Rozdział 5

119 11 0
                                    

Rodzina Sully'ch udomowiła się na wyspie. Minęły trzy tygodnie od ich pobytu. Moja relacja z Neteyam'em szła w najlepsze. Bardzo mnie to cieszyło, że w końcu znalazłam kogoś kto skradł moje serce.

Był spokojny poranek. Właśnie karmiłam swojego ilu. Pogłaskałam zwierzę i poszłam szukać jakiegokolwiek zajęcia. Było mi bardzo nudno. Szlam plażą w poszukiwaniu kogoś z kim mogłam spędzić czas.

- Cześć Mayari! - Usłyszałam nagle wołanie od prawej strony. Była to Tuktirey.

- Hej Tuk! - Przywitałam z uśmiechem małą dziewczynkę. - Pomożesz mi znaleźć twoje rodzeństwo?

- Znowu siedzą na tych durnych skałach. - Powiedziała marszcząc brwi. - I nikt nie chce się ze mną bawić.

Muszę przyznać, że jak zobaczyłam jej maślane oczy to nieco zrobiło mi się przykro. Zdałam sobie sprawę, że w lesie zapewne miała swoich małych znajomych, a tutaj trudno jest jej znaleźć wspólny język z dziećmi.

- Myślę, że jeśli przyjdę do nich nieco później to się nie obrażą. - Powiedziałam uśmiechając się do Tuk. - Znasz jakieś fajne gry?

_______________________________

Minęło nie całe półtorej godziny, gdy wyznałam Tuktirey, że jestem wykończona. Mała przytuliła mnie na pożegnanie. Było to miłe.

Dochodziło południe, a ja udałam się w stronę owych skał. Zastałam tam mojego brata z jego bandą i Neteyam'a. Gdy szłam w ich stronę, zatrzymała mnie Tsireya.

- Mayari nie widziałaś gdzieś Lo'ak'a? - Zapytała, a ja widziałam jej wymalowane zmartwienie na twarzy. - Od rana go nie widziałam.

- Reya wyluzuj. - Upomniałam siostrę. - Pewnie gdzieś pływa, albo poszedł do lasu. Napewno nic mu nie jest. Chodźmy do reszty. - Powiedziałam wskazując na zgromadzonych chłopców.

Ruszyliśmy w ich stronę. Gdy dotarliśmy przywitaliśmy się ze sobą. Neteyam się do mnie uśmiechnął, a ja zrobiłam to samo. Mój brat w tym momencie zagwizdał na co ja uderzyłam go lekko w bark.

- Skxawng. [„debil" w języku Na'vi] - Powiedziałam pod nosem.

- Maya! - Upomniała mnie Tsireya.

Moja siostra była uczulona na tym punkcie. Często mnie upominała. Czasami bardzo mnie to wkurzało, ale i tak bardzo ją kochałam.

Zasiadłam koło Net'a. Mieliśmy już barć się za jakieś wspólne zajęcie, bądź rozmowę, lecz coś nam ją jednak przerwało.

Z wody wyłonił się Lo'ak na swoim ilu. Zwrócił całą naszą uwagę właśnie na niego. Zauważyłam błysk w oku mojej siostry. Gdy Lo'ak się do nas zbliżył zauważyłam, że coś jest nie tak. Był przerażony i zdyszany.

- Payakan! On! Ludzie Nieba go zaatakowali! - Wycedził od razu podnosząc głos.

Na naszych twarzach momentalnie zjawiło się przerażenie. Lud Metkayina nigdy nie miał z nimi styczności. Z opowiadań Neteyam'a wiedziałam, że są okrutni.

- Trzeba mu pomóc! - Rozkazał Lo'ak.

- To jest morderca, nie będziemy mu pomagać. - Zaczął mój brat.

- Własne plemię go wygnało. - Dodał kolega Aonung'a, Rotxo.

- To nie tak! Oni zabili mu matkę! - Wykrzyczał Lo'ak.

- To niebezpieczne. - Powiedziała moja siostra w jego stronę.

- Błagam was. - Powiedział zrezygnowany.

Sunrise - Neteyam SullyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz