Rozdział I

11 5 0
                                    

Ciemno niebieskie niebo z nutką pomarańczowego oraz różowego koloru, które towarzyszyły zachodzącemu słońcu, rozprzestrzeniały się nad głowami mieszkańców Alexandrii, sprawiając że pojawia się uczucie takiej nostalgii, spokoju ducha, można odetchnąć świeżym powietrzem. Piękny czwartkowy wieczór.

Tymczasem ja, siedzący za barem i robiący drinki dla klientów, wychodząc tylko na tyły klubu, żeby się dotlenić i dokarmić moje zwierzątko kolejnym już dzisiaj papierosem. 10 minutowa przerwa to o wiele za mało jak na 8 godzin prawie nieustannej pracy na stojąco z pijanymi ludźmi, którzy myślą że po alkoholu wszystko im wolno. Nawet nie zliczę ile razy już dzisiaj powtórzyłem "proszę wybaczyć ale nie wolno wchodzić za bar". Jeszcze się wykłócają, że chcą kupić całą butelkę pomimo tego, że jest napisane przy ladzie jak wół "NIE SPRZEDAJEMY ALKOHOLU W BUTELKACH" co oznacza, że można kupować tylko drinki.

Nareszcie nadszedł ten czas, po 6 godzinach ciągłego ślęczenia za ladą i użerania sie z pijaczkami mogłem odsapnąć, usiąść, zjeść, a co najważniejsze - zapalić.
Wziąłem pierwszy lepszy taboret, aby pośpiesznie wyjść z nim na tył klubu. Ciemny, z dala od ludzi zaułek w nie jednym wzbudziłby strach.
Ustawiłem stołek tak, żeby się nie gibał na wszystkie strony i zasiadłem jak król. Z kieszeni spodni wyciągnąłem trochę pogniecioną paczkę chesterfieldów, aby następnie wyciągnąć z niej jednego oraz zapalniczkę. Chciałem odpalić papierosa najszybciej jak mogłem bo mój cenny czas ucieka, ale zapalniczka nie zamierzała ze mną współpracować, więc rzuciłem nią wkurzony w ścianę.

- Nie musisz się tak denerwować, czym ci biedna zapalniczka zawiniła? - usłyszałem obok siebie męski głos, a gdy popatrzyłem w stronę z której dochodził zauważyłem wyciągniętą do mnie dłoń z rzeczą której tak bardzo teraz potrzebowałem.

- Przecież miałeś przestać palić. - powiedziałem nie myślac długo i wziąłem o chłopaka niebieskiego clippera z brokatową czaszką. Zadowolony odpaliłem fajke i zaciągnąłem się dymem najbardziej jak mogłem czując, że powoli moje ciało się rozluźnia. - Melanie nie będzie zadowolona jak się dowie. - dopowiedziałem jeszcze, wypuszczając dosyć dużą chmure, którą po chwili porwał delikatny wiatr.

- Czasami trzeba, sam wiesz jak to jest. - wzruszył ramionami uśmiechając się pod nosem i również odpalił swojego. Widać było po jego twarzy, że również był zestresowany, zmęczony i nabuzowany negatywnymi emocjami. - Dzisiaj ci ludzie są jakoś bardziej wkurwiający niż zazwyczaj.

Pokiwałem głową zgadzając się z jego słowami. Nie da się zaprzeczyć. Aż chciałoby się wszystkim wypierdol spuścić i ustawić do pionu, ale niestety pracownicy nie mogą robić takich rzeczy. Niby są ochroniarze, którzy powinni pilnować porządku, jednak im to wisi jak psu jajca. I tak przecież dostaną dobrą wypłatę.

Razem z Thomasem stwierdziliśmy, że dobrze nam się rozmawia, więc mimo mijającego już czasu przerwy zostaliśmy jeszcze chwilę. Nigdy tak naprawdę nie rozmawialiśmy jakoś bardziej osobiście, lecz tym razem było inaczej. Rozgadaliśmy się jak dwójka przyjaciół, ktora nie widziała się od podstawówki. Opowiedziałem mu o tym, że bardzo lubię ekplorować stare, opuszczone budynki, szukać ciekawych rzeczy, na co chłopak z entuzjazmem powiedział, że to również go interesuje. Zdziwiłem się, ale i ucieszyłem, ponieważ mało jest osób, które lubią takie rzeczy.

- Ostatnio jak jechałem przez las to na mapach pokazał mi się jakiś budynek. Na początku to zignorowałem, bo myślałem że nie ma jak tam dojechać, ale później zauważyłem, że jednak jest tam jakiś wjazd. - powiedział szatyn, na co moje oczy się zaświeciły jak świeczki. Prychnął śmiechem z mojego wyrazu twarzy i poklepał mnie po ramieniu. - Widzę, że chyba będę mieć towarzysza do urbexów.

- Stary, zawsze i wszędzie tylko powiedz kiedy i o której. - wyrzuciliśmy niedopałki w tym samym momencie. Co za niesamowite zgranie.

Thomas chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu krzyk naszego szefa. Wydzierał sie jak psychol, że przerwa już dawno sie skończyła, że mamy wracać do pracy i że przecież nie płaci nam za opierdalanie się.
Pokornie wróciliśmy do dusznego zaplecza, gdzie już nawet tam śmierdziało alkoholem, aby móc przejść na bar.

- Jak skończymy dzisiejszą zmianę to możemy się tam wybrać. - chłopak szepnął do mnie tak żeby szef nie usłyszał. - Zajdziemy do mnie, weźmiemy tylko latarki i w drogę.
Kiwnąłem głową z uśmiechem.

Dalsze dwie godziny pracy minęły strasznie szybko, nie sądziłem że kiedykolwiek w tej robocie coś takiego mi się przytrafi. Zawsze ten czas tak się dłużył, ciągnął w nieskończoność.

Przez to, że byłem podekscytowany pomysłem Thomasa, plątały mi się ręce, szklanki wypadały z dłoni, wylewałem trunki na podłogę. Dobre tyle, że te szklanki są z naprawdę mocnego szkła, więc żadna się nie stłukła, ale opierdol od szefa i tak dostałem.

Wyszliśmy z lokalu grubo po północy, ponieważ za karę musiałem sprzątać. Mi się tu spieszy, a on mi karę wymyśla, cholerny dziadyga.
W drodze do mieszkania Thomasa rozmawialiśmy jeszcze więcej na temat naszych zainteresowań. Śmialiśmy się również z różnych historii, które już przeżyliśmy, dzięki czemu droga do celu minęła nam szybciej.

Nareszcie passa nudnych, monotonnych dni zostanie przerwana, zadzieje się coś ciekawego.

Journey For The Truth Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz