~~~~~~~
-On chciał co? - Zrobiło mi się słabo i zakręciło mi się w głowie. Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że Kaeya mógłby próbować się zabić. Prawda prawdą, po śmierci ojca życzyłem mu śmierci i chciałem by zniknął na zawsze, ale w tym momencie nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia całkowicie pozbawianego jego śmiechu i pijackich pogadanek. - To nie jest śmieszne, Venti.
- No co ty nie powiesz. - Spojrzał się na mnie i raczej nie przejęty moim stanem westchnął i zaczął mówić dalej. - Ja nie żartuje. Znalazłem go po drodze do jednego z barów. Trzymał praktycznie pustą butelkę wina a w drugiej opakowanie po tabletkach. Po jego cholernych rękach lała się krew. Wierz mi albo nie, ale nigdy nie byłem przerażony tak jak wtedy. Na pewno kojarzysz ten most u wylotu miasta. Nie zgadniesz kto zmierzał w jego stronę. Znalazłem go idąc do baru u wylotu miasta. Gdybym przyszedł tam dziesięć minut później...
Obraz rozmył mi się przed oczami a oddech przyspieszył. Mocniej ścisnąłem kanapę na której siedziałem. Wyobraziłem sobie to, co mówił Venti. Kaeye. Całkowicie pijanego, z rękami całymi we krwi i tabletkami. Chcącego rzucić się z mostu.
Starałem się ustabilizować oddech i przywrócić widoczność. Jednak obraz coraz bardziej się rozmywał a dostęp do powietrza wydawał się ograniczony. Zacząłem je łapać tak, jakby za chwile miało go zabraknąć. Poczułem szarpnięcie na ramieniu i słyszałem, że ktoś coś mówił. Nie wiedziałem kto. Zakładałem, że Jean. Widziałem jej rozmazaną sylwetkę przede mną ewidentnie starającą się do mnie przemówić. Poczułem, że złapała mnie za rękę. Jedyne co mogłem w tamtym momencie zrobić to lekko ją ścisnąć. Nic innego nie chciało zadziałać.
Nie mogłem się uspokoić. Nie wiedziałem ile czasu minęło. Mogło minąć kilka sekund albo minut. Dla mnie to było jak godziny. Straciłem zarys Jean sprzed oczu i nie czułem już jej dotyku. Dźwięki które słyszałem stały się tak jakby głośniejsze i wydawało mi się, że było ich więcej. Nagle poczułem ręce na obu ramionach i inną sylwetkę przede mną. Ręce spoczywające na moich ramionach drżały. Starałem się przypatrzeć postaci. Nie mogło mi się wydawać. Rozpoznałem niebieskie włosy i opaskę na oko. Nie pomyliłbym tego z niczym innym. Kaeya.
Starałem się jeszcze bardziej ustabilizować oddech. Wydawało mi się, że obraz odrobinę się wyostrzył. Ręce Kaey'i z ramion przeniosły się na policzki. Trzymał moją twarz w swoich dłoniach i patrzył na mnie. Mówił coś do mnie. Tak bardzo chciałem się uspokoić. Tak bardzo chciałem go przeprosić. Tak bardzo chciałem mu powiedzieć by wrócił. By wrócił i już nigdy nie odchodził. By już więcej mnie nie zostawiał.
Gdy wydawało mi się, że zaczynam kontrolować oddech a oczy widzą już coraz wyraźniej poczułem, że Kaeya tak jakby mnie do siebie przyciąga. Poczułem coś delikatnego na ustach. Pocałunek. Trwał dosłownie sekundy ale dla mnie były to jak godziny. O dziwo pozwoliło mi to uspokoić oddech a oczy zaczęły ponownie widzieć ostro. Spojrzałem w szoku na chłopaka klęczącego na przeciwko mnie. Płakał. Płakał i mi też było do tego blisko. Przyciągnął mnie do siebie ponownie. Tym razem przytulił mnie i schował głowę w moim ramieniu.
- Już wszystko dobrze, Diluc...
~~~~~~~
Siedziałem na kanapie w salonie Ventiego. Obok mnie siedziała Jean. Na dwóch fotelach na przeciwko siedział kolejno Kaeya i Venti. Dostałem szklankę wody i piłem ją małymi łykami. Spojrzałem na Kaeye. Nie patrzył na mnie. Patrzył w podłogę i wyglądał jakby chciał zniknąć. Był blady nawet jak na swoją ciemną karnację a ręce mu się trzęsły. Oczy miał opuchnięte i czerwone od płaczu. Miałem tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi. Postanowiłem zacząć od najważniejszego.
- Przepraszam. - Zacząłem a wzrok chłopaka skupił się niepewnie na mnie. - Nigdy nie chciałem by tak się stało. Nigdy nie chciałem cię doprowadzić do takiego stanu. A to, co powiedziałem w barze.. Było niewybaczalne. I nie oczekuję, że mi wybaczysz. Ale uwierz mi. Nie chciałem by coś ci się stało. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Jesteś-
Zdałem sobie sprawę z tego co powiedziałem. Najważniejsza osoba na świecie? Tak. To prawda. Nie został mi na tym świecie nikt poza nim. Nawet Jean nie jest dla mnie tak ważna jak on. Ale czy to było silniejsze od mojej nienawiści do niego, po śmierci ojca?
Tak. Mimo tej cholernej nienawiści nie wyobrażam sobie wrócić do domu gdzie go nie ma. Domu bez jego śmiechu. Bez Kaeyi. Spojrzałem na chłopaka. Patrzył na mnie a z jego oczu ponownie zaczęły spływać łzy. Ukrył twarz w dłoniach. Teraz się im przyjrzałem. Prawy nadgarstek był owinięty bandażem.
- Co? Najważniejszy na świecie? Ja? Chyba żartujesz. Przecież mnie nienawidzisz. Wolałbyś bym nie żył.
- Co ty za głupoty gadasz! - Krzyknąłem niekontrolowanie. - Przez ostatnie dni odkąd zniknąłeś odchodziłem od zmysłów! Przebiegłem całe miasto chyba 5 razy w poszukiwaniu ciebie! O śnie nie było nawet mowy! Nigdy się tak nie bałem! Myślałem, że coś ci się stało. I wiem, że się stało. I nie wybaczę sobie do końca życia, że doprowadziłem cię do takiego stanu. Że przeze mnie.. Chciałeś odebrać sobie życie. Że to ja sprawiłem, że tak się poczułeś. Jestem największym śmieciem jaki chodzi po tej planecie. Wiem, że moje słowa już nic nie znaczą, ale... Wróć do mnie. Błagam.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów po policzkach spłynęły mi łzy. Mówiłem co ślina mi na język przyniosła. Byłem zdesperowany. Chciałem tylko wrócić z nim do domu. Do naszego domu. Chciałem tylko by wszystko było jak wcześniej.
~~~~~~~
Podniosłem się z kanapy i podszedłem do zapłakanego Kaeyi. Kucnąłem przed nim i położyłem mu ręce na kolana. Chciałem by na mnie spojrzał.
- Przepraszam.. Przepraszam, że musiałeś się martwić. Przepraszam, że jestem ciężarem.. Przepraszam, za moje uczucia do ciebie...
Przyciągnąłem chłopaka do siebie i mocno przytuliłem. Jean okryła go kocem a ja nie wypuszczałem go z uścisku. Płacząc moczył mi bluzę. Nie dbałem o to. Znalazłem go. Żyje. Jest przy mnie. Jedna kwestia nie dawała mi spokoju. Uczucia do mnie? Wątpiłem by chodziło o braterską relację. Wiedziałem, że to dosłownie najgorszy moment by zadać to pytanie, ale wolałem to mieć za sobą.
- Kaeya, - Wziąłem jego twarz w dłonie i starłem z niej łzy. - Czy ty coś do mnie czujesz? W sensie... Romantycznym.
~~~~~~~
CZYTASZ
(Nie)Winny
RomanceKaeya i Diluc są uczniami liceum. Diluc jest stonowanym wiceprzewodniczącym oraz właścicielem baru chwalącego się dobrą sławą. Kaeya jest zwykłym uczniem otoczonym przez ludzi i przeważnie uśmiechniętym. Są rodzeństwem ale ich relacja jest mocno sko...