Rozdział 34. Mavra

74 6 0
                                    

Było mi słabo. Znów poczułam to, co za pierwszym razem na statku z Aspenem.

Bezradność, przytłaczającą panikę, strach.

Miałam się wycofać, raz dałam radę, ale drugi to było już za dużo. Wszystko mówiło mi, że mam odejść, olać całą misję i upokorzenie, jakie by się z tym wiązało.

Wtedy chłopak złapał mnie za rękę.

I tak po prostu, wszystko nagle przygasło, oddech uspokoił się, poczułam się odrobinę lepiej.

Musiałam puścić jego dłoń, by nikt tego nie zobaczył, ale idąc po kładce na pokład, trzymał się blisko mnie. Jego ramię przy moim. Jego ciche słowa przy moim uchu. I nagle dawałam radę.

Miałam ochotę uciec pod pokład, ale nie mogłam pokazać, że jestem aż tak słaba. Nawet jeśli byłam.

Stanęłam więc przy burcie i oparłam się rękami o krawędź. Wtedy Aspen znów splótł nasze pace.

Wpatrzyłam się w nasze dłonie, odwracając wzrok od morza. Jeszcze tak niedawno temu byłabym w stanie go zabić. Uważałam go za najgorszego człowieka, gardziłam nim. A teraz? Parę razy uratował mi życie. Dalej to robił.

Musnęłam kciukiem jego palec, na co on mocniej ścisnął mi dłoń.

- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczął nagle, więc spojrzałam na niego. Jego twarz wyrażała głównie zmieszanie i niepewność, wiatr zmierzwił białe włosy.

- Tak? - spytałam, rozglądając się za Lucasem, ale kruka nie było przy mnie. Dostrzegłam, jak lata w kółko, przyglądając się wszystkiemu.

- Wiesz, bo...

- Mav! - Dobiegł mnie głos jednej z dziewczyn.

Puściłam Aspena i spojrzałam, na biegnącą w naszą stronę Britt.

- Co jest?

- Chodź, to pilne - powiedziała lekko zdyszana.

- Możemy pogadać potem? - zwróciłam się do Aspena, który jedynie skinął głową, niemal z ulgą, ale mogło mi się tylko wydawać.

Podążyłam za dziewczyną, przywołując po drodze Lucasa, który przysiadł mi na ramieniu.

Britt zaprowadziła mnie do steru, gdzie stał marynarz i kierował statkiem.

Musiałam powiedzieć mu jedynie, gdzie dokładnie ma się zatrzymać na Wyspie Odcieni. Zaraz obok stała Marcella, przyglądała się pracy faceta przy sterze.

Kiedy wróciłam do Aspena, tego tam jednak nie było, więc zeszłam pod pokład do swojej kajuty.

Pokoik był niewielki, mieścił w sobie tylko koję i drewniane biurko.

Kołysanie statku było uciążliwe, ale czułam się lepiej niż za pierwszym razem. Przynajmniej na tyle, by myśleć racjonalnie i nie dać się pochłonąć wspomnieniom.

Przysiadłam na łóżku i popatrzyłam chwilę na Lucasa.

- Pamiętasz, jak moja mama zabrała nas na festyn pewnego dnia do Miasta Królewskiego? Zatrułeś się kandyzowanymi jabłkami i rzygałeś przez resztę wieczoru - zaśmiałam się na jego zabójczy wzrok. - Fajnie było. Król wyszedł, by wygłosić jakieś przemówienie i jeszcze wtedy patrzyłam na niego z podziwem. Spytałam mamy, czy go lubi. Ona odpowiedziała, że nie. Po czym dodała, że nie można być dobrym władcą, jednocześnie być lubianym i utrzymać państwo. Zapytałam więc, że skoro go nie lubi, dlaczego tam mieszkamy. Odparła, że nigdzie nie będzie nam lepiej i że tam jesteśmy w miarę bezpieczni. Myliła się.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz