【XLI】W ramionach miłości

58 4 1
                                    

*POV Jack*

Obudziłem się otulony ramionami jakiegoś mężczyzny. Czułem delikatny oddech na swojej szyi oraz ciche senne szepty. Nie byłem w korporacji. Nie byłem związany ani uwięziony... Promienie słońca ocieplały moją twarz, zachęcając do ponownego zaśnięcia, choć tak bardzo chciałbym zostać w tym momencie

- Już nie śpisz? - chłopak za mną mruknął, podnosząc się do siedzenia. A ten głos poznałem od razu

- Czekaj ale... Jeff..? Co się stało..? - również się podniosłem, rozbudzając zupełnie w moment

- Mam być zazdrosny, za twoje powątpienia, że to ja? - spytał lekko się śmiejąc. Położył dłoń na mojej skroni i delikatnie odgarnął włosy z czoła - Pójdę zrobić śniadanie. Śpij jeszcze - pocałował mnie w odsłonięty kawałek skóry i wstał

A ja zostałem w pustym pokoju, próbując przypomnieć sobie co się stało. Chyba że... ta cała organizacja... to był tylko sen..? Nie wierząc w to, chwyciłem się za dłoń. Na palcu nadal miałem pierścionek... czyli moja teoria z marą senną się sprawdza? Huh... to znaczy że... wszystko jest jak kiedyś... jest w porządku...

Powoli podniosłem się z łóżka i przeciągnąłem. Zszedłem na dół, prowadzony zapachem świeżych nerek

- Mówiłem byś jeszcze leżał. Zaniósłbym Ci posiłek na górę - szatyn mruknął nie odrywając się od gotowania - A tak to jest nieskończone i musisz czekać

- W sensie... nie robiłeś nigdy... no wiesz... czegoś takiego... - podparłem się po karku

- W sensie, że nigdy nie byłem miły? Ey zdążało się parę takich razy? Wiesz narzekasz - chłopak śmiejąc się przerwał co robił i podszedł by mnie pocałować

Gdy tylko złączył nasze usta, rozpłynąłem się w tym geście zupełnie. Już dawno nie czułem tego ciepła bijącego z moich policzków oraz tych mocnych uderzeń serca, które w momencie chciałoby wyrwać się z mojej klatki piersiowej. To było właśnie to, co doświadczyłem poraz pierwszy, gdy się zakochałem w Killerze. Jeszcze za czasów normalności...

Oderwaliśmy się w końcu od siebie lekko dysząc, a nasze usta łączyła stróżka śliny po walce języków o dominację

- Myślę, że to, było miłe - uśmiechnął się triumfalnie Woods, gdy przetarł moją dolną wargę

- Z-z jakiej okazji to wszystko - odchrząknąłem, odwracając głowę w bok

- No tak. Ty kalendarza nie czytasz - pstryknął mnie w nos, na co wydałem z siebie jedynie zduszony pisk i zasłoniłem twarz dłonią - Ben namówił mnie bym coś dla ciebie przygotował na dzisiaj. Podobno to... uh... jakoś w tradycji leży czy coś tam - odsunął się i wrócił do kuchni

- Ah... Walentynki w sensie? - przekrzywiłem lekko głowę w bok chcąc się upewnić

- Tak tak. Walisz w tynki albo coś innego. Jak kto woli. My możemy to drugie - byłem pewien, że się uśmiecha

- Nigdy nie obchodziłem. Nie miałem z kim plus jakoś święta do mnie nie przemawiają - usiadłem przy stole w salonie

- W rezydencji zawsze były robione. Dobra. Bardziej pod dzień swatania ale podobne - Jeff nałożył porcję tostów dla siebie, a dla mnie przygotował nerki w zaprawie. Usiadł obok, przede mną kładąc talerz z jedzeniem - Smacznego

- Dziękuję - uśmiechnąłem się delikatnie - Hey a... może opowiesz jak to wyglądało... Chętnie dowiem się czegoś nowego... - odkroiłem kawałek organu i nałożyłem na widelec. W domu starałem się zachować higienę

- Cóż... Tak na dobrą sprawę to Sally najbardziej wyczekiwała tego dnia. Oczywiście zaraz po urodzinach i takich tam. Dostawała dużo prezentów typu czekoladki czy pluszaki. Slender wszystko organizował. Tylko po to by za każdym razem wynagrodzić jej to co przeszła... A reszta? Dziwnym trafem zawsze Proxy wybywali na miasto. Najprawdopodobniej by uniknąć tego całego Masky x Toby shitpostu. Co nie zmienia faktu, że Hoodie powiedział mi kiedyś, jak już zazwyczaj idą, to na gofry i sernik. Podejrzane. Puppeteer wraz z Jasonem zamykali się w pokoju pod pretekstem rywalizacji na najlepsze dzieło w formie krawieckiej. Im też mało kto wierzył. W nocy było słychać dziwne dźwięki z ich pokoju. Jane otwarcie zabierała Clocky na randkę, również ulatniając się z rezydencji, ale to by posiedzieć sam na sam z ukochaną. Reszta po prostu urządzała zawody w piciu alkoholu. Tworzył się tam totalny chaos i harem, którego na szczęście pilnował Operator, by nie przekroczyć granic, myślę że wiesz jakich - Woods przerwał, biorąc łyka herbaty, którą również dla nas przyniósł

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz