Rozdział 4

1 0 0
                                    

Nasz warta skończyła się w ciszy. Bardzo niezręcznej ciszy. Gdy wybiła ósma, zerwałam się na równe nogi i zaczęłam budzić dzieciaki. Niektórzy nie spali już od dłuższego czasu a inni nie chcieli wstać. Budzenie ich zajęło mi prawie 20 minut. O 9 już wszyscy byli ubrani i gotowi do dalszych zadań. Trzeba ogłosić plan na dziś. Poszłam na moje standardowe miejsce i zaczęłam mówić.
-Dziewczyny już naszykowała nam śniadanie dlatego zaraz ruszymy na stołówkę, lecz zanim to zrobimy, powiem co będziemy dziś robić- spojrzałam na Amber która siedziała z Ophelią. Kurwa serio? Z moją siostrą? Ciekawe czego od niej chce.- Więc..klasa pierwsza bedize miała lekcje w sali 12 z Roksaną, klasa druga będzie miała lekcje z Aną w 13 a klasa trzecia z Hank'iem w 11- słyszę buczenie. Co za zasmarkane karaluchy. Dobra wzięłam to na siebie to muszę to jakoś ogarnąć.-Tak wiem, ale pisanie czytanie i liczenie jest nam baaardzo potrzebne, rozumiemy się? Dobra, goście od radia będą wywoływać inne szkoły a ja i wojownicy- japierdole trzeba tą nazwę zmienić- idziemy zdobyć potrzebne nam rzeczy. Każdego z przedstawicieli grup poproszę aby napisał na kartce czego nam potrzeba a ja i..moja grupa- tak lepiej- postaramy się to przynieść.

"Liderzy" wyciągnęli kartki i ołówki lub długopisy a ja poszłam w stronę siostry.
-Hej mała- powiedziałam gdy już do niej podeszłam.- Coś się stało?
-Nie kochasz mnie?
-Słucham?! Jasne że cię kocham! Czemu pytasz?
-Ciocia Amber..- oj nie nie, nie ma żadnej cioci Amber.
-To nie jest twoja ciocia- powiedziałam że złością.
-Ta zła pani powiedziała że mnie nie kochasz.
-Skarbie, nie słuchaj tej wariatki. Ta zła pani mnie nie lubi i chce żebyś ty też mnie nie lubiła.
-Ale ja cię kocham Giséle.
-Ja ciebie też- powiedziałam i przytuliłam siostrę. Obiecuję że Amber za to oberwie.

Minęło 10 minut odkąd powiedziałam swoją przemowę. Przeszłam się i zebrałam kartki. Podeszli do mnie jeszcze szefowie różnych zawodów w naszym gronie aby poprosić o potrzebne im przedmioty. Na przykład "Medycy" poprosili o bandaże, plastry itp. a "nauczyciele" o zeszyty i kredy oraz pisaki do tablic. Dzieciaki poszły na stołówkę a na hali zostałam ja i wojownicy.
-Zaraz pójdziemy zjeść, ale najpierw wam coś przekaże. Pójdziemy dziś na ul. Sweet, do Ivy.
-Po co?- spytała Amber.- Nie jest to nasza koleżanka.
-Pierdol się Amber. Jeszcze jakieś pytania?
-Mielismy iść do galeri handlowej.
-Tak, pamiętam. Najpierw galeria a potem do Ivy. Zapisze ci Listę Lily. Musimy jeszcze o czymś pogadać, ale nie tutaj. Jak będziemy szli do Ivy. A i jeszcze coś. Musimy znaleźć sobie jakieś bronie. Nie wiemy kto i z jakim zdrowiem psychicznym został.

Usiedliśmy do naszych stołów ze śniadaniem. Tym razem był to kawałek chleba z serem oraz parówka. Nie ma co narzekać. W filmach podczas apokalipsy głodują a my mamy nawet mięso. Oczywiście znalazły się osoby które nie jedzą mięsa ale oddawały je za chleb osobą które nie jedzą sera. Trzeba sobie jakoś radzić. Dzieci w tych czasach są bardzo sprytne. Rozejrzałam się po wielkiej stołówce. Tyle dzieci. Tyle bezbronnych, naiwnych dzieciaków. Boje się że nie podołam, że coś się im stanie.
Muszę być silna. Dokończyłam szybko to co miałam na talerzu po czym odniosłam go dziewczyną do kuchni. Mam plan, ale potrzebuje pomocy.
Podeszłam do stolika wojowników.
-Silas, w tym momencie wstajesz i idziesz ze mną- chłopak popatrzał na mnie swoimi pięknymi oczami..DOŚĆ. Zwykłymi, normalnymi oczami.
-Ja? - spytał ze zdziwieniem. Nie kurwa duch Święty. Oddychaj.
-Tak, ty debilu- Silas wstał i ruszył za mną.

Dotarliśmy do sekretariatu szkolnego. Usiadłam za biurkiem.
-Myślisz że głośnik zadziała?- spytałam go, gdy tylko zamknął drzwi.
-Nie mamy prądu, ale mogę coś załatwić.
-Niby co?
-No prąd.
-Niby jak ty to zrobisz?
-To to zostaw mnie - powiedział i uśmiechnął się łobuziarsko.

Silas podszedł do mnie i usiadł na biurku. Spojrzał w moje oczy, aż zaparło mi dech w piersiach. Uśmiechnął się lekko.
-Możemy pogadać? - spojrzałam na moje trzęsące się ręce a potem na niego. Jasne że chce z nim pogadać. Zbierałam się na to przez długi czas, ale dlaczego akurat teraz? Kiedy dzieje się...właśnie, co się właściwie dzieje? Nie ma nikogo dorosłego. Jest wiele pytań i żadnych odpowiedzi. Może chociaż na jakieś z nich odpowiedź się znajdzie. Przełknęłam ślinę.
-Możemy, ale zanim, dlaczego teraz?
-Jesteśmy sami a to żad..- nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie o to mi chodzi. Czemu teraz, kiedy nie ma dorosłych.
-Bo..wcześniej nie było okazji.
-Nie było okazji?! Dniami i nocami czekałam na telefon od ciebie albo chociaż jebany SMS- wstałam z biurka a łza popłynęła mi po nosie.-Po pewnym czasie przestałam płakać i uświadomiłam sobie, że nie byłeś moim księciem na białym koniu, a ja nie byłam twoją księżniczką w wielkiej różowej sukni i długich blond włosach.
-Masz rację. Nie byłaś nią. Byłaś kimś o wiele dla mnie ważniejszym. Nie miałaś różowej sukienki a dżinsy i bluzę. Nie miałaś też blond włosów a moje ukochane rozczochrane brązowe loczki.
-Nie mam...- nie pozwolił mi dokończyć
-Ciiiiii. Rano masz - kąciki ust podniosły mi się lekko a w oku zakręciła się łza.- Giselé, ja cię.. - do sali nagle wbiła Rose.
Popatrzyła na mnie i Silas'a. Podniosła jedną brew po czym po porostu wyszła. Taaa Rose i jej wyczucie czasu.

Youngers WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz