproponowałem mu profesjonalną pomoc. Cały czas powtarzałem mu, że jestem przy nim i zawsze będe dla niego wsparciem. Obiecałem mu, że nigdy go nie opuszcze i zamierzałem dotrzymać obietnicy. Gdy nastolatkowi skończyły się już łzy siedzieliśmy w ciszy. Obejmowałem go mocno i nie zamierzałem puścić. Tak mocno bolała mnie jego próba, że sam miałem ochote płakać, lecz nie mogłem. Nie pomyślałem, że Gavi jest do tego stopnia zniszczony aby posunąć się do takich rzeczy. Przysiągłem sobie, że od teraz będe dbać o niego jak o nikogo innego.

***

Przyglądałem mu sie podczas treningu. Zachowywał się normalnie. Zapewne nie chciał wzbudzać podejrzeń. Bałem sie o niego. Nie chciałem żeby stała mu sie dalsza krzywda. Dałbym wszystko żeby go naprawić. Po treningu, gdy zostaliśmy na chwile w samotności w szatni postanowiłem do niego zagadać.
- Gavi?
- Hm?
- Myślałeś już może o psychiatrze? - zobaczyłem jak się spiął. Okropnie nie lubiłem gdy tak robił.
- Tak. Ale czy to nie odsunie mnie od piłki?
- Gavi, coś ty. Nie odsunie.
- W takim razie...
- Hm?
- Chciałbym zacząc spotykać się z terapeutą.
Na te słowa podniosłem się z ławki, podszedłem do młodszego i czule go objąłem.
- Jestem z Ciebie taki dumny. Bardzo się ciesze, że chcesz zacząć leczenie.
- Ja też. Dziękuje.
- Za co?
- Za Ciebie. To dzięki Tobie podjąłem tą decyzje - nie odpowiedziałem. Łzy samoistnie zaczęły spływać po moich policzkach.
- Kocham Cie, Gavi. Jako kumpla. Zasługujesz na najlepsze.
- Ja Ciebie też, Pedri. Ty zasługujesz na to samo.
- Brakowało mi tego, wiesz? - brunet cicho się zaśmiał, na co odpowiedziałem - Tego też.

***

Reszte dnia spędziliśmy w moim pokoju grając na konsoli. Czasem dawałem małolatowi fory żeby nie poczuł sie źle, ale ogólnie wygrywałem. Gdy nadszedł wieczór zamówiłem coś na kolacje i przypilnowałem abyśmy zjedli ją razem.
- Smakowało? - zapytałem wyrzucając resztki do śmietnika.
- Było okej, wiesz, że nie bardzo przepadam za chińszczyzną.
- To nic. Najważniejsze, że cokolwiek zjadłeś. Następnym razem zamówimy coś innego - stwierdziłem znów opadając na kanape obok bruneta.
- Wiesz co? - zapytałem go, po raz kolejny patrząc mu głęboko w oczy
- Co?
- Ciesze sie, że nadal tu jesteś.
- Ja też. Gdyby nie ty to nie wiem co teraz by ze mną było.
- Nie wierze, że kłociliśmy się o takie głupoty - zażartowałem rozluźniając atmosfere.
- Racja. Nadal wszystko pamiętam.
- Ja też. Każdy najmniejszy szczegół.
- Ale było warto. Zobacz gdzie teraz jesteśmy.
- Święta racja. Jesteśmy tam, gdzie powinniśmy być, 100 razy silniejsi niż wcześniej.
Widziałem jak do oczu Gaviego napływają łzy.
- Nigdy nie docieniałem naszej przyjaźni tak jak teraz - powiedział delikatnie, łamiącym się głosem a po jego policzku spłynęła samotna łza.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze - powiedziałem i wytarłem jego wilgotny policzek - Uwierz mi.
- Wierze Ci. Cały czas Ci wierzyłem - po raz kolejny się uścisneliśmy. Troche irytowało mnie to, ale wiedziałem, że Gavi szczególnie potrzebuje teraz czułości więc zignorowałem to. Teraz liczył się tylko i wyłącznie on.

My Valentine | Gavi x PedriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz