Rozdział 7

118 9 5
                                    

Obudziłam się. Leżałam na swoim łożu i wgapiałam się na prześwity słońca wlatujące przez namiot.

Nagle moim oczom ukazała się Tsireya. Dziewczyna stanęła w otworze namiotu i przywiązała opadający materiał do drewnianych bel. Słońce rozproszyło się po pomieszczeniu.

Siostra usiadła na krawędzi mojego łóżka. Z jej mimiki wyczytałam, że jest zmartwiona, lecz się uśmiechała. Uwielbiam to, że jest tak pozytywną osobą.

- Jak się czujesz? - Zapytała i zauważyłam, że podaje mi miskę z pokrojonymi owocami. Miły gest.

- Nie najgorzej, ale muszę przyznać, że rana trochę boli. - Odpowiedziałam na pytanie.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że żyjesz. - Powiedziała Tsireya.

- Dobra koniec tego użalania się nade mną. Opowiedz mi jak się miewa twoja relacja z Lo'ak'iem? - Dopytywałam.

- Nooo... - Przeciągała swoją wypowiedź. - Wczoraj powiedziałam mu, że go widzę.

- No w końcu! Już nie mogłam się doczekać. - Powiedziałam z entuzjazmem, a siostra się zaśmiała.

Rozmawialiśmy nadal o jakiś bzdetach, jednocześnie jedząc przyniesione owoce.

- Przejdziemy się gdzieś? - Zapytałam. - Dłużej nie wytrzymam w tym łożu.

- Dobrze. - Oznajmiła Reya.

Siostra podała mi jakiegoś dużego kija i poszliśmy na owy spacer.

Po kilku minutowym marszu, usiadłyśmy na pisaku. Nie minęło kilka minut, a zza naszych pleców usłyszałam znany mi głos.

- Maya! Reya! - Wykrzyczała Tuktirey. - Pobawimy się? Proszę. - Powiedziała przeciągając ostatnie słowo i trzymając w ręku kilka lalek.

- Jasne. - Odpowiedziała bez zastanowienia moja siostra. - Siadaj. - Wskazała miejsce obok nas.

Bawiliśmy się z małą lalkami naśladując wysokie piskliwe głosiki.

________________________________

Potrzebowałam spotkać się z Neteyam'em. Za pomocą kija od Tsireyi, podpierałam się, aby móc się jakoś poruszać. Chodzenie sprawiało mi trudność na ten moment.

Doszłam do namiotu Sully'ch. Na wstępie przywitała mnie Kiri oglądająca zachód słońca, siedząc na drewnianym pomoście. Uśmiechnięta dziewczyna mnie przytuliła.

- Pewnie po Neteyam'a. - Stwierdziła i zaśmiała się po nosem. - Neteyam! - Wykrzyczała, a ten zjawił się w progu.

- Co chcesz? - Wypalił. - Maya. Cześć! - Dodał, gdy mnie zobaczył i podszedł bliżej nas.

- Idźcie sobie randkować, a ja spadam. Nara! - Powiedziała Kiri i znikła za rogiem namiotu.

- Jak się trzymasz? - Zapytał z troską.

- Na kiju jak widać. - Powiedziałam żartem i oby dwoje się zaśmialiśmy.

Neteyam nagle znalazł się przy mnie. Podniósł mnie i w mgnieniu oka, siedziałam mu na barana.
Chłopak powędrował na plaże.

- Neteyam. Popłyńmy do świetego drzewa. Proszę. - Powiedziałam. - Chce podziękować wszechmatce.

- Jesteś pewna, żeby tam płynąc ze świeżą raną? - Dopytywał się.

- Tak jestem. - Odpowiedziałam nie ustępując.

- No dobrze. - Uległ Neteyam.

Zasiedliśmy na ilu. Tym razem Neteyam siedział z tyłu kierując, a ja siedziałam z przodu objęta jego umięśnionymi ramionami.

Sunrise - Neteyam SullyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz