O tym, jak widziałem go po raz ostatni

152 19 22
                                    

Nie miałem pojęcia, że między szczęściem a rozpaczą może istnieć aż tak cienka granica. Miałem się o tym dowiedzieć właśnie tego popołudnia. Szedłem właśnie do Roberta. Choć nie były to wymarzone warunki spotkań, to i tak cieszyłem się, że mamy w ogóle taką możliwość. Ta perspektywa napełniała mnie radością. Przecież tak niewiele brakowało, bym już nigdy nie mógł zamienić z nim słowa, dotknąć, przytulić, pocałować...

Odpędziłem od siebie te natrętne myśli. Przecież żyję tu i teraz, nie ma sensu zastanawiać się nad tym, co mogło stać się w przeszłości. Było trudno, ale byliśmy razem, więc musiało być już tylko lepiej. Przynajmniej tak mi się zdawało.

Gdy tylko przekroczyłem próg sali, w której znajdował się Robert, od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Nie uśmiechnął się na mój widok, wręcz przeciwnie- jakby posmutniał. Nawet się nie ruszył, a leżał na łóżku. Wiedziałem, że to bardzo zły znak, jednak starałem się udawać, że wszystko jest dobrze.

- Cześć!- rzuciłem z udawaną wesołością i usiadłem na krześle stojącym naprzeciwko jego łóżka. Dopiero teraz podniósł się do pozycji siedzącej. 

- Hej- odpowiedział z powagą.

- Źle się czujesz?- zapytałem.

- Rozmawiałem wczoraj z ojcem- poinformował mnie i odwrócił wzrok.- Nie ma szans na to, że SB zostawi sprawę willi, dopóki nie złapią wszystkich, którzy mają u nich swoje własne akta, czyli między innymi ciebie.

Nawet nie musiałbym już go dalej słuchać, bo domyślałem się do czego zmierza.

- Chcesz, abym znowu wyjechał?

- Wiesz, że im dłużej jesteś w Warszawie, tym większe prawdopodobieństwo, że cię złapią. Jak dostaniesz się w ich ręce, to cię wykończą. Chyba że...- Robert się zaciął.

- Chyba że co?- zapytałem ostro. Temat, który podjął Robert, był naprawdę drażliwy. Nie chciałem, by mówił mi, co mam robić. Wiedziałem, że chce dobrze, ale nie miał prawa niczego mi kazać.

- Chyba że pokażesz im, jak cennym źródłem informacji jesteś.

- Ładny eufemizm- zauważyłem.- Czy ja mam napisane na czole "informator"?! Nie jestem kablem, ty nie wiesz chyba, o co mnie prosisz!- uniosłem się.

- Nie proszę cię o to. Mówię tylko, że to jedyny sposób, byś przeżył, jeśli SB cię aresztuje. Przecież trochę się już znamy, wiem, że nie zrobiłbyś tego. Próbuję ci tylko zobrazować, że wyjazd to jedyny sposób, byś przeżył. Uciekaj, Arek, proszę, ratuj się- powiedział błagalnym tonem.

- A ty? Nie chcę bez ciebie- odpowiedziałem, patrząc mu głęboko w oczy, w których dostrzegłem łzy.

Pogładził mnie po policzku.

- Hej, znajdę cię. Obiecuję, że jak zamkną sprawę, to cię znajdę.

- Jak długo to potrwa? Przecież to może się ciągnąć latami.

- Nie mam pojęcia, ile to potrwa- przyznał.

- W takim razie ja zostaję! Jak mógłbym żyć gdzieś daleko ze świadomością, że ty musisz tutaj zostać?

- Jak mógłbym żyć ze świadomością, że zostałeś dla mnie w Warszawie i przypłaciłeś to życiem?- odpowiedział pytaniem na pytanie.- Wolę normalnie spędzać z tobą czas niż odwiedzać twój grób i codziennie myśleć o tym, że powinienem był coś zrobić, abyś był bezpieczny. Nie utrudniaj mi tego, chcę naszego wspólnego dobra, Arek. Jak w przyszłości mamy być szczęśliwi, skoro jednego z nas już nie będzie na tym świecie? Nie każ mi zmusić cię do wyjazdu, tylko zrób to po dobroci.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz