Jakiś czas później Theo i Liam pokazali Scottowi i Malii znalezione trupy.
- Sporo dzisiaj tych trupów - rzuciła Malia.
- Będzie więcej jeśli nie znajdziemy drugiej połowy - dokończył Liam.
- O której nic nie wiemy - dopowiedział Theo.
- Wiemy ze to wilkołak, trzeba go znaleść - powiedział Scott.
I nagle pojawił się Peter który był cały pomazany czymś czarnym i lekko okrwawiony.
- Co się stało? - Od razu spytał Scott
- Łowcy, zniszczyli mój piękny automobil - powiedział ze smutkiem - Jeśli to wina tego czegoś, chce dopilnować by umarło w męczarniach - rzucił.
- Nie miałeś dwóch aut?
- Zapłacą mi za to - powiedział rzucając jedną z części od auta z miną złośliwego gnojka.
Scott, Mason, Liam i Theo zaczęli badać sprawę owego Akitune. Wszyscy odsłuchiwali pocztę głosową z telefonu znalezionego przy zwłokach w lesie.
- Było sześć trupów, jeden bez twarzy - mówił Scott.
- Właścicielka telefonu? - spytał Theo.
- Możliwe.
- Chwila, nie chodzi o to żeby obie połowy się spotkały, wystarczy tylko, że znajdziemy Arona.
- Nie chce przytakiwać Theo, ale ma rację - powiedział Mason.
- Przytakujesz mu - powiedział Liam z lekkim uśmiechem, ale też zgadzał się z Theo.
- Dziwi was, że mam rację? - Spytał Theo.
- Nie - odpowiedział Liam, który najwiecej wiedział o tym, jak często Theo miał rację i mówił z sensem. Dlatego wstał i poszedł do innego pomieszczenia żeby nie wyjść na durnia, Theo poszedł za nim.
- Daj spokój - powiedział do niego - Po prostu jestem mądry.
- Może i tak - odpowiedział z grymasem Liam.
- Nie złość się, naprawdę chce z wami współpracować. Już i tak dużo dla ciebie zrobiłem, a mimo wszystko wciąż tu jestem.
- I znowu masz rację, nie cierpię tego.
- Po prostu się ciesz póki jeszcze nie zmieniłem zdania.
- Mam nadzieję, że go nie zmienisz. Jesteś mi potrzebny.
Theo się lekko zaczerwienił po tym jak Liam to powiedział. Co znaczyło, że jest mu potrzebny? W jakim sensie to mówił? Nie wiedział jak na to zareagować więc nic nie powiedział, ale cieszył się, że Liam tak uważa.
Dunbar natomiast patrzył na niego, czuł, że chce go przytulić i naprawdę szczerze podziękować za to jak go broni i powstrzymuje ale wiedział, że to będzie głupie, a Theo na pewno źle to odbierze.
Wszedł Scott, który dał znać żeby się rozdzielić i znaleść głos z telefonu i Arona.
- Pójdę z Theo - powiedział nagle Liam.
- Poważnie? Coś nowego - odpowiedział z szerokim uśmiechem Theo.
- Znajdźcie Arona, my znajdziemy te kobietę - powiedział Scott.
Oboje udali się do tuneli pod Beacon Hills, żeby poszukać Arona bo Liam wiedział, że on nie chodzi na lekcje, a ostatnim miejscem w którym widziano to coś to tunele.
- Dlaczego uważasz, że to dobre miejsce? - spytał Theo schodząc po drabince.
- Nie czujesz? To coś nie chce żebyśmy tu byli.
- Ja też nie.
- Boisz się?
- Każdy by się bał - rzucił Theo i poszedł w głąb tunelu. Droga rozdzieliła się na dwa kolejne tunele.
- Jasny? Czy ciemny? - spytał Liam.
- Idźmy za strachem - powiedział Raeken i wszedł w ciemność tego drugiego tunelu, a Liam podążył za nim.
Szli w ciszy przez jakiś czas ale potem Theo stwierdził, że plan jest słaby.
- Siedzimy tu już tyle czasu.
- Możesz sobie iść - powiedział Liam.
- Nie zostawię cię samego, naprawdę cię polubiłem i po tym wszystkim nie pójdę sobie tak o po prostu.
- Polubiłeś? Myślałem, że nie jesteś zdolny do takich uczuć. Ale masz szczęście bo ja też nie żywię jakoś szczególnie urazy.
Oboje się zaśmiali i kontynuowali szukanie. Chwile później Theo przystanął, zaczęły mu się świecić oczy i wyciągnął kły na wierzch.
- Co ty wyprawiasz? - wrzasnął Liam po czym już leżał na ziemi przez Theo który się na niego rzucił. Ale rzucił się po to, żeby go ratować bo nagle wskoczył wściekły Aron z czymś w ręce i zaczął ich atakować. Theo robił wszystko, żeby ten nie zrobił krzywdy żadnemu z nich ale Liam już leżał na ziemi z otwartą raną.
CZYTASZ
Thiam <3
Fiksi PenggemarHistoria krótko opowiada to jak Liam i Theo powoli się w sobie zadurzają. Wydarzenia nie do końca mogą być zgodne z fabułą serialu, jest to osobny wątek ale zaczynający się od momentu gdy Liam uwolnił Theo z pod ziemi. Dodałam też kilka osobnych sc...