część 1

43 4 1
                                    



Gdy ujrzałem jej pobladłą twarz i błyszczące, rozszerzone źrenice, moją pierwszą myślą było: już tu są. W spojrzeniu Mileny odbijało się wszystko, niemal wpuściła mnie do swojej głowy. Poczułem dreszcz przesuwający się wzdłuż kręgosłupa. Oddech spowolnił. Gdyby nie żona mojego brata, która wcisnęła na siebie kożuch i wybiegając z domostwa, trąciła mnie łokciem, pewnie nadal tkwiłbym w progu chaty z rozchylonymi ustami.

Dłoń brata opadła na moje ramię, drgnąłem.

– Zostań z Mileną i dobrze się zamknijcie.

Nieszczęsna dziewczyna objęła się ramionami i już była przy mnie. Wsparła czołem o moją pierś i cicho załkała. Odruchowo odsunąłem ją od siebie, bo nie znosiłem obcego dotyku.

– Zaczekaj Libor! Idziecie tam sami? Powinienem...

Uciszył mnie, wskazując na mnie palcem.

– Zostajesz na miejscu, czy to jasne, Kalmir?

– Jak zwykle...

Był ode mnie starszy o dwanaście lat, to sporo. Jednak niedawno skończyłem szesnaście, więc te słowa głęboko ubodły.

Kiedy będę wystarczająco dorosły? Dla niego? – zastanawiałem się w ciszy umysłu. – Mogli natrafić na coś, na co nie będą przygotowani. Dodatkowa para rąk okazałaby się przydatna.

– Popełniasz błąd, ale niech ci będzie. Powiedz chociaż, co się dzieje...?

– Tego chcę się właśnie dowiedzieć.

Gdy ruszył pospiesznie przez tonące w mroku podwórze, dołączył do niego nasz czteroletni pies, Dzikus. Merdał ogonem i podskakiwał na długich łapach, poszczekując dziwnie, jakby wiedział o czymś ważnym, co nam umyka.

Zatrzasnąłem drzwi i spojrzałem z rezygnacją na Milenę. Miała na sobie długą do kostek koszulę nocną, ale zdążyła włożyć buty i okryć się kurtką. Przysunąłem do niej latarnię i krzyknąłem.

– Jesteś ranna?!

Podążyła za moim spojrzeniem.

– To krew! – krzyknęła, najwyraźniej dopiero teraz uzmysławiając sobie, jak strasznie wyglądała. – Jest wszędzie. O bogowie! – Zaczęła trzeć materiał, jakby sądziła, że w ten sposób pozbędzie się śladów napaści. Bez powodzenia.

– Przejdź do głównej izby, przyniosę ci coś do przebrania.

Pobiegłem do sypialni mojego brata i jego żony, nie patrząc czy Milena w ogóle ruszyła z miejsca. Wiedziałem, że muszę zachowywać się odpowiedzialnie i nie dać się ponieść emocjom, ale myśli miałem zupełnie splątane.

Tyle krwi na jej koszuli... Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Sprawa była naprawdę poważna.

I naraz pomyślałem o rodzicach, którzy zmarli kilka lat temu. Zostali mi tylko Libor i Jagna. Naprawdę nie chciałem ich stracić.

Przetarłem oczy, starając się przegonić resztkę snu. Zatrzymałem wzrok na skrzyni z ubraniami. Podszedłem do niej i wyciągnąłem z wnętrza jedyną suknię jaką Jagna posiadała. Wiedziałem, że bratowa nie będzie się o to złościć. Zawsze wybierała stroje praktyczne, nie krępujące ruchów. Zupełnie inaczej niż moja mama, ale Liborowi w ogóle to nie przeszkadzało. Zakochał się w odwadze Jagny i w jej inteligencji, była wyjątkowo zaradna. Choćby nastała najmroczniejsza zima, Jagna nigdy nie wróciłaby z polowania z pustymi rękoma. Dlatego miałem nadzieję, że będzie uważała na mojego brata, który wciąż próbował jej zaimponować.

Uśmiech demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz