7. organizacja

37 6 0
                                    

      Cały następny tydzień aż do dziesiątego stycznia chłopcy spędzili na całodniowej grze w szachy, czytaniu książek i kurowaniu się w ciszy polegającym na leżeniu w łóżku i wpatrywaniu się w sufit

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Cały następny tydzień aż do dziesiątego stycznia chłopcy spędzili na całodniowej grze w szachy, czytaniu książek i kurowaniu się w ciszy polegającym na leżeniu w łóżku i wpatrywaniu się w sufit. Na szczęście po paru dniach zaczęli czuć się znacznie lepiej przez ilość leków które codziennie musieli połykać, więc po paru dniach ich wspólne noce spędzone w jednym łóżku przy słowach "też ci tak zimno?" musiały dobiec końca. Żaden z nich przez te długie siedem dni spędzonych będąc wspólnie odizolowanym od reszty rodzeństwa nie wspomniał o farmie, wysyłce,  czy planie Normana, wiedzieli, że czas jaki im został powoli się kurczy, ale postanowili przeznaczyć te paręnaście ostatnich spokojnych godzin na budowanie wspomnień... Nawet jeżeli miały one polegać wyłącznie na czytaniu bez wymieniania się nawet jednym słowem.

–Ray musimy przegadać nasz plan.–Norman w końcu odważył się wypowiedzieć te słowa, które dwójka miała od dawna na języku, ale bała się wypowiedzieć na głos.–Raz, a porządnie. Potem sugeruje nie wracać do tematu.

–Ta, masz rację.–brunet przyznał niechętnie, przenosząc swoją uwagę z sprzątanego w tamtym momencie przez niego pomieszczenia na białowłosego.

–A więc termin mojej wysyłki jest ustalony na szesnastego stycznia, prawdopodobnie o siedemnastej jak to zawsze było, ale myślę, że nas już dawno nie będzie na tym świecie gdy słońce będzie wschodzić w dniu mojej zaplanowanej śmierci.–Norman ukradkiem spojrzał się na przyjaciela chcąc wychwycić jego reakcje, ten na szczęście nie zareagował prawie w ogóle.–Ja bym zrobił to tak, mama po dwudziestej drugiej nigdy nie wychodzi z gabinetu więc już spokojnie po dwudziestej trzeciej czternastego stycznia...

–Zaraz, zaraz.–Ray przerwał machając rękami zdezorientowany.–Chcesz to zrobić w moje urodziny? Dokładnie o północy kiedy oficjalne osiągnę jedenaście lat?

–Owszem.—Norman przytaknął niewyraźnie, jakby sam lekko zażenowany samolubnością swojego planu.–Nie chciałbym, żebyś spędził cały kolejny dzień na zamartwianiu się nadchodzącą śmiercią, podczas kiedy nieświadome dzieci będą składały ci życzenia i mówiły o przyszłości. Jeżeli chcesz możemy oczywiście to przesunąć, akurat jedna noc w tą i w tą stronę nie zrobi nam różnicy. Po prostu wydawało mi się...

–Nie, jest okej.–czarnowłosy przerwał zakładając na twarz swoją codzienną maskę.–Teraz pozostaje najważniejsza kwestia, śmierć. Szczerze nie mam pojęcia jak chciałbyś to zrobić, nie mamy dostępu do żadnych ostrych narzędzi dopóki nie jesteśmy w kuchni, a ona zamyka się o dwudziestej, nie zabierzesz też niczego stamtąd w środku dnia, mama z pewnością nie wypuści cię nigdzie z gigantycznym nożem kuchennym. Z resztą wymordowywanie siebie nawzajem oczywiście nie wchodzi w grę. Myślałem też nad podpaleniem, ale to zdecydowanie miałoby duży skutek w innych dzieciach, nawet jeżeli zrobilibyśmy to na dworze trawa podpaliłaby się wywołując niemały pożar. Chociaż ten pomysł ma duży plus, nasze mózgi zostaną doszczętnie zniszczone, dlatego to byłoby najrozsądniejsze wyjście, ale z tobą nie próbuję nawet myśleć o rozsądku. Nawet jeżeli nie dojdzie do uszkodzenia mózgu już wystarczającym bólem dla demonów będzie, jeżeli tak wspaniałe umysły nie dojrzeją do swojego kresu a zaprzestaną w połowie drogi do ideału, więc nie musimy się tym przejmować. Masz więc jakiś plan?

–Zająłem się tym, już dawno.–białowłosy sięgnął do kieszeni wyciągając z niej wcześniej ułamane ostrze przekazując je zdezorientowanemu Rayowi do rąk.–Na szczęście udało mi się zachować najostrzejszą część noża, gdyby to był sam środek byłoby ciężej. Podetniemy sobie żyły w tym samym momencie.

Brunet otworzył szeroko oczy z szoku, w tamtym momencie wszystko nabrało sensu, ostatni element układanki wylądował na swoim miejscu tworząc w jego umyśle pełny obraz tego, co miało się wydarzyć w jego urodziny.

–Jaką masz pewność, że odejdziemy w tym samym momencie?

–To nie jest takie skomplikowane, wystarczy w podobnym momencie się zranić i zadbać o to, żeby rany były takiej samej głębokości, dam sobie z tym radę. Dodatkowo gdy byliśmy chorzy codziennie chowałem jedną tabletkę przeciwbólową więc na to też jesteśmy ubezpieczeni, trzy na głowę wystarczą.

–Aż trzy? Przecież to jest dawka prawie, że śmiertelna dla człowieka o naszej masie i wzroście.–Ray zmarszczył brwi rzucając przyjacielowi zdezorientowane spojrzenie.

–Cały czas zapominasz, że gdy potencjalne skutki uboczne zaczęłyby działać, my będziemy już dawno martwi, albo chociaż nieprzytomni.–Norman wysilił się na lekki uśmiech.–Ważne jest to, żebyś nie mdlał z bólu, a nie to czy na ulotce pisze, że trzy godziny po przedawkowaniu możesz mieć halucynacje.

–Tak, masz rację.–czarnowłosy przytaknął starając się ukryć lęk przed śmiercią który w sobie chował.–Norman... a jesteś pewny, że musimy to zrobić? Napewno nie ma innego wyjścia z Grace field, niż tego prowadzącego do żołądków demonów?

–Oh nie, jestem pewny, że jest. Aczkolwiek nawet jeżeli wydostalibyśmy się stąd na świat zewnętrzny nie mamy pojęcia jak wygląda i jak w nim żyć, w jakim  stopniu jest opanowany przez demony, a w jakim przez ludzi. Znacznie bardziej wolę umrzeć tutaj, wśród rodziny, przyjaciół, osób których kocham, niż zginąć w przerażeniu uciekając przed jakimś dinozauropodobnym stworzeniem. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał, nie musisz umierać, jeżeli chcesz żyć możesz się w każdej chwili wycofać i nie będę miał ci tego za złe, ale ja umieram i nie widzę odwrotu.

–Pewnie gdybym cię nie znał zacząłbym cię przekonywać, że poradzimy sobie w świecie zewnętrznym, bo mamy siebie i inne pierdoły, ale za dużo czasu z tobą spędziłem.–chłopcy wymienili się słabymi uśmiechami.–Dobra, zgadzam się, dobry plan. W końcu to ty tu jesteś geniuszem

–Jasne, pozostała jeszcze jedna sprawa ważniejsza niż ci się wydaje. Emma. Czy jest jakiś sposób, żeby przeżyła?

–Właśnie.–Ray uśmiechnął się, jakby chwilę temu przypomniał sobie jakąś dużo znaczącą rzecz.–Każda, hmm... a właściwie tak mi się wydaje, że każda dziewczynka z wysoką inteligencją może zostać mamą zupełnie taką, jaką jest teraz Isabella. Pamiętam je wszystkie, dużo młodych kobiet które opiekowały się dziećmi mającymi przejść do farm zanim skończyły roczek. Tak, myślę, że tym sposobem Emma może spokojnie dużo pożyć.

Norman uśmiechnął się z ulgą, jego przyjaciółka nie musiała umierać, w przeciwieństwie do nich.

–Myślisz, że nasza Emma tak chętnie pójdzie na zasady farm i zacznie hodować dzieci na mięso?–Norman zapytał żartobliwie.

–Znasz odpowiedź, ale myślę, że pod presją woli swoich zmarłych przyjaciół na których obraziła się przed ich śmiercią żyjąc w poczuciu winy zgodzi się.–Ray wzruszył ramionami, musiał przyznać, że coraz bardziej przekonywał się do planu przyjaciela, może śmierć to rzeczywiście była jedyna opcja dobra dla nich w tamtej sytacji?

–Zajmę się tym, przekonam ją do zostania mamą.

–Wszystkim się zajmujesz, Norman. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy po prostu mnie ignorujesz pokazując swoją wyższość intelektualną, czy po prostu jesteś taki nieodpowiedzialny.

–Znasz odpowiedź.–białowłosy uśmiechnął się pocieszająco.—Chodź tu do mnie.

Ray zrobił powoli parę pierwszych kroków, żeby chwilę potem rzucić się na błękitnookiego obejmując go za kark. Dopiero teraz zauważył, że przez cały ten czas wstrzymywał łzy, które poczuwszy bezpieczeństwo w ramionach Normana swobodnie wypłynęły wsiąkając w jego koszule. W tamtym momencie czuł, że może z nim umrzeć nawet od razu, byleby był przy nim i nie odstępował go nawet na krok, tylko tyle mu wystarczyło do tego, żeby mógł opisać całe swoje tragiczne życie na farmie dobrym, nawet zbyt dobrym dla niego. Oczywiście, wcześniej miał przyjaciół, wszystkie dzieci z którymi się wychowywał byli dla niego przyjaciółmi, ale Norman... Norman był inny. To przy Normanie mógł pokazywać swoje prawdziwe uczucia, to Normanowi mógł powiedzieć dosłownie wszystko, wiedząc, że ten nie spanikuje ani nie obrazi się na niego, to Norman zawsze był z nim i to z jakiegoś powodu wybrał właśnie Normana jako osobę, której chciał powierzyć tajemnicę Grace Field. Wiedział, że Norman zajmie się nią lepiej niż on kiedykolwiek mógł.

Lets die together|NorrayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz