Rozdział 14

27 3 13
                                    

"And I just keep on thinking how you made me feel better
And all the crazy little things that we did together
In the end, in the end it doesn't matter
If tonight is gonna be the loneliest"

- Maneskin, "The loneliest"


TERAZ

Deszczowe dni to zawsze były moje dni. I to się nie zmieniło.

Powietrze było jakieś inne, lżejsze. Kiedy przeniosłam się do miasta, zaczęłam rozumieć wszystkie pogadanki mamy o jego złej jakości. Myślałam, że nie odczuję dużej różnicy, a jednak miała rację.

Kiedy pogoda psuła się tak jak dziś, jakaś część mnie zdrowiała. Rano paliłam papierosa na balkonie moknąc i nie martwiąc się o to, że można by wyżąć ze mnie wiadro wody. Włosy przyklejały mi się do policzków, a żar ledwo się tlił.

Uniosłam spojrzenie do nieba, zamknęłam oczy i chłonęłam. Chłonęłam cały świat, wszystko co mógł mi dać.

A potem spojrzałam w dół i znów przypominałam sobie o spadaniu. Wróciłam więc do środka, zostawiając za sobą mokrą plamę od balkonu aż po łazienkę, i weszłam pod prysznic żeby przygotować się do wyjścia.

Prawdę mówiąc, miałam się nieco lepiej. Nie widziałam się z Dionem od dwóch tygodni, nie napisał do mnie ani jednej wiadomości od tego czasu, a ja poczułam się samotna jak nigdy dotąd.  Płakałam późno w nocy, codziennie odkąd powiedział mi o terapii, i zrozumiałam, że jest mi tak smutno, bo ruszył dalej beze mnie. Że on sobie radzi, a ja nie potrafię. I że chcę być z niego dumna, a tylko mu zazdroszczę. No więc to "lepiej" nie jest znowu takie dobre, ale zawsze to coś. 

Chciałam wierzyć, że naprawdę miał na myśli to co mi powiedział w windzie. Nie wiem, czy odciął się ode mnie przez to że tak się zachowałam i wtrąciłam się bez potrzeby czy tak poradziła mu ta cała terapeutka. Ale nie czułam jakby cały ciężar spadł mi z ramion. Gdyby teraz do mnie zadzwonił, błagała bym go żeby się nie rozłączał, rozmawiałabym z nim o wszystkim nawet do rana. Wciąż było wiele do powiedzenia...

Leniwie wciągnęłam na głowę szarą bluzę. Odnalazłam też czyste czarne dżinsy - tak ubrana stanęłam przed lustrem i zaczęłam się zastanawiać, czy to nadal ja. Czy stałam się już tylko zlepkiem wspomnień? Chodzącą bezsennością? Bladą wersją Connie, która prawie nic nie je i znów z nikim nie rozmawia?

Opłukałam twarz i spięłam włosy w kucyk. Niechlujna fryzura od razu zaczęła wymykać mi się spod kontroli, ale i tak zamierzałam założyć kaptur. Powinnam je trochę skrócić...

Opanowałam tę impulsywną myśl i zaczęłam zbierać swoje rzeczy - telefon, portfel i parasolkę. Zarzuciłam na siebie czarny płaszcz, zgarnęłam buty sportowe które leżały przy wejściu i opuściłam mieszkanie z niemałym lękiem.

Schodząc po schodach, myślałam tylko o tym, że znowu postąpiłam nie tak, jak trzeba. Że nie powinnam się z nią spotykać, co może mi powiedzieć? Że jej przykro. Że dobry z niego chłopak. Że na pewno jest dla nas jeszcze szansa.

Kiedy tylko wydostaję się na zewnątrz, rozkładam parasolkę i ją widzę. Stoi tam, jak zwykle elegancka i dostojna, z idealnie prostymi włosami - czarnymi, tak jak u niego. Wilgotność powietrza nie robi jej żadnej krzywdy, a ja pewnie wrócę do domu z gniazdem na głowie.

Uśmiecha się do mnie nieśmiało, a ja macham jej niezręcznie i podchodzę bliżej nie spodziewając się, że zamknie mnie w uścisku. Jest mi źle z tego powodu, bo choć ten gest koi moje nerwy, sprawia też, że uświadamiam sobie, iż nie mam prawa tego robić. Nie jestem już częścią ich życia.

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz