【XXXIX】Pułapka śmierci

59 4 3
                                    

*POV Jeff*

- Wszyscy na pozycjach? Odbiór - powiedziałem do krótkofalówki, którą wraz z paroma innymi potrzebnymi rzeczami kupiliśmy po drodze. Siedziałem w krzakach niedaleko bramy do budynku. Po drugiej stronie drogi, dokładnie w takiej samej kryjówce znajdował się Masky

- C-ciężarówka przyjeżdża z-za sze-szesnaście m-minut je-eśli się nic n-nie zmieni. O-odbiór - głos Hoodiego odpowiedział mi cicho

Wziąłem parę wdechów i założyłem kask na głowę. Nie ciężko było odwzorować ubiór strażników, gdyż jedynie składał się ze standardowych jeansów i koszuli, na którą była nałożona kamizelka kuloodporna i hełm motocyklowy. Ich budżet najwyraźniej wchodził w pełni w coś innego...

- Co zamierzacie zrobić jak to wszystko się zakończy? Jakieś plany? Odbiór - Tim powiedział spokojnym tonem

- Kupić tonę gofrów! - Toby zaśmiał się - I może pójść na randkę... O-odbiór! - zakłopotany szybko urwał wypowiedź

- Tak to byłby całkiem dobry pomysł... - nie byłem daleko Maskyego więc usłyszałem jak mówił to do siebie

- W-wystarczy m-mi czas spędzony z-z ro-rodziną... Ch-chociaż f-fajnie by by-było wyjść w-wspólnie na strzelnicę ja-ak kiedyś. Odbiór - Brian powiedział cicho, co trochę wzruszyło jego brata. Ostatnio musieli spędzać mało czasu razem, ale nie wnikam

- A ty skrzacie? Odbiór - zwróciłem się do Bena

- Skrzat teraz zajmuje się kamerami jak obiecał, więc mu nie przeszkadzaj. Odbiór - blondyn mruknął od niechcenia

- A możecie się skupić na misji? Nie mam ochoty zbierać was z podłogi jak coś się stanie przez waszą nieuwagę. Odbiór - Smiley zabrał głos tylko po to by nam to oświadczyć

- Mamy jeszcze trochę czasu. Wyluzuj. Odbiór - przewróciłem oczami

- G-guys? Nie m-mamy czasu właśnie... C-ciężarówka zmieniła k-kurs... B-będzie u-u was z-za d-dwie minuty - Hoodie poinformował nas szybko

Już nikt się po tym nie odezwał. Masky jedynie dał mi znać dłonią, że jest gotowy i schował się spowrotem do krzaków

Ostatni raz wypuściłem głośniej powietrze z płuc. W końcu na horyzoncie pojawił się nasz środek transportu. Razem z Timem sprytnie wsunęliśmy się pod samochód i przytrzymaliśmy podwozia. Jeśli Ben się nie mylił, to jedyne miejsce, którego nie sprawdzają podczas wjazdu na posesję. I faktycznie miał rację. Dostaliśmy się do środka bez problemu

- Pamiętaj. Jeśli będziesz trzymać się planu, wszystko wyjdzie dobrze - brunet skarcił mnie w momencie, gdy chciałem wejść do środka

- Wiem. Omawialiśmy wszystko parę razy - położyłem ponownie dłoń na klamce

Gdy Ben dał nam znak, że kamery są przygotowane, oboje ruszyliśmy w swoje strony

Niestety już na początku napotkałem się na pewien problem. Mianowicie dwóch strażników, których nie powinno tam być

- Ey ty! Co tu robisz. Zebranie jest na dziesiątce - warknął wyższy, gdy zobaczył, że się zatrzymałem w miejscu

- No nie wiem. Nie uczestniczę w nim? - powiedziałem sarkastycznie, nie zdając sobie sprawy, w jakie gówno może mnie to wprowadzić

- Ma tupet. Podoba mi się. Zostawmy go skoro i tak sami unikamy tego przynudzania. Ey młody. Chcesz iść z nami na faje? - blondyn zwrócił się do mnie, na co tylko zaprzeczyłem kręcąc głową - Twoja strata

Gdy poszli odetchnąłem. Jednak musiałem się spieszyć, gdyż cała ta sytuacja spowodowała opóźnienie, co mogło mieć zły wpływ na całokształt akcji. Udało mi się jednak podjebać identyfikator jednego z typów, co ułatwi Benowi pracę. Nie będzie musiał się męczyć z hackowaniem drzwi

- Jestem na pozycji. Odbiór - szepnąłem do krótkofalówki i stanąłem w martwym punkcie kamer

- Dobra już załatwiam... kamery dezaktywne na cztery minuty za trzy... dwa... jeden! - było słychać jak skrzat wciska przycisk

Teraz albo nigdy. Wszedłem szybko do środka i stanąłem w pustym korytarzu. Gdzie ja miałem iść... czekaj... Masky miał się zająć lewą stroną... dlatego też poszedłem na prawo i co chwila zaglądałem przez małe szybki na drzwiach... Ale pomieszczenia były puste. Coś nie grało

- Jeff? Tutaj nic nie ma. Dosłownie. Odbiór - usłyszałem lekko poddenerwowany głos Tima z krótkofalówki

- T-to pułapka! W-wy-wycofa-! - to były ostatnie słowa, które zostały wypowiedziane od strony Hoodiego. Później rozległ się huk, większa strzelanina, którą zresztą było słychać również na zewnątrz, a następnie szum dochodzący z zepsutego urządzenia

Wtedy z drugiego końca korytarza przybiegł do mnie brunet

- Musimy mu do cholery pomóc! Nie zostawię tak brata! - wrzasnął już nie przejmując się, czy zwróci tym uwagę strażników. Porwał ode mnie nóż i nawet nie zauważyłem kiedy ruszył w stronę wystrzałów

- Masky poczekaj! - również się zerwałem. Jednak będąc coraz bliżej... pod naszymi nogami walało się coraz więcej trupów. Niektóre zabite z precyzją, a inne z ranami niezdarnie szarpanymi

- T-tim! - nagle wpadł na nas zapłakany Toby. Tylko czemu nie jest z Brianem?! Powinni być razem! - Pomóż kurwa błagam! - chłopak nie potrafił się uspokoić i nieprzerwanie pociągał nosem

Widziałem, że został postrzelony w rękę, jak i z jego rany na nodze dość mocno sączyła się krew... może i nie czuł bólu ale w takim tempie sam się wykrwawi

=Autodestrukcyja. Aktywna. Czas. Dwie. Minuty=

Wszystkim krew zaczęła buzować w żyłach, a oddech przyspieszył. Ticci zaciągnął nas w dość mocno zagruzowane miejsce

- Brian! Co tu się stało?! - zamaskowany natychmiast znalazł się przy bracie, którego noga była zmiażdżona pod płatami zerwanego sufitu

- B-bomby na cz-czujnik... m-musicie uciekać... - pierwszy raz chłopaka było można spotkać bez kominiarki. Czerwień krwi spływającej z jego rany na czole podkreślała odcień szarości jego oczu. Miał delikatne rysy twarzy, a spod kaptura złotej bluzy, wystawały poszarpane, jasnobrązowe pasma włosów

=Autodestrukcja. Aktywna. Czas. Półtorej. Minuty=

- Nie zostawimy cię tak!!! - Masky zapłakiwał się, gdy usilnie próbował choć trochę wyswobodzić nogę bliskiego

Toby bezwiednie wtulił się w mój tors, a ja objąłem go ramieniem, jedynie co mogąc zrobić, to jak głupiec stać i patrzyć się na całą sytuację

- T-to bez sensu - chłopak chwycił brata za tył głowy i przyciągnął go do siebie. Oparł czoło o jego i zamknął oczy - U-uciekajcie... - powtórzył, a ja nie wiedziałem kiedy chwyciłem Tima za nadgarstek i siłą chciałem zaciągnąć z budynku

Wyrywał się, a raczej szarpał całą swoją siłą, by wrócić tam gdzie był

=Autodestrukcja. Aktywna. Czas. Jedna. Minuta=

Dopiero po tym ogłoszeniu się uspokoił. Ostatni raz popatrzył na brata. Ten się uśmiechnął, zapewniając, że jest w porządku

Później nasza trójka znalazła się przed budynkiem. W oddali słyszeliśmy ostatni komunikat, gdy na naszych oczach, cała posiadłość, wraz z niczego nie świadomymi ludźmi w środku, wybuchła. Siła odrzuciła nas na plecy. Gdy ja i Toby podnieśliśmy się automatycznie, Masky jedynie przewrócił się na kolana i wciąż krzyczał imię najbliższego w rozpaczy. Sam nie wiem co działo się później. Pamiętam własne poczucie winy, które szarpało mną od środka, oraz ból od kolejnych oparzeń na ciele. Następnie najwyraźniej straciłem przytomność...

*Hewwo

To... ja... ten... uh....

Hate na autora tutaj -->

Ale dłuższy rozdział, nie? To uh... dobrze? Hehe... Ludzie mnie teraz nienawidzą ^-^"

(Niczego nie żałuję. Nawet wylanych łez pisząc to)

*Deathcup~

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz