Cisza, spokój, pustka, to tylko kilka słów które definiowały drogę, przez którą dreptałem. Drugi dzień wędrówki nie sprzyjał ani moim krótkim nogom, ani organizmowi, któremu zaczynało brakować wypoczynku w porządnym "gniazdku".
Kolejne kilometry, kolejne godziny zastanawiania się: Czy to na pewno był dobry pomysł? Czy ta podróż ma w ogóle sens? Czy nie lepiej wrócić w rodzime strony i żyć spokojnym życiem?
Pytania te i podobne zadręczały moją głowę bez przerwy. Miałem ochotę przywalić sobie w głowę czymś ciężkim żeby tylko przestała nadmiernie myśleć.
--------------------------------
Gdy słońce zaczynało powoli zachodzić, z daleka ujrzałem drogę. Taką drogę po której jeżdżą kolorowe blachy na gumowych kołach. Przyspieszyłem kroku licząc że tamta droga doprowadzi mnie do miejsca w którym będę mógł spędzić noc i może znaleźć coś innego do jedzenia, niż to co natura dała na leśnych terenach.
Gdy byłem już przy ulicy, nagle jedna z rozpędzonych blaszanych konstrukcji przejechała w tak szybkim tempie, że aż zatoczyłem się o kilka kroków w tył. O dziwo dalej nic już nie przejeżdżało, postanowiłem więc jak najszybciej przedostać się na drugą stronę by uniknąć powtórki sytuacji sprzed chwili.
Postawiłem jedną nogę na ulicę cały czas rozglądając się za ewentualną nadchodzącą maszyną. Nie zauważając żeby coś miało w najbliższym czasie nadjechać zacząłem stawiać kroki, z każdym kolejnym coraz to szybsze. Po drugiej stronie było wydzielone miejsce, po którym mogłem iść tak, by żadna głupia blacha na mnie nie wjechała.
Kroczyłem obok ulicy żwawym krokiem, licząc że jak najszybciej znajdę miejsce warte uwagi. Gdy słońce niemalże schowało się za horyzontem za rogiem ujrzałem staw. Stawiając szybkie kroki ku wodzie usłyszałem śpiew. Piękny śpiew, wysokie nuty jakie wydobywał z siebie posiadacz tego głosu doprowadzały mnie do łez. Zawsze kochałem muzykę i tylko ona była w stanie tak bardzo ukazywać moją wrażliwość.
Kierując się dźwiękiem zignorowałem staw i zacząłem rozglądać się za źródłem. Dopiero po chwili moje oczy spoczęły na o ironio, kaczce. To był samiec. Był piękny, mniejszy ode mnie, pióra jego były ciemniejsze niż zwyczajne. Jeszcze nigdy żadna inna kaczka nie zwróciła tak mojej uwagi. Byłem coraz bliżej, lecz on nawet nie zwrócił na mnie uwagi gdyż śpiewał z zamkniętymi oczami.
W pewnym momencie chyba skończył piosenkę, ponieważ ucichł, lecz nadal nie otwierał oczu. Dzielił mnie od niego jakiś metr, może półtorej.
- Pięknie śpiewasz - odezwałem się na tyle cicho, żeby go nie wystraszyć oraz na tyle głośno żeby mnie usłyszał.
Ten momentalnie otworzył oczy zrywając się na równe nogi. Wtedy zobaczyłem jego oczy. Matko kochana nigdy nie widziałem piękniejszych oczu. Duże z ciemno czekoladowymi tęczówkami i niesamowicie długimi rzęsami. Jedyne co mi się nie spodobało to, to że w tym cudownym spojrzeniu widziałem strach.
- Liam jestem! Przepraszam! Nie chciałem Cię wystraszyć. Po prostu usłyszałem Cię i nogi same mnie tu zaprowadziły - zacząłem się tłumaczyć, lecz mój dziób został zasłonięty skrzydłem brązowookiego.
- Nie krzycz! Tam - wskazał w stronę stawu - wszyscy śpią, obudzisz ich. Nic się nie stało, nie spodziewałem się tu nikogo, szczególnie o tej porze.. Zachary, ale mówią mi Zack - wyszeptał zabierając skrzydło z mojej buzi. - I dziękuję za komplement - zachichotał spuszczając lekko głowę w dół.
- Miło mi Cię poznać Zack - wyciągnąłem skrzydło w jego stronę na co on do razu odwzajemnił gest i wesoło potrzasnął naszymi złączonymi kończynami.
- Co tu robisz? Właściwie skąd się tu wziąłeś. Nie jesteś stąd. Kojarzyłbym cię jakbyś był z okolic - rozgadał się, na co zaśmiałem się cicho.
- Cóż nic nadzwyczajnego. Ruszyliśmy z dwójką przyjaciół z rodzinnych stron w poszukiwanie przygód, mieliśmy dość monotonii w naszych życiach i jednego dnia po prostu ruszyliśmy w świat. Właściwie to szybko się rozdzieliliśmy i każdy poszedł w swoją stronę i tym sposobem drugi dzień idę, i szukam miejsca do zamieszkania - streściłem swoją historię.
- Odważnie - pomachał głową z uznaniem. - Ja bym się bał. Tu mam rodzinę, najlepszego przyjaciela i dużo znajomych. Nie wiem czy bez nich dałbym w ogóle radę - zaśmiał się.
- Widzisz w moim dawnym stadzie życie toczyło się cholernie nudno. Miałem narzucone duże restrykcje od rodziców. Codziennie tylko wstajesz, pływasz, idziesz spać. Nie było tam absolutnie nic do roboty - rozłożyłem skrzydła wzruszając nimi lekko.
- Tu też nie ma, chyba że zadajesz się z Willem - pokręcił głową w jakby zamyśleniu. - To mój najlepszy przyjaciel. Śmieszna sprawa, zawsze wszyscy tutaj śmieją się że jesteśmy czymś w rodzaju "partnerów w zbrodni". Za każdym razem jak coś się stanie to pierwsze podejrzenie leci na nas dwóch. No ale to nie moja wina, że zawsze ma zabawne pomysły, a ja nie mogę się oprzeć ich realizacji - zakończył z udawanym oburzeniem na co zaśmiałem się ciut za głośno, więc moje skrzydło natychmiastowo znalazło się przy dziobie, aby stłumić dźwięk.
- Moi przyjeciele są super, Lia i Edward. Tyle że chyba za często i za bardzo poróżnialiśmy się w wielu sprawach i przez to chyba nie zaszlismy za daleko wspólnie. Mamy bardzo odmienne zdania w wieku kwestiach i ciężko było nam się mentalni dogadać.
- Rozumiem. Znaczy nie rozumiem, mam wrażenie że z Willem myślimy identycznie. On zawsze wie co mi jest, czego potrzebuje, jak się czuje, i że wzajemnością. Musisz go poznać. - zastanawiałem się jak to jest mieć kogoś takiego.
- Nie mogę się doczekać - odparłem wesoło, choć można było wyczuć w moim głosie nutę smutku - Nie ma tu może gdzieś miejsca, w którym mógłbym przenocować? - zapytałem z nadzieją w głosie po chwili ciszy.
- Jest, na pewno jest! Możesz zostać tu na dłużej jeśli tylko chcesz. Nikt nie będzie miał problemu. Mogę ci jutro pokazać okolice - ożywił się wesoło.
Nie chciałem się narzucać, ale wizja spędzenia więcej czasu z nim była niesamowicie kusząca. Przytaknąłem więc, a on machnął ręką zachęcając mnie do pójścia za nim. Doszliśmy nad brzeg stawu, Był tam mostek, większy pomost, mniejszy, a co za tym idzie dużo zakamarków, w których można było się zadomowić.
- Podejdź tu - wyszeptał naprawdę cichutko, zapewne nie chcąc zbudzić śpiących wokół nas kaczek, a ja ruszyłem ostrożnie w jego stronę. Wszedł pod mniejszy pomost i poczołgał się jak najdalej od wody. - Tu zazwyczaj śpię, czuj się jak u siebie.
- Przytulnie tu - pokiwałem głową w geście uznania i wczołgałem obok - dziękuję Zack. Dobranoc.
- Nie ma za co. Dobranoc Li.

CZYTASZ
Kaczki, Kaczuszki i Kaczuszeczki
AdventureGdzie trzy zaprzyjaźnione kaczki - Cecylia, Edward oraz Liam - żyjące w ciągłej monotonii postanawiają opuścić rodzinne strony i wyruszyć w podróż w nieznane, by zmienić swoje nudne życia. Nie długo po rozpoczęciu wyprawy rozdzielają się. Zobaczcie...