Feren

25 4 8
                                    

Dwunastego maja trafiłem w objęcia śmierci. Nie dane mi było zaznać wielu lat pośród żywych, ale co mogłem się temu dziwić? Gdy na mojej rodzinie ciążyło pewne piętno, zadane przed wiekami, nie mogłem liczyć na spokojne i szczęśliwe zakończenie.

Widok morza – jedyna rzecz, którą naprawdę potrafiłem pokochać. Nie góry, nie doliny, nawet nierozciągające się na zachodnim wybrzeżu klify z jaskiniami. Mieszkanie przy plaży miało swoje plusy, w czym jeden istotny – cisza i spokój… A przynajmniej wtedy, gdy na plaże nie przychodzili mieszkańcy miasteczka.

— Chyba Ci się przysnęło Dominic! — zawołał wesoło Nolan, próbując powstrzymać się od śmiechu.

— Milcz. — warknął drugi chłopak, podnosząc głowę. — Nawet nie wiesz, jak teraz mnie twarz boli, gdy ją dotykam.

Podpierałem się z początku dwiema rękami za plecami. Słysząc rozmowę dwójki nastolatków, wiedziałem, że nie skończy się jedynie na rozmowie. Ściągnąłem okulary, zakładając je na włosy. Przyjrzałem się dwójce przyjaciół.

Rudowłosy przykucnął nad Dominiciem z szerokim uśmiechem. Przyglądał się przez chwilę zaczerwienieniom na jego twarzy. Dźgnął go palcem w policzek, na co ten syknął i odepchnął Nolana od siebie. Upadł na ziemię.

— Nie dotykaj mnie Lan! — mówił z wyrzutem.

Nolan odpowiedział głośnym śmiechem.

— Jak to możliwe, że dostałeś poparzenia? Mamy maj! W Irlandii jest teraz może z trzynaście stopni Celsjusza.

— Doprecyzowując, w maju w ciągu dnia jest średnio około piętnastu stopni — wtrącił nagle trzeci chłopak, podchodząc do nas. — Poczytajcie sobie o tym w internecie w pierwszych lepszych statystykach.

Wycierał ręcznikiem włosy. Zaraz za nim podeszła do nas dziewczyna. Pokręciła zrezygnowana głową, widząc to, co się działo. Nie wypowiadałem się. Wolałem słuchać. Byłem tu tylko dlatego, że zostałem zaciągnięty na spotkanie siłą przez starszego brata.

— Seamil ma bardziej zmienną pogodę i wahania temperatury niż taki Dublin. A jeżeli chodzi o moje poparzenia… — tu zwrócił się do rudowłosego — mam "nadwrażliwą cerę" jeśli o to chodzi.

— Biedaku Ty mój… Ale wiesz, że istnieje coś takiego jak krem z filtrem? — Nolan nie potrafił powstrzymać się od śmiechu.

Dominic chwycił za złożony koc i rzucił nim w rówieśnika. Nolan wygrzebał się spod niego, zostawiając jedynie zalążek na swojej głowie. W tym samym momencie dziewczyna zrobiła zdjęcie.

— Pokaż mi to Quinn!

Zerwał się z ziemi. Zajrzał dziewczynie przez ramię, gdy ona pokazywała zdjęcie mu i mojemu bratu. Nie musiałem widzieć, co zawierało. Analizując kąt, pod jakim Quinn je wykonała, domyśliłem się, że zdjęcie nie uchwyciło jedynie Nolana pod kocem, ale także mnie i Dominica.

— Duch chyba się nie bawi — wtrącił nagle Nolan, zwracając się do mnie. — Wolałeś siedzieć w swojej ciemnicy kolejny dzień, niż spotkać się z przyjaciółmi?

— Nie lubię, gdy ktoś napastuje mnie o ósmej rano we własnym łóżku, żebym dołączył do jakiejś zabawy.

— To nie jakaś tam zabawa! Świętujemy, że Alastar został przyjęty na pełen etat u Evansa! Marzył o tym od dzieciaka. Ty się nie cieszysz?

— Dosyć skomplikowane pytanie.

Przeniosłem wzrok na starszego brata. Wesołe ogniki w jego oczach przygasły całkowicie, gdy na mnie spojrzał. Ze mną było dosyć podobnie, gdy patrzyłem na niego – choć tych ogników nie było od samego początku dnia.

Feren || One-ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz