-Nie ma za co ale wiesz to trochę dziwny początek znajomości.-Powiedział.
Byłam bardzo zmieszana, chciałam go poznać w tymczasem rzuciłam mu się jak głupia w ramiona.
-Tak, masz rację-Odpowiedziałam.
-Przypomnisz mi swoje imię?-Zapytał podnosząc mnie.
-Ivy-odpowiedziałam-A ty jak jak się nazywasz?
-Neteyam-Odpowiedział podając mi rękę.
Usiedliśmy na pniu przy ognisku i zaczęliśmy rozmawiać.
-Więc skoro już znam twoje imię to opowiesz mi coś o sobie?-Zaproponowałam.
-No dobra, więc mam 16lat i no jak już wiesz mam trójkę rodzeństwa-Kiri, Tuk i Lo'aka-powiedział wskazując na każdego palcem-Pewnie zastanawiały cię nasze dłonie, mój ojciec Jake nie jest do końca na'vi bo pochodzi od ludzi z nieba przez co jego geny wpłynęły na dłonie Lo'aka, natomiast ja i Tuk mamy już normalne.
Gdy usłyszałam o ludziach nieba nieco się przeraziłam.Tata dużo o nich opowiadał, że są źli i nie można im ufać.Ostatnim razem ich przybycie skończyło się wojną, która miała miejsce jeszcze przed moimi narodzinami, na szczęście zakończyła się wygraną Pandory.Stwierdziłam że oleję ten fakt, przecież skoro jest teraz na'vi to nie może być zły prawda?
-A Kiri?-zapytałam-Ona też ma 5palców.
-Jest adoptowana, jej mama też pochodziła od ludzi nieba, ale dzięki temu że miała swojego avatara jest teraz na'vi-odpowiedział-Jej matka połączyła się z Eywą a ojca nie znamy, dlatego teraz jest z nami.
-A skąd jesteście?
-Z leśnych terenów Pandory.
-Dlaczego tu przylecieliście?-zapytałam-Twój tata jest Torukiem Makto, pewnie nieźle wam się powodziło...
-Wręcz przeciwnie-opowiadał-do narodzin Tuk było super ale kilka lat po tym zaczęli nas atakować ludzie nieba
-Dlaczego to robią?
-Pragną zemsty.Mój tata kiedyś był jednym z nich, jego zadaniem było zebranie informacji na temat klanu Omatikaya, przekazanie ich do odpowiednich służb a na końcu mieli to wykorzystać aby zniszczyć Pandorę, jednak zakochał się w mamie i zrezygnował.
-Jak to się skończyło?-Najwyraźniej zauważył że mnie to zaciekawiło bo lekko się uśmiechnął i kontynuuował swoją wypowiedź.
-Praktycznie wszyscy ludzie zginęli, oprócz jednego-Quaritcha, on był najgorszy z nich wszystkich.Tata dzielnie z nim walczył ale do jego komory przedostało się powietrze z Pandory i zemdlał, na szczęście mama postrzeliła Quaritcha z łuku i uratowała tatę.Odlot co nie?
-Totalnie.-W tym momencie złapaliśmy głęboki kontakt wzrokowyz którego nie chciałam się odrywać, on chyba też ale przeszkodziła nam jego siostra.
-Neteyaam!-Wykrzyczała Tuk biegnąc do nas.
-Co tam Tuk?-Zapytał.
-Widziałeś gdzieś Lo'aka?-Zapytała rozglądając się za starszym bratem.
Neteyam zaczął rozglądać się dookoła w poszukiwaniu zguby.Postanowiłam mu trochę pomóc więc od razu wskazałam palcem w stronę dwóch na'vi którzy ze sobą rozmawiali śmiejąc się razem.
-Wiesz co...-zaczął w stronę małej-on chyba jest zajęty czymś...a raczej kimś-Spojrzał na mnie uśmiechając się co odwzajemniłam.
Chwilę później Tuk zobaczyła rodziców i Kiri i od razu do nich pobiegła.
-To co teraz twoja kolej-Powiedział.
-Moje życie nie jest ciekawe tak jak twoje.-Odpowiedziałam obojętnie.
-Napewno?-Zapytał zdziwiony.
-Co mam ci powiedzieć no mam 15 lat lubię pływać i nurkować i chyba tyle.
-No widzisz a ja nurkować nie umiem-odpowiedział-a pływanie też za dobrze mi nie wychodzi.
-Można to wywnioskować po waszym wyglądzie, znaczy rękach i ogonie.Nie żeby to było złe ale...
-Spokojnie, wiadomo że nigdy wam nie dorównamy.Mimo to będę się starał żeby szło mi jak najlepiej.
-Napewno sobie poradzicie, to nie jest takis trudne ale musicie ćwiczyć wstrzymywanie oddechu na długi czas ,bo to jest najważniejsze.
-Tak szczerze już nie mogę się doczekać.-Oznajmił.
-Za to ja zawsze chciałam zobaczyć leśne tereny-odpowiedziałam-musi być tam pięknie...
-No i jest...a raczej było, bo po wojnach już traci swój urok.
-Przykro mi że oni was tak prześladują...
-Jak narazie jest okej ale boję się, że tutaj też nas znajdą-Do jego oczu zaczęły napływać łzy.
-Ty płaczesz?-Zapytałam zmieszana.
-Nie, nie nic mi nie jest.-Odpowiedział.
-Przecież widzę, że coś nie gra...
Chwilę sisdział w ciszy po czym w końcu mi odpowiedział.
-Boję się o rodziców, moje siostry i brata.Chcę żeby to wszystko się skończyło.-Dodał, po czym jeszcze bardziej zalał się łzami.
Byłam lekko w szoku, że tak się otworzył
przede mną ale z drugiej strony cieszyłam się, że mi zaufał i to wyznał.-Spokojnie...-Powiedziałam po czym lekko się wahając przytuliłam go.
Myślałam że weźmie mnie za zwykłego sxkawnga natomiast on też mnie przytulił.
-Przepraszam, że ci się tak zwierzam-powiedział-poprostu się boję i czuję że nikt mnie nie rozumie.
-Może to za wcześnie, bo prawie wogóle się nie znamy ale jeżeli będziesz potrzebował się wyżalić to przyjdź do mnie, możesz mi zaufać.-Oznajmiłam.
-Dziękuję.-Odpowiedział odsuwając się ode mnie.
-Nie ma za co.
-Wiesz co widzę że moi rodzice już czekają za mną-powiedział odwracając się w ich stronę-będę już się zbierał.
-Dobrze to widzimy się jutro.
-Jeszcze raz dzięki-powiedział na pożegnanie-dobranoc Ivy.
-Dobranoc Neteyam.
Gdy odchodził odwrócił się jeszcze raz w moją stronę z uśmiechem machając mi na pożegnanie co też uczyniłam.
Stałam tak jeszcze przez jakiś czas aż podeszła do mnie Tsireya.
-No no no widzę że ktoś tu się cieszy-Powiedziała-No i jak?
-Fajnie wsumie a u ciebie?-Zapytałam.
-Też było super, pogadaliśmy na różne tematy bo się okazało że mamy ze sobą trochę wspólnego.A ty o czym rozmawiałaś z Neteyamem?
-Nie obraź się ale zostawię to dla siebie, w końcu mi zaufał-odpowiedziałam-ale powiem ci tyle, że gdy z nim rozmawiam, CZUJĘ JAKBYŚMY ZNALI SIĘ OD ZAWSZE.
CZYTASZ
~𝓨𝓸𝓾𝓻 𝓮𝔂𝓮𝓼 𝓸𝓷 𝓶𝓮~ᴀᴠᴀᴛᴀʀ♡
FanfictionIvy to nastolatka zamieszkująca wraz z rodziną Morski obszar Pandory.Dziewczyna ma starszą siostrę i brata- Tsireyę i Aonunga oraz rodziców-Tonowari'ego oraz Ronal pęłniących dużą rolę w klanie Metkayna.Pewniego dnia do mieszkańców dochodzi nowina o...