17. Zaproszenie

18 5 8
                                    

W domu Emilii dwudziesty czwarty grudnia zaczynał się bardzo leniwie, a wieczór był gonitwą z czasem. Około osiemnastej mama stwierdzała, że czas się zbierać, ale najpierw trzeba zrobić coś z ciasta francuskiego, żeby było co zjeść po powrocie. Emilia jedną ręką nakładała smażone pieczarki z cebulą na plaster kupnego ciasta, a drugą przeglądała w telefonie cudze piękne choinki i co jakiś czas odpisywała „I wzajemnie, bogatego Mikołaja i karpia bez ości, hihi". Mama około osiemnastej trzydzieści biegała w papilotach i pytała się taty, który jak co roku oglądał „Powrót do przyszłości", czy mamy być na dwudziestą, czy możemy być później, na co tata, nadal w domowych spodniach i nieogolony, twierdził, że celujemy na dziewiętnastą. Mama na to zaczynała krzyczeć, że nie tak się umawiali, wbiegała do pokoju Szymona, by go pospieszyć, a potem do kuchni, żeby spytać, co tak śmierdzi spalenizną. Emilia tymczasem dalej lajkowała ładne pary w świątecznych czapeczkach.

– Emilia! Wyjmij te paszteciki i ubierz się! Za pięć minut wychodzimy!

Emilia tyle lat już żyła z własnymi rodzicami, że wiedziała, że nie ma co się spieszyć. Kiwnęła głową, po czym wróciła do lajkowania. Dalej wpatrzona w ekran spróbowała wyjąć paszteciki z piekarnika, ale okazało się to niewykonalne. Westchnęła. Co za świat. I czemu ciasto francuskie z pieczarkami ludzie nazywają pasztecikami, skoro nie są z pasztetem? Koniecznie musiała się podzielić swoimi przemyśleniami z innymi. Chciała zrobić zdjęcie „pasztecików", ale nie wyglądały zbyt estetycznie. Może gdyby zrobić zdjęcie na lepszym talerzu... Może trzymać talerz w dłoni na tle choinki? I da napis na to „paszteciki bez pasztetu", hashtag: wigilia. Albo coś tam Christmas. Co za specjalista od contentu, pochwaliła siebie Emilia, przełożyła gorące i lekko czarne paszteciki na srebrny talerz i ruszyła do salonu. Tymczasem mama biegała z sukienkami na wieszakach od pokoju Emilii do lustra w przedpokoju, pokrzykując coś w stylu „Spóźnimy się! Znowu twój ojciec będzie gadał!". Mama wbiegła w Emilię, kilka pasztetów pospadało, niszcząc karkołomną pasztetową choinkę. Emilia jęknęła, ale pozbierała to, co upadło i nie zamierzała się poddać – świąteczny post musi być.

– Posprzątaj, Emilia! Co to za okruchy! Niebieska sukienka czy czerwona?

– Czerwona.

– Chyba zwariowałaś, na czerwono na święta? Jak Mikołaj będę wyglądać...

Ojciec stał pięć centymetrów od telewizora i nieśpiesznie zapinał guziki koszuli. Był jakiś poważny fragment filmu, tata był skupiony i marszczył brwi. Emilia przesunęła go trochę, by mieć lepsze ujęcie choinki i pasztetów.

– Patrz, Emilia. W latach dziewięćdziesiątych nosiłem taką kurtkę. Byłem wtedy chudy jak Szymon. Ciekawe, co z tą kurtką...

– Przecież już w nią nie wejdziesz.

– Może Szymon wejdzie.

Ojciec dopiął guziki, narzucił marynarkę i postanowił pogonić towarzystwo, jak on to mawiał.

– Emilia, zostaw te jedzenie, zaraz wywalisz na podłogę. Asiu, gotowa jesteś? Szymon? Za pięć minut wychodzimy.

Mama zaczęła pojękiwać, że tak jest zawsze, że wszystko na jej głowie, że dziadek będzie narzekać, że zawsze się spóźniają, że prezenty trzeba znieść do samochodu, że dlaczego Szymon założył sweter, a nie koszulę, a czemu Emilia ma brudne buty i czemu telewizor jeszcze włączony. Emilia tymczasem wybierała filtr dla zdjęcia i denerwowała się, że jeden z pasztecików był ustawiony do obiektywu spaloną częścią. Teraz tylko mieć nadzieję, że się nikt nie zorientuje. Podobno każdy patrzy na swoje zdjęcie do pół godziny, a obserwatorzy poświęcają ułamek sekundy. Kliknęła „udostępnij".

Kawa z automatu [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz