Rozdział 38

413 26 55
                                    

Pov: Mike

Moja noga cały czas mocno krwawiła. Obstawiam, że pękły szwy, bo miałem ją zszywaną. Strasznie bolało, ale nie chciałem tego okazywać, co mi nie wychodziło, bo praktycznie cały czas mocno przygryzłem wargi do tego stopnia, że zaczęła mi lecieć krew.

- Mike... Twoja noga pokaż - odezwał się Will i położył rękę na moim ramieniu. - Będzie bolało, ale muszę zobaczyć okej? - szatyn popatrzył na mnie z troską, a ja pokiwałem głową i odchyliłem ją do tyłu starając się nie krzyknąć z bólu.

Will delikatnie odsunął materiał moich spodni i zaczął ostrożnie rozwiązywać bandaż. Will jest taki kochany i czuły... Kocham jak się o mnie martwi, czuje się wtedy wyjątkowo. - Will nie odwiązuj, zobaczymy w domu tutaj nie jest odpowiednie miejsce - powiedziała El, a szatyn z powrotem zawiązał bandaż.

Próbowałem uspokoić swój niespokojny oddech, ale nie było to możliwe, bo z sekundy na sekundę coraz bardziej się stresowałem. Will widząc moje emocje złączył nasze dłonie wpatrując się w mój profil. Przymknąłem oczy, czując jak niższy czule gładzi moją dłoń. Zacząłem się trochę uspokajać...

Ja i Will rozumiemy się bez słów. Chłopak zawsze wyczuje czy ze mną jest coś nie tak, a ja zawsze wyczuje problemy u niego. Nie musimy nic do siebie mówić, ponieważ same gesty wystarczą.

Spojrzałem przez okno na miasteczko, które było całkowicie zdemolowane. Wszędzie były porozrzucane różne rzeczy, ludzie uciekali z domów głośno krzycząc. Więcej demopsów zabijało ludzi, a w tle było słychać potwora z cieni, który łupił kolejne osoby.

Moje oczy napotkały się ze świecącymi od łez oczami Will'a. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy zapominając o otaczających nas problemach. W końcu Will położył głowę na moje ramię, a przez moje ciało przeszła fala ciepła.

***

Dotarliśmy pod dom Hoppera. Pod domem czekała na nas reszta drużyny, która zbierała odpowiedni sprzęt na nadchodzącą walkę. - Chodź pomogę ci - Will wyszedł z samochodu i złapał mnie pod pachy, a ja ostrożnie wyszedłem z pojazdu.

Kiedy stanąłem na twarde podłoże znowu pojawił się ten okropny ból. - Mike! Trzeba to opatrzeć jak najszybciej - Nancy natychmiastowo do mnie podbiegła. - Jonathan weź go na ręce!
- Poradzę sobie sam! - odepchnąłem jej chłopaka od siebie i z pomocą Will'a dotarłem do domu.

Kiedy wszedłem do domu Nancy od razu położyła mnie na kanapie w pozycji leżącej. - Przynieście apteczkę! - krzyknęła dziewczyna patrząc na mnie z troską. Nigdy nie miałem z nią dobrych relacji. Zawsze się kłóciliśmy, ale kiedy nadchodzi koniec świata zawsze się o siebie troszczymy.

Will kucnął przy mnie i mocno chwycił moją dłoń. - Aaaa! - krzyknąłem, kiedy Jonathan zaczął odwiązywać bandaż. - Ja mu to opatrzę! Odsuńcie się - pani Byers odsunęła parę od mnie i delikatnie zaczęła odwiązywać bandaż. Strasznie mnie to szczypało, ale kobieta robiła to o wiele delikatniej niż jej starszy syn.

Obróciłem głowę w stronę Will'a, który mocno ściskał moją rękę i płakał. Widząc go w takim stanie sam miałem ochotę się rozpłakać, chociaż i tak już płakałem z bólu.

- Szwy mu pękły! - kobieta wyrzuciła zakrwawiony bandaż na podłogę i zaczęła oglądać moją ranę starając się jej nie dotykać. - Co robimy? - Jonathan złapał się za głowę patrząc na każdego po kolei. - Muszę spróbować mu je złączyć. Mike to będzie boleć, ale muszę to zrobić okej? - Joyce położyła dłoń na moim kolanie, a ja pokiwałem głową. - Przynieście mi bandaże i wodę utlenioną!

Dustin podał kobiecie odpowiednie rzeczy i odszedł zakrywając usta dłonią. - Najpierw odkażę ranę okej? - pokiwałem tylko głową mocno zaciskając powieki. Poczułem jak krople wody utlenionej sączą się do mojej rany. Strasznie szczypało, ale o tyle, że dało się wytrzymać. - Okej... Teraz będę próbowała złączyć te szwy - kobieta założyła rękawiczki na ręce i zaczęła dotykać mojej rany przez co głośno jęknąłem.

You are late |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz