Prolog

2.5K 44 3
                                    

Monako, 2011

Charles i Victoria właśnie wracali razem z zawodów. Były dla nich całkiem udane, bo Charles był drugi, a dziewczyna po walce ostatecznie zajęła miejsce trzecie. Podium uzupełnił jeden z ich przyjaciół, Pierre. Rozmawiali przez całą drogę z Francji do Monako. W samochodzie byli również rodzice Charlesa i tata Victorii. Mama została w Monako, gdzie tego samego dnia, brat dziewczyny miał mecz piłkarski. Gdy już dojeżdżali do Monako, a co za tym idzie Monte Carlo i ich domów, do pana Devis zadzwonił telefon od żony. Po krótkiej rozmowie rozłączył się i zwrócił się do córki. 

- Wygląda na to, że Douglas sobie nie pogra przez jakiś czas. - powiedział poważnie, kręcąc głową, gdy chował telefon do kieszeni. Victoria nie wiedziała, o co chodzi jej tacie, ale domyśliła się, że pewnie dostał za coś karę.

- Czemu? Ma jakąś karę czy co? - zapytała dziewczyna ze zdezorientowaną miną. Charles siedzący obok przyjaciółki również zainteresował się rozmową, jako że znał Douglasa, bo często bywał w domu państwa Devis. 

- Nie... - westchnął ojciec - Zrobił coś sobie w nogę, czekają na karetkę

- Co? Ale chyba nie złamał? - zapytała. Jej brat nigdy nie miał poważnej kontuzji, z resztą podobnie jak ona. Oboje zawsze mieli duże szczęście w sporcie i udawało im się unikać nieprzyjemnych sytuacji. A teraz Douglas po raz pierwszy w życiu doznał kontuzji.

- Mama mówi, że nie wiadomo. Z tego co zrozumiałem, to jego trener uznał, żeby lepiej pojechać do szpitala i to sprawdzić. Przecież znasz Douglasa, z własnej woli by tam nie pojechał. - mówił pan Devis. Wydawał się być nie zbyt bardzo przejęty sytuacją, bo znał szczęście swojego syna i pewnie myślał, że ostatecznie to tylko stłuczenie, albo coś delikatnego. O jak bardzo mógł się wtedy mylić. Inne emocje wyrażali Victoria i Charles.

- Coś mi tu nie gra...Douglas zawsze unikał kontuzji...mam nadzieję, że tym razem też mu nic nie będzie, przecież ma mieć teraz mecze. - myślała nad tym, w jaki głupi sposób brat to zrobił. Była niemalże pewna, że albo ktoś go kontuzjował, albo zrobił po prostu coś czego nie powinien i się nabawił. Wiedziała, jak dobrze grał jej brat i nawet w niego nie zwątpiła.

- Oby tylko nic poważnego - powiedział chłopak patrząc raz na Victorię, raz na jej tatę, którego nazywał często wujkiem. Znał jej brata od dłuższego czasu i on również doskonale wiedział, jak dobrze potrafi grać. Już nie raz go widział na jakimś meczu albo treningu.

- Ee tam, złego licho nie bierze - zażartował pan Devis. Był wyjątkowo nieprzejęty całą sytuacją.

- Tato!! - Victoria i Charles nie potrafili ukryć rozbawienia żartem jej taty więc się cicho zaśmiali. - Mama pewnie już panikuje... - powiedziała po chwili

- Zapewne tak, więc pojedziemy do nich. Pewnie nie zajmie to długo, więc jak wrócimy do domu to na spokojnie się wyśpisz do szkoły. - zapewnił ją tata posyłając jej uśmiech, co ona odwzajemniła. Do rozmowy wtrącił się do tej pory cichy ojciec Charlesa.

- Oby tylko młodemu nic nie było, szkoda jakby nie mógł grać, a dobrze mu idzie - spojrzał ze szczerym uśmiechem na swojego przyjaciela, po czym przeniósł wzrok na młodszą dwójkę - Na którą jutro do szkoły dzieciaki?

- Na 10 - odpowiedział Charles

- No to przynajmniej się wyśpicie - ojcowie obojga się zaśmiali, a Victoria i Charles się tylko uśmiechnęli. Wtedy chłopak postanowił ponownie już podjąć temat ich szkoły.

- Dlaczego nie moglibyśmy chodzić do szkoły tak jak Pierre? On to ma fajnie, uczy się tego co chce i kiedy chce - powiedział w kierunku swojej mamy. To właśnie ona zazwyczaj miała kontrargumenty, żeby odwieść syna od tego pomysłu.

Till you're mine ~ Charles Leclerc || Lando NorrisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz