Rozdział 13

28 3 8
                                    

"And I'd sing a song that'd be just ours
But I sang 'em all to another heart"

- Tom Odell, "Another Love"

WTEDY

Dion to pieprzony dupek, który wezwał po mnie pieprzoną limuzynę. I to nie byle jaką, ale taką z minibarem, małym telewizorem i podświetlaną niebieskimi ledami. Właśnie tak wydają pieniądze ludzie, którzy mają ich za dużo.

Nie, żebym była niewdzięczna, ale taki pokaz majątku wcale nie jest komfortowy dla kogoś takiego jak ja. W życiu nie widziałam nawet szklanego żyrandola, a teraz wożę się jak cholerny prezydent. 

Przez całą drogę siedzę nieruchomo, mocno zaciskając pięści i czekam, aż stąd wysiądę żeby mu przywalić za ten teatrzyk. Boję się, że jego szofer zawiezie mnie do jakiegoś pałacu, bo wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby Dion mieszkał w czymś takim.

Ale nie mieszka, co jest ulgą. 

Podjeżdżamy za to pod ogromny budynek w części miasta oddalonej ode mnie o jakieś dwadzieścia minut. Jest cały ze szkła, stąd wydaje się, że sięga chmur i zastanawiam się, na którym piętrze mieszka ten bogaty skurczybyk. Mimowolnie próbuję dosięgnąć wzrokiem zakończenia wieży, ale stąd mi się to nie udaje.

- Panno Wells.

No i proszę, jeszcze zdobyli moje nazwisko. Wcale nie czuję się dziwnie. 

Pozwalam pomóc sobie wysiąść z samochodu. Szofer pokazuje mi tylko wielkie przezroczyste drzwi, przy których stoi inny mężczyzna więc zgaduję, że to tamten ma mnie odprowadzić. Poddenerwowana zbliżam się więc do wejścia i, tak jak sądziłam, ten też mówi do mnie po nazwisku i prowadzi mnie do windy, wstukując odpowiednie piętro.

Ostatnie. Naturalnie.

Kiedy winda w końcu nas od siebie oddziela, oddycham z nieukrywaną ulgą. Czuję się jak w jakiejś durnej komedii, szkoda że nikt jeszcze nie przybiegł mi lakierować butów albo przyklepać mi twarzy pudrem, to jakiś wielki żart. 

Jak on może mnie stawiać w tak niezręcznej sytuacji? Sądzi, że imponuje mi to, ile ma kasy? Albo uważa mnie za płytką, albo naprawdę inaczej nie potrafi się pokazać. Kiedy ktoś jest dziany odkąd postawił na tym świecie pierwsze kroki, nie umie żyć tak, jakby tych pieniędzy nie było. Łatwo jest nasłać na mnie podwózkę, przetransportować mnie tutaj i doprowadzić prosto pod drzwi zamiast zachować się jak każdy normalny chłopak i zrozumieć, że cieszyłabym się z głupiej pizzy w najtańszym fast foodzie. 

Ja bym go do siebie po tym na pewno nie mogła zaprosić. Chyba bym się spaliła ze wstydu w swoim ciasnym korytarzu gdzie ze ścian odpada tapeta, a z sufitu osypuje się farba. 

Kręcę głową sama do siebie i przekonuję się, że przecież to i tak nie ma znaczenia. Nie mam powodu żeby mu się przypodobać. Żyję tak jak żyję, nie każdy ma tyle szczęścia co on. Przynajmniej mam gdzie spać, a to sukces.

No i jestem zdrowa. Mam oboje rodziców. Mam co jeść i gdzie pracować. Co prawda zalegam z rachunkami, ale to da się jeszcze naprawić. Naprawdę mogło być gorzej.

- Connie. 

Jego głos dociera do mnie od razu kiedy otwiera się winda. Patrzę na niego spode łba i odsuwam się od ściany, a on robi mi miejsce bym mogła wyjść i przed nim stanąć. 

Ma szczęście, że nie ubrał się w jakiś garnitur czy coś, bo chyba musiałabym go podpalić. Ale i tak wygląda elegancko. Drań.

Za jego napiwek kupiłam sobie aksamitną niebieską sukienkę na ramiączkach (oczywiście materiał tylko udawał aksamit) i to w nią zdecydowałam się ubrać. Resztę wrzuciłam do naszego wspólnego słoika w kawiarni - bo nie jestem zachłanna i wcale nie potrzebuję jego jałmużny. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz