XXXVIII. Pałacowe Dzieje, cz. 2

71 10 33
                                    

Rasha zastała Malika Khouriego w najbardziej publicznej części pałacowych ogrodów. Siedział nad rozległą sadzawką o zielonej od glonów wodzie i karmił okruszynami khobezu nadpływające stadnie kaczki. Słońce kładło się wielobarwnym, metalicznym połyskiem na ich piórkach, zmieniając je w małe pływające tęcze, które gasły, gdy ptaki znalazły się w cieniu szuwarów i pochylonych nad powierzchnią sadzawki drzew, ponownie stając się szaro-brązowymi kulami puchu, przypominającymi ożywione garście mułu.Stary mężczyzna wyglądał na smutnego i zmęczonego życiem. Postronny obserwator, który by go tu zauważył, nigdy by się nie domyślił, jak krwawa i burzliwa może być jego codzienność.

- Lubię to miejsce - powiedział, nie odrywając wzroku od tafli wody. Nie mógł usłyszeć nadchodzącej Rashy, ponieważ sam zadbał o to, by poruszała się bezszelestnie, więc najwyraźniej wyczuł jej obecność za swoimi plecami. - Tutaj wszystkie konflikty załatwiane są wprost. Dwie kaczki się pokłócą, to się pobiją i podziobią, nie mieszają w to swoich dzieci, i nie udają przyjaźni tylko po to, żeby potem drugiej wbić nóż w plecy...

Rasha przysiadła się do niego na trawiastym poletku. Khouri wydawał się mężczyzną w zaawansowanym średnim wieku, ale to był tylko pozór - księżniczka wiedziała, że w rzeczywistości miał już siedemdziesiąt trzy lata i spokojnie mógłby się nazwać sędziwym starcem.

- Możesz przejść na emeryturę - zauważyła.

- Dla takich jak ja nie ma emerytury - odparł z westchnieniem.

- Nie masz dzieci ani wnuków, którzy by cię utrzymali, ale państwo na pewno nie zapomni twoich zasług i pomoże ci przetrwać starość. A jeśli państwo zapomni, ja się tobą zaopiekuję.

Khouri uśmiechnął się.

- Nie o sprawy finansowe mi chodzi - wyjaśnił, choć ona doskonale o tym wiedziała.

- Więc kiedy to się skończy? Kiedy umrzesz?

- Ja już dawno temu umarłem, kochana.

O tym również wiedziała. Nigdy jednak nie poruszała z nim tego tematu.

- A co do twojego pytania... Chciałem, żeby to się skończyło wtedy, kiedy księżniczka Halima dorośnie, znajdzie sobie odpowiedniego męża i razem zaczną swoje prawowite rządy nad Wahah. Zamierzałem wtedy złożyć dymisję i wrócić do Sępiej Skały jako doradca. Ale los nie pozwolił.

- Więc teraz jaki masz plan?

- Pomścić ją - odpowiedział Khouri. - A potem... Potem się zobaczy. Wahah nie ma już prawowitych władców. Nie ma nikogo, kto by mógł utrzymywać odrębny charakter mojej ojczyzny. W następnym pokoleniu będzie już stanowić jednolitą całość z Fajr.

Rasha uszczknęła kawałek pieczywa leżącego w wiklinowym koszyku przy nogach mężczyzny i rzuciła go w wodę. Duża samica podpłynęła, rozchlapując wodę płetwiastymi różowymi nóżkami, i łapczywie przełknęła okruch. Jej główka wystrzeliła przy tym w tył, a szyja zafalowała - następnie kaczka wydała z siebie donośne kwaknięcie i odwróciła się kuprem do swojej dobrodziejki. Odpływając, pozostawiła za sobą maleńki kilwater, po którym zatańczyły żywiołowo iskry światła słonecznego.

- Dowiedziałam się czegoś - powiedziała po dłuższej chwili zastanawiania się. - Ale jeśli ktokolwiek się o tym dowie, zginiemy ja i ty, a do tego moja siostra i Allah wie, kto jeszcze.

- Więc może lepiej mi tego nie mów?

- Uważam, że powinieneś wiedzieć.

- Zatem słucham.

NiewolnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz