Alois nie został sam na długo. Zmieniło to się za sprawą starszej kobiety, żony gospodarza, która przyszła posprzątać bałagan zrobiony przez sfinksa. Skulił się, aby nie widziała, z kim miała do czynienia. Ledwie to zrobił, a ona wyjaśniła, że ma syna, więc wszystko rozumie i nawet na niego nie patrzy. Przynajmniej nie zaniosła się krzykiem.
Ledwie jednak wyszła z łazienki, a na miejscu kobiety pojawił się jej mąż. Nie ukrywał, czego życzył intruzowi. Mag jednak postanowił Aloisowi pomóc wyjść z wanny na prośbę swojej drugiej połówki.
Pomimo przygnębienia Kershaw miał w sobie absurdalne poczucie dumy, które kazało mu odmawiać jakiejkolwiek pomocy. Dormhalla traktował jak lekarza, a jego ingerencje za nieprzyjemne, lecz niezbędne. Natomiast mag był obcym.
Potem, gdy już umieszczono Aloisa w malutkim pokoiku na parterze z przygotowanymi tam dla niego rzeczami na przebranie oraz ciepłym posiłkiem, nikt mu nie przeszkadzał. Ledwie zapełnił pustkę w żołądku, położył się spać w przykrótkim, ale miękkim łóżku.
Obudził się dopiero następnego popołudnia. Nie przywitał jednak dnia z uśmiechem na twarzy. Okazało się bowiem, że kiedy ciało Aloisa zdążyło się jako tako ogrzać, jego nogi zaczęły pulsować stałym bólem. Alois nie mógł jednak siedzieć bezczynnie. Nie, jeśli miał nie zwariować, nim zamieni się w potwora.
Kiedy więc wskazówka godzin na tarczy ściennego zegara przesuwała się lewo, a przez świetlik u szczytu ciasnego pomieszczenia zaczęło wpadać coraz mniej światła, układał pytania, które miał zadać Dormhallowi. Porządkował też myśli i wspomnienia niczym fioleczki na regale rozciągającym się przed nim. Było to w sumie bezcelowe jak ostatnio golenie przez niego brody, ale starał się nie poddawać.
Skąd jednak wynikały te wszystkie niedogodności? Czy Alois mógł być tak wyczerpany, żeby potrzebować pomocy przejść z jednego pomieszczenia do drugiego? Niekoniecznie. Przydałoby się mieć jednak stopy, prawda?
Teoretycznie nie ubyło ich norukowi. Praktycznie pod goleniami miał dziwne twory, na złudzenie przypominające zwierzęce nogi.
W miejscu kostki staw przestał tworzyć kąt prosty. Śródstopie wydłużyło się i zesztywniało. Jak w czasie ucieczki przed milicją tylko trzy palce zostały wykręcone przez magię, obecnie wszystkie były zadarte do góry. Wieńczyły je pazury – równie odpychające jak te u dłoni. Na łydkach zaś pojawiły się malutkie skupiska czarnych włosków.
Alois zasysał z sykiem powietrze, czując gwałtowne mdłości, ilekroć naruszył delikatne kończyny. W dalszym ciągu miał wrażenie, że to po prostu coś nierzeczywistego... Jednak, gdy delikatnie poruszał nogami, te, choć niezdarnie, spełniały jego wolę.
Rozważania odnośnie zmian, które jeszcze czekały przed norukiem, przerwało przyjście maga. Bram, bo tak miał na imię gospodarz Aloisa i Dormhalla, był bardzo spięty ilekroć pojawiał się w obecności któregokolwiek z nich.
Jego oczy rozświetlił ciemno pomarańczowy blask przypominający ogień z pieca hutniczego. Ze smukłych, opalonych dłoni spadło kilka małych, migoczących iskier.
Choć Alois nigdy dotąd nie widział ognistego maga na oczy, poznał go bez trudu. Za to, gdy poczuł swąd spalenizny, wspomnienia z Kariorum rozniosły się echem po jego umyśle, przywołując suchość w ustach. Spuścił wzrok, podsuwając powoli nogi... Na wszelki wypadek, gdyby Bram postanowił je podpalić w akcie zemsty za wtargnięcie.
Mag wziął krzesło, a następnie przysunął je do regału z książkami o skórzanych okładkach. Schowek na magiczny dobytek oraz ewentualnego lokatora był jednak na tyle mały, że Bram w trzech krokach znalazł się pod przeciwległą ścianą.
CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
Viễn tưởngTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...