No to ten. Dawno mnie nie było, HDS właśnie powoli tworzy się w męczarniach, a w międzyczasie udało mi się wrócić do pisania w trochę innym fandomie. Miałam nie publikować tego na wattpadzie, ale dawno niczego nie dodawałam, więc jak ktoś chce to zapraszam :D
To takie moje małe podejście do napisania jakiegoś pseudo-horroru.
Enjoy ;3
***
Dzieci lądu nie powinny mieć prawa bytu tak daleko od brzegu.
Myśli Sanji'ego krążą wokół tej jednej zagubionej mewy, co chwila wzbijającej się do lotu, by zaraz powrócić w to samo miejsce na maszcie. Zwrócił na nią uwagę jeszcze w Water Seven, gdy ładowali zapasy na pokład; zadowolona z samej siebie obserwowała ich z góry, od czasu do czasu kłapiąc dziobem. Iście urocze ptaszysko. Widząc taką ilość jedzenia, pokierowała się instynktem i wypłynęła razem z nimi. Tym samym aż do kolejnej wyspy skazała się na towarzystwo nietypowych piratów.
Sanji wzdycha i gasi papierosa. Zamiast dokarmiać durne ptactwo, już dawno powinien ugotować z niego zupę. Luffy byłby zachwycony nawet najmniejszym mięsnym kąskiem. Może porządny obiad zająłby go na tyle, że nie miałby czasu na swoje kolejne idiotyczne pomysły.
Przez chwilę pozwala sobie obserwować swoich przyjaciół. Bogini Nami opala się razem z Robin, rozłożone wygodnie na kocu na trawie. Kobiety wymieniają się spostrzeżeniami na temat czegoś zabawnego, gdyż obie co chwilę chichoczą cicho. Ich śmiech jest dla Sanji'ego jak najwspanialsza melodia. Delikatny, dźwięcznie roznoszący się w powietrzu. Niczym chór anielski, najsłodszym tonem wabiący go pieśnią. Poddaje się jej, przymykając powieki a jego umysł odpływa w błogie miejsce...
By zaraz donośne chrapnięcie sprowadziło go do rzeczywistości.
Mrużąc wściekle oczy, łypie na resztę swojej załogi, od razu lokalizując źródło dźwięku. Nie sposób jest przeoczyć ten typowy zielony łeb i tony mięśni rozłożone niemal na środku pokładu. Zoro śpi w najlepsze, nie przejmując się niczym dookoła, a jego chrapanie zagłusza nawet fale rozbijające się o statek. Żadna siła we wszechświecie nie jest w stanie teraz go dobudzić. Nie żeby ktokolwiek tego potrzebował. Pomimo chrapania, Sanji o wiele bardziej woli jego postać w śpiącej wersji. Gdy nie otwiera swojej irytującej gęby, jest jeszcze w stanie znieść jego obecność.
- Sanji! Chcesz zagrać?
Usopp macha do niego z drugiego końca pokładu, gdzie razem z Luffym i Frankym najwyraźniej rozgrywają emocjonującą partię pokera. Bez namysłu rusza w ich stronę, ze zdziwieniem odkrywając, że zamiast pieniędzy, zakładają się o ciastka, które piekł dziś rano. Ich kapitan z czystym pożądaniem łypie na pokaźny kopiec na talerzu Usoppa, licząc że ten opuści na chwilę gardę.
Przystaje obok nich i wzdycha cicho. Ostatnie czego w tej chwili potrzebuje to irytowanie się obżarstwem Luffy'ego.
- Chyba odpuszczę. I tak trzeba zacząć szykować kolację.
Na dźwięk słowa „kolacja" oczy kapitana błyszczą, a na twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
Sanji przewraca tylko oczami i kieruje się do kuchni. Dopiero gdy drzwi zamykają się za nim z cichym trzaskiem, czuje nieopisaną ulgę. Znajome cztery ściany wypełnione zapachem niedawno wędzonych potraw są jego oazą spokoju; miejscem, które pozwala mu się wyciszyć i pomyśleć, uciec od chaosu zwanego jego załogą.
Nucąc pod nosem zasłyszaną niedawno melodię, zabiera się za przygotowanie kolacji. Gotowanie pozwala mu skupić się na swoich myślach. Podczas gdy dłonie pracują, krojąc warzywa na idealnie równe kawałki, jego umysł znajduje się gdzie indziej.
CZYTASZ
Silence of Decay | SanZo
FanfictionKiedy załoga Luffy'ego przypadkowo znajduje Eternal Pose wyrzucony w morze, oczekuje skarbu, który naprawi ich budżet po wydarzeniach z Water Seven. Nikt nie spodziewa się urzeczywistnienia własnych koszmarów i wyprawy, z której mogą nie wyjść już ż...