Rozdział 9

36 3 10
                                    

"tell me im not going home
and ill stop waiting by the phone"

- RY X, "Berlin"

TERAZ

Dion nie odbierał telefonu najdłużej przez trzy dni, a kiedy go znalazłam, leżał w wannie w swoim mieszkaniu, ledwie żywy. Wokół wanny leżało porozbijane szkło, a wśród odłamków znalazłam jego komórkę - rozładowaną.

Myślałam, że umarł.

Nie byliśmy wtedy jakoś specjalnie zaangażowani w tę relację. Nie nazywaliśmy rzeczy po imieniu, po prostu spędzaliśmy ze sobą czas i było nam dobrze. Sypiał u mnie kiedy z niewiadomych powodów nie mógł wrócić do siebie. Całowaliśmy się, trzymał mnie za rękę, szeptał słowa, które chciałam słyszeć. Słowa które wypalały mi dziurę w brzuchu i przez które nie mogłam zasnąć.

Ale wtedy już rozumiałam, co się dzieje. Oczywiście, że chciałam mu pomóc. Był moim przyjacielem. Zależało mi na nim. Nikt inny do niego nie dzwonił, nikt się nim nie przejmował, poza jego matką która sama miała na głowie cały świat. Ja miałam go uratować. To było moje zadanie. Fajnie jest myśleć, że jesteś potrzebny komuś innemu i czasami to pragnienie jest tak desperackie, że nie zauważasz ciemnej strony bycia obecnym w życiu kogoś, kto nie jest dla ciebie właściwym człowiekiem. Nie myślisz o tym, że biegasz w kółko za celem, którego nigdy nie dosięgniesz, bo właśnie tego chce ta osoba - żeby nigdy ci się nie udało jej uleczyć. Żebyś ciągle musiał nad nią czuwać. Ciągle być. Słuchać. Bez przerwy wspierać. 

Dion często mi to robił.

Nie odbierał telefonów, a potem przychodziłam do niego we łzach, zastanawiając się czy żyje i czy uda mi się zdążyć zanim rozbije sobie głowę o umywalkę czy coś w tym stylu. Waliłam w drzwi i w większości przypadków nawet nie trudził się by je przede mną zamknąć. Siedział na tej swojej kanapie za tysiące dolarów i nieobecnym wzrokiem oglądał telewizję, a ja wbiegałam w jego objęcia, czułam jakby już był trupem albo mechanizmem zaprojektowanym po to, żeby mnie tam przy sobie utrzymać. Otaczał mnie ramieniem kiedy płakałam mu w koszulkę, jakby to mnie trzeba było pocieszyć, a ja wyrywałam się i zdzierałam gardło bo tak się o niego martwiłam, a on po prostu nie chciał ze mną rozmawiać. Chciał mnie zobaczyć. Chciał widzieć co to ze mną robi, musiał mieć obraz tego, że jest dla mnie ważny. Że kogoś obchodzi. To było jak tortury, choć próbowałam to zrozumieć. Wszystko przemijało, łącznie z moją złością do niego, zawsze udawało nam się godzić. 

Zdawałam sobie sprawę z tego, dokąd to prowadzi. Jeden złamany człowiek nie naprawi drugiego złamanego człowieka, a to, w czym utknęłam, zżerało mnie jak toksyny. W pewnym momencie było już po prostu po wszystkim, nawet jeśli myślałam o odejściu, zawsze było o jeden dzień za późno.

Pamiętam, że nie zwracałam na te znaki uwagi. Na początku. Potem już kochałam go tak mocno, że celowo je ignorowałam, ale to cierpienie było słodko-gorzkie, jak każde uzależnienie, i wydawało się być tego warte. Chwila ulgi dla wielu godzin trwogi. Nie chciałam widzieć w nim tego, kim był kiedy coś szło nie po jego myśli. A jednak nie był idealny.

Kiedy ci na kimś tak naprawdę zależy, nie zwracasz uwagi na wszystkie sygnały ostrzegawcze. Zawsze umknie ci coś kluczowego, moment w którym powinno się powiedzieć albo zrobić coś innego, zawsze widać to dopiero po tym, jak coś się już wydarzy. Niektórych spraw nie da się odłożyć. Niektórych ludzi chyba w ogóle nie da się uratować. 

I ja naprawdę nie chciałam w to wierzyć. Każdy zasługiwał na ratunek, ale sama wiedziałam dobrze, że nie można tego robić w nieskończoność. Nikt nie ma prawda uczynić z nas plastra na swoje rany i przychodzić do nas kiedy jest tylko źle. To nie jest miłość, tylko jej wykoślawiona wersja. Dla Diona miłość była wtedy, kiedy w końcu mu się poddawałam i przychodziłam do niego, nieważne że pora była bardzo wczesna albo bardzo późna. Kiedy zbierałam szkło z podłogi, raniąc się przy tym, a on stał nade mną i był tak bliski płaczu... tak bliski granicy. I nie umiał sobie wybaczyć - tak mi mówił - że to dla niego robię. A ja nie umiałam sobie wybaczyć, że klęczę na jego podłodze zamiast wstać i wyjść, i nigdy nie wracać. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz