Rozdział 32. Mavra

84 5 0
                                    

Opracowanie planu zajęło nam cały dzień, choć i tak był beznadziejny, niedoskonały i bardziej prawdopodobne było, że się nie uda i wszystko się zepsuje. Nie mieliśmy jednak wyjścia, musieliśmy coś zrobić, a pomysł, mimo że wiele rzeczy było absurdalnych i zapewne niewykonalnych, musiał wystarczyć.

Spakowaliśmy szybki prowiant, Alessander wyposażył nas w broń i z niezbyt wielką nadzieją mogliśmy ruszać.

- To beznadziejny plan - westchnął Aspen.

- Jesteś zbyt negatywnie nastawiony - powiedziałam, wychodząc na ganek. Słońce w leniwym tempie chyliło się ku zachodowi, śnieg dalej utrzymywał się na ziemi. Lucas podleciał do mnie i przysiadł na ramieniu. Wiem, że wszystko słyszał, bo widziałam, jak siedział przy oknie.

- A ty? Myślisz, że to genialny plan, prawda?

Kruk pokręcił przecząco głową.

- No cóż, jaka szkoda, że nie możesz nic powiedzieć.

Dziobnął mnie w głowę, na co poruszyłam ręką, grożąc, że go zrzucę.

- Nie przesadzaj, nie jest aż tak najgorszy. - Nawet nie wiedziałam, po co próbowałam wmówić wszystkim, że jest dobrze, mimo że sama tak nie myślałam. Wiedziałam, że plan jest beznadziejny i nie ma prawa się udać.

- Jest - wtrącił Alessander, wychodząc zza tyłów domu. Postanowiliśmy, mimo protestów Aspena, zabić Puszcznika, tak dla bezpieczeństwa. Król, tak czy siak, zdobyłby go, jednak woleliśmy utrudnić mu poszukiwania. Mimo wszystko trochę szkoda było mi zwierzaka, nie zrobił nic złego, ale odsunęłam te uczucia na bok, miałam w tamtej chwili trochę większe zmartwienia. Chłopak upewnił się, że wejście na teren z klatkami jest dobrze zamknięte. - To jest najgorszy plan, jaki słyszałem w życiu.

- Ale się na niego zgodziłeś.

- A miałem wyjście?

Wzruszyłam ramionami.

- Nie bardzo.

- Wiesz, zawsze jest jakieś prawdopodobieństwo, że może jakimś cudem się uda - dorzucił po chwili, na co uśmiechnęłam się zwycięsko.

Poszliśmy na tył budynku, gdzie czekały już przygotowane sanie z końmi. Jeszcze jeden przystanek na Wyspie Mgły i mogliśmy popłynąć na Wyspę Odcieni. To pierwsze zadanie, jakie nas czekało, mogło być najtrudniejsze ze wszystkich.

Alessander usiadł na przodzie, ja i Aspen zajęliśmy miejsca z tyłu. Ruszyliśmy.

Wjechaliśmy w las. Drzewa obsypane były białym puchem, płozy sań zostawiały dwie ciągnące się za nami linie.

- Z całego tego planu, ta część jest najgorsza - rzucił Aspen.

- Uda nam się. Musi.

- A jeśli nie?

Zamilkłam na chwilę, wpatrzona w mijane drzewa. Zima tu była jeszcze piękniejsza niż we Wiosce Szarości.

- Będziemy mieli przesrane.

***

W pewnym momencie słońce całkowicie schowało się za horyzont i jechaliśmy w ciemności. Droga upływała nam spokojnie, bez przeszkód. Sanie pędziły przez śnieg na południe, w stronę Miasta Mgły.

Lucas patrolował okolicę, krążąc pośród drzew. Odprężyłam się nieco, ciesząc z przejażdżki i próbując nie zadręczać się myślami. Jednak nie było to proste, zważając na to, co mieliśmy za chwilę zrobić. Pomysł był skrajnie głupi, ale wydawało się to jedyną opcją, żebyśmy wygrali lub choć mieli jakiekolwiek szanse.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz