Dazai od tygodnia przebywał w szpitalu, odsypiając chyba sumę wszystkich kaców w życiu. Kiedy się przebudził, w pokoju znajdowała się tylko jedna osoba, bo Chuuya zdążył wyjść, żeby przypadkiem detektyw nie pomyślał, że ktoś się o niego martwił, a już z całą pewnością nie on. Choć nie musiał Dazaiowi tego nawet mówić. Jego powrotu wyczekiwał chyba cały wydział, o czym świadczyły świeże kwiaty w wazonach ustawione na parapecie, gdyż na stole przestały się mieścić. Niedaleko łóżka siedział Fyodor, krojąc jabłka w te śmieszne zwierzątka, co wyglądało tak zwyczajnie, że aż nierealnie w jego przypadku, jakby był jakąś fantastyczną zjawą, nie człowiekiem.
Człowiekiem, huh...
Panującej ciszy nie można było nazwać niezręczną. Raczej irytującą, ale Dazai nadal był za słaby, aby się ruszać, także, co dziwne, na to, aby ruszać ustami i spróbować zażartować w swoim beznadziejnym guście. Chociaż, kto wie, może właśnie teraz po raz pierwszy nie znalazłby w tej sytuacji żadnego nawet nieodpowiedniego żartu, a przecież nad tym nie musiałby się wcale wysilać...
Promienie porannego zimowego słońca przebijały się przez szybę, a na ich ostrzach tańcował pył, gdy dawni koledzy trwali w uporczywym milczeniu w małym pokoiku, aż znudzony detektyw znów pogrążył się we śnie, tym razem ze słowami, których już nigdy nie wypowie.
Wiesz, dlaczego na naszym pierwszym spotkaniu przemilczałem twoje morderstwa? Od początku wiedziałem, że to nie byłeś ty. Coś mnie w tobie zastanawiało, zanim w ogóle pozwolono mi cię zobaczyć i z tobą porozmawiać. Tylko dlatego wybór padł na ciebie.
Już wcześniej zdecydowałem się na przeprowadzenie własnego śledztwa. Ty byłeś mi potrzebny, żebym mógł dotrzeć do prawdy. Będąc bliżej ciebie, sądziłem, że łatwiej rozwikłam wszystkie niejasności, jakie zostały albo przeoczone, albo celowo pominięte w serii zabójstw, które dziesięć lat temu wstrząsnęły połową Japonii. Większością tych śledztw zajmowałem się ja, ale za każdym razem, gdy byłem bliski rozwiązania, sprawy umarzano albo nagle znajdowano sprawców. Ty byłeś jednym z nich. Grzeczniutko przyznałeś się do stawianych zarzutów, a później wziąłeś na siebie całą winę za resztę przypadków.
Ktoś więc kłamał.
Z chwilą mojego odejścia ujawnił się prawdziwy morderca.
Gogola obserwowałem dłużej niż on mnie, więc nie było trudno połączyć go z resztą ostatnich wydarzeń. Przedtem postanowiłem polecić go na twojego partnera, co także było częścią planu. Ryzykownego, ponieważ założyłem się o wszystko, mając co najwyżej do stracenia szansę dotarcia do prawdy, a ty - życie, które tak bardzo starałeś się zachować, że aż uciekłeś przed gościem uważającym się za twojego najlepszego przyjaciela do najpilniej strzeżonego więzienia w kraju, haha... Masz ciekawych przyjaciół, Dostojewski...
Och, nie myśl sobie, że teraz zmienię zdanie o tobie, gdy znów weźmiesz mnie w ramiona, a ja pozwolę ci na więcej niż zwykle. Zrobiłeś wiele złego w życiu, wybrawszy własną ścieżkę, więc twojej kary nie uważam za przesadzoną, a nawet po tym, co już wiem, przydałoby się tobie i twojemu kumplowi kilka dodatkowych wyroków śmierci, gdyby tylko istniała możliwość przywracania martwych do życia...
Tej zbrodni nie chciałeś popełnić. A teraz nikt jej nie odkryje.
Z nagrania popłynął głos detektywa jak wtedy, gdy zadzwonił do partnera z prośbą, żeby mu pomógł, kiedy trawiony gorączką nie był w stanie sam się ruszyć, tym razem z dodatkową informacją bez szumów telefonicznych zniekształcających głos, jakby zarejestrowany z myślą na tę okazję: Udzielam pozwolenia. Legitymacja 91D1906. Kod 1502.
Kluczem nigdy nie były cyfry. Kluczem zawsze był jego głos.
A piętnastego lutego to data, kiedy po raz pierwszy się spotkali, by podjąć współpracę.
Co za głupota. Tani sentymentalizm.
To nawet gorsze niż rozmiar stopy...
Fyodor odłożył nóż przy rozkrojonym do połowy jabłku i wyszedł.
koniec
CZYTASZ
FYOZAI | W moim domu jest trup POLICE AU
FanficW jednej chwili się bawisz, w drugiej - potykasz o trupa we własnym mieszkaniu. Niestety, pamiętasz ze szczegółami wszystko, co się wydarzyło zeszłej nocy. Przekonaj dawnych przyjaciół, że ktoś tu z was kłamie. Przekonaj... siebie samego, że to t y...