rozdział 12

23 2 0
                                    

Dzień mijał spokojnie. Naomi i Leo siedzieli tamtego dnia w salonie - on na jednym z foteli, ona na jego kolanach, wtulona w jego ciało. Było jej wyjątkowo wygodnie i ciepło, czyste bezpieczeństwo biło z jego strony.

- Zastanawiałaś się, co będzie dalej? Kiedy w końcu przestaniemy to robić? - odezwał się chłopak, niezwykle ciekawy, jaki ona miała stosunek do tamtego tematu. Sam zastanawiał się nad tym ostatnimi czasy.

- Nie, jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam. - odparła zgodnie z prawdą, bawiąc się bransoletką, którą dodała nie tak dawno temu. Nie spojrzała na swojego chłopaka, choć on spojrzał na nią.

- A co z nami? Myślałam nad tym?

- Czemu o to pytasz w ogóle? - spytała nagle, odsuwając się, by w spokoju spojrzeć na jego twarz. Zmarszczyła brwi, ciekawa, dlaczego wypytywał ją o takie rzeczy. Nie miała nawet pojęcia, że on planował tamtą rozmowę od dawna.

- Po prostu odpowiedz. - nakazał, a ona musiała się chwilę zastanowić nad tamtym pytaniem i odpowiedzią.

Naomi wróciła do swojej poprzedniej pozycji, a on dał jej czas na odpowiedź. Chciał wiedzieć, najzwyczajniej w świecie chciał wiedzieć, czy ona widziała z nim przyszłość.

- Wielokrotnie. Czuję się z tobą bezpiecznie, nawet jeśli robimy wszystkie te rzeczy. Wiem, że mogę ci ufać, że mogę na tobie polegać. Jesteś inny, niż mój były, i to w tobie cenię najbardziej. - powiedziała w końcu, naprawdę cicho, ale Leo doskonale ją słyszał. Jeśli już mówiła cicho, to wiedział, że było to stuprocentową prawdą. - Nie wiem, co będzie dalej, czy kiedykolwiek się rozstaniemy, czy któreś z nas nie zginie na którejś z misji... Prowadzimy dość niebezpieczne życie, nie da się zaprzeczyć, ale nie chciałabym rezygnować z tego, co jest między nami.

- Ja tak samo. - przyznał, po czym pocałował ją w głowę, na co uśmiechnęła się szeroko. Kochała go, jego troskę, jego determinację, jego spokój... - Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie. - dodał, zmieniając nieco swoje położenie, by wyciągnąć z kieszeni pewną rzecz.

- Co ty robisz?

Dziewczyna patrzyła kompletnie zdezorientowana na poczynania swojego ukochanego, który prędko wyciągnął niewielkie czerwone pudełeczko. Otworzył je i, choć nie klęknął na jedno kolano, bo wciąż siedzieli, ona zaczynała rozumieć, do czego zmierzał. I nie wiedziała, co ze sobą zrobić.

- Leo? - odezwała się ponownie, ale on jedynie otworzył pudełeczko, ukazując tym samym pierścionek zaręczynowy. Naomi poczuła, że łzy zaczęły gromadzić się w jej oczach.

- Wiem, że jesteśmy jeszcze młodzi, ale cholernie mi na tobie zależy i nie chcę, żeby to się skończyło. - powiedział, unosząc wzrok, by zobaczyć jej reakcję. Uśmiechnął się, mimo że serce waliło mu wtedy w piersi, jak oszalałe. Spodziewał się naprawdę wielu scenariuszy, ale miał nadzieję, że się zgodzi. - Zostaniesz moją żoną?

- Ale ckliwe. - skomentował nagle pewien chłopak, zupełnie psując tamtą aurę między nimi. Oboje odwrócili się w jego stronę, mordując wzrokiem. - Wy tak na serio? - spytał, unosząc brew do góry w niedowierzaniu.

- Boże, zabij mnie albo ja zabiję jego. - jeknęła Naomi, opierając głowę na piersi Leo. Ten położył dłoń na jej plecach, jednak ona natychmiast się uniosła, mierząc chłopaka wzrokiem. - Co ty tu robisz, Zack? Nikt cię tu nie zapraszał.

- Przyszedłem poznać kilka osób, pracowników moich starych... Ale jak widać, chyba w czymś przeszkodziłem. Nie przeszkadzajcie sobie. - powiedział, jakby od niechcenia, ale to jeszcze bardziej rozwścieczyło dziewczynę, która wstała na równe nogi, mordując Zacka z góry.

- Wyjdź stąd, idioto, bo nie ręczę za siebie. Teraz. - warknęła, kiedy ten uniósł na nią swój wzrok. Uśmiechnął się, nawet nie ruszając się ze swojego miejsca. - No już! - wrzasnęła, na co on zaśmiał się cicho, powoli podnosząc się na równe nogi.

- Już, spokojnie, ślicznotko. Nie podskakuj.

- Co ty powiedziałeś? - spytała, a w jej żyłach zaczęła krążyć jedynie wściekłość i żądza zemsty. Nienawidziła, kiedy ktoś tak na nią mówił.

- Chłopie, odwal się od nas, bo gorzko tego pożałujesz. - warknął Leo, wychodząc przed swoją dziewczynę i patrząc na chłopaka przed sobą. Naomi spojrzała na nich obu, próbując się jakoś uspokoić.

- Zadziorny. - skomentował Zack, nic sobie nie robiąc z gróźb nastolatków. Nie zdawał sobie sprawy, że oni byli w stanie go zabić nawet w tamtej chwili, bez żadnego oporu ani bez żadnej broni. - Widzimy się niedługo, ślicznotko.

Zack wreszcie wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych. Serce Naomi wciąż waliło w piersi, a w oczach zebrały się łzy, ale nie te szczęścia, które miała na początku.

- Naomi, już, spokojnie, kochanie. - mruknął Leo, przyciągając ją do uścisku. Dziewczyna zaczęła płakać w jego koszulkę z bezsilności. Nie wiedziała już, co robić. - Daj spokój. To zwykły idiota i tyle. Nie zawracaj siebie tym głowy.

Usiedli z powrotem na fotelu, a Leo przytulił do siebie dziewczynę, chcąc ją jakoś pocieszyć. Widział, że była w totalnej rozsypce, zdawał sobie sprawę, że emocje wciąż w niej buzowały, a chęć zemsty na Zacku rosła nieustannie.

- Zniszczył naszą chwilę, nie wybaczę mu tego nigdy. Nienawidzę go całą sobą. - powiedziała Naomi, zaciskając dłonie w pięści, przez co zbielały jej knykcie. Leo położył dłoń na tych jej, rozluźniając jej uścisk.

- To już nieważne, tak? Jego już tu nie ma, jesteśmy tylko my. - wyszeptał, odgarniając włosy z jej twarzy. Pocałował ją w głowę, po czym położył dłoń na jej policzku, nakierowując jej twarz w swoją stronę. - Już? Uspokoiłaś się?

- Przepraszam cię za to wszystko. To miała być nasza chwila, nasz idealny moment... Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam. - jeknęła ponownie, wciąż niezbyt się uspokoiwszy. Jedyne, o czym wtedy myślała, to zabicie Zacka z zimną krwią, nie przejmując się jego rodzicami, czy bratem.

- Ja potrzebuję tylko jednego słowa, by wiedzieć już wszystko.

Zawsze miej plan ucieczki 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz