☯️Rozdział 11

531 41 4
                                    

Kiedy budzę się rano, coś przyjemnie łaskocze mnie w nos. Na granicy snu próbuję to z niego zrzucić, jednak gdy tylko poruszam ręką, tego czegoś pojawia się więcej. Zaskoczona otwieram oczy i zauważam Camilę pochrapującą cicho i leżącą na mnie. Jej włosy rozsypały się na całej twarzy, więc właśnie to było źródłem moich łaskotek.

- Mila, wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły! – obie podskakujemy na dźwięk męskiego głosu, który prawdopodobnie należy do ojca dziewczyny. Brunetka niemal biegiem zrywa się ze mnie, w popłochu rozglądając się po pokoju.

- Cholera, jak mogłam nie ustawić budzika – mamrocze, aż jej wzrok pada prosto na moją osobę. – Szlag, Jauregui, to twoja wina. Najpierw mnie rozpraszasz, dekoncentrujesz, a potem usypiasz i sprawiasz, że zapominam o bożym świecie – zaczyna ściągać koszulkę, no co podnoszę się na łokciach, skanując uważnie jej półnagie ciało z szerokim uśmiechem. – Głupek! – kiedy zauważa, co robi, rzuca mi na twarz materiał przesiąknięty jej zapachem, tym samym zabierając mi cały widok.

- Ej! – warczę, ściągając koszulkę, ale niestety zdążyła ubrać kolejną. – To nie fair!

- Trzeba sobie zasłużyć – pokazuje mi język i poprawia włosy.

- Jestem ofiarą, należy mi się – stwierdzam, opadając na łóżko oraz przykładając sobie dłoń do czoła.

- Na śmierć o tym zapomniałam! Nie mogę cię przecież tutaj tak zostawić – pociera skronie, przyglądając mi się uważnie. – Musimy pojechać do ciebie. Napiszę mamie, że robię projekt z Normani i zostaję u niej na noc, a w tym czasie zajmę się twoim inwalidztwem.

- Wypraszam sobie – marszczę brwi i robię gniewną minę. – Palce mam jeszcze sprawne. Pokazać ci?

- Zboczeniec – szepcze na jednym wydechu, otwierając usta ze zdziwienia. Uśmiecham się łobuzerko, a następnie z małą pomocą brązowookiej siadam na łóżku.

Dziewczyna zakrywa sobie oczy i podaje mi jeden ze swoich za dużych t-shirtów. Przyjmuję go, od razu ubierając, choć widok jej zaróżowionych policzków zdecydowanie poprawia mój dzień. Przez chwilę rozmawiamy, ustalając ostatnie szczegóły, aż z dołu słychać dźwięk zamykanych drzwi, co oznacza, że rodzice Camili wyszli już do pracy.

Brunetka wychyla się ostrożnie na korytarz, upewniając się, że faktycznie zostałyśmy same. Powoli wstaję i przy jej małej pomocy schodzę ze schodów. Cabello jeszcze zamyka dom na klucz, a potem ruszamy prosto do mojego samochodu. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, rzucam jej kluczyki. Spogląda na mnie zaskoczona i mam wrażenie, że zaraz zemdleje z nadmiaru wrażeń.

- Dasz mi poprowadzić swojego Astona Martina? – pyta w wyraźnym szoku. Wzruszam lekko ramionami i uśmiecham się lubieżnie.

- Oczywiście, że pozwolę ci go poprowadzić – oblizuję usta. – Bardziej dbam o twoje bezpieczeństwo niż samochód.

- Ja... oh... kurczę... - sapie cicho. Z pełnym zadowoleniem lokuje się na miejscu pasażera, a ja siadam obok. Pokazuję jej, co i jak, by mogła swobodnie się tu poczuć. Gdy jest już gotowa, odpala silnik i rusza pod wskazany adres. – A jeśli przypadkiem go rozwalę?

- To tylko rzecz nabyta – stwierdzam. Choć w środku czuję ogromne napięcie, to staram się tego nie pokazywać. Zależy mi bardzo na tym aucie, bo dostałam je jako prezent na szesnaste urodziny. Jednak z perspektywy czasu, nie patrzę na nie tak jak kiedyś. Zawsze wybrałabym zdrowie i bezpieczeństwo Camili.

Do końca jazdy obie pozostajemy milczące. Widać, że dziewczyna mocno skupiła się na prowadzeniu, a ja nie zamierzałam jej w tym przeszkadzać. Zamiast tego podziwiam jej sylwetkę. Choć wygląda na zmęczoną, to nadal pięknie się prezentuje. Włosy spięła w wysokiego koka, uwydatniając cudowne rysy twarzy. Pełne usta wręcz proszą się o pocałunek, a moje ego podnosi się o kilka stopni, gdy uświadamiam sobie, że tylko ja mogę je całować. Brunetka ma na sobie granatową koszulkę z logo naszej szkoły i białe jeansy, które idealnie opinają jej nogi oraz tyłek.

Labirynt miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz