Rozdział 7 - Ile przegrałeś?

999 50 4
                                    

Czerwiec był wyjątkowo ciepły. Nawet popołudniowe słońce nie oszczędzało mieszkańców Queens, wysyłając im gorące promienie.
David późnym popołudniem wracał z terapii. Podzielił się na niej swoimi problemami, mówił o chęci zdobycia gotówki, aby odkupić swoje winy i wynagrodzić siostrze poświęcenie. Ale uczestnicy terapii, jedynie co mogli, to wesprzeć go dobrym słowem i zagrzać do walki, mówić, żeby się nie poddawał.
To jednak Davidowi kompletnie nic nie dawało. Potrzebował pieniędzy. A nie zachęty i pochwał.
David musiał przejść jeszcze trzy przecznice, aby znaleźć się pod znajomą kamienicą. Ludzi było jak na lekarstwo, mało kto zapuszczał się w tą dzielnicę, która nie należała do najciekawszych. Jednak rodzeństwo już dawno przyzwyczaiło się do okolicy.
David, nie oglądając się, przyspieszył kroku, lecz nagle ktoś zagrodził mu drogę. Gdy podniósł głowę zobaczył człowieka, którego już kiedyś widział, ale nie miał pojęcia skąd go znał. Facet ubrany w czarną skórę, krótko ścięty i z zakazaną gębą. Odważnie stanął przed Davidem i uśmiechnął się szyderczo.
- David, kopę lat – mruknął świdrując go spojrzeniem. David instynktownie zrobił krok w tył i przyjrzał się facetowi.
- My się znamy?
- My? Niekoniecznie – uśmiechnął się szerzej. - Ale nazwisko Burson coś ci mówi?
David przełknął z trudnością ślinę. Doskonale znał Bursona. Tony Burson był kimś w rodzaju Lucasa Snighta, tylko o wiele mniejszego kalibru. Nie był tak mocno wpływowy i rozpoznawalny w mafijnym kręgu, ale lubował się w pożyczaniu kasy nieszczęśnikom. Co za tym idzie, późniejsze ściąganie z nich długu z okrutną nawiązką było tym, na czym bogacił się Tony.
David zaciągnął się kiedyś u niego by spłacić dług w kasynie. Oczywiście nie było w tym nic legalnego. Więc Burson i jego ludzie często mu grozili i chodzili za nim, wymyślali niestworzone odsetki. David spłacał, ile potrafił. Był nawet pewien, że spłacił wszystko, co do centa, ponieważ ludzie Bursona nie pokazywali się od kilku miesięcy. I wtedy David dostał olśnienia. Stał przed nim jeden z bliższych pachołków Bursona, Chester.
- Spłaciłem już wszystko – powiedział pewnie. Mężczyzna wysłał mu kpiący uśmiech.
- Jesteś o tym przekonany?
W tym pytaniu było tyle grozy, że David zrobił kolejny krok w tył i wpadł na kogoś. Gdy się odwrócił zobaczył ogromnego faceta, większy był nawet niż Jeff i łypał na niego groźnym wzrokiem. David przeniósł z powrotem wzrok na tego pierwszego.
- Czego chcecie ode mnie? - spytał zaciskając pięści. Koleś w skórze roześmiał się.
- Co za głupie pytanie, Wilson. Szef nie potrafi się doliczyć pieniędzy od ciebie.
- Kilka tygodni temu spłaciłem wszystko – wycedził przez zęby. Był na siebie zły, bo tak właśnie wyglądało pożyczanie pieniędzy u takich ludzi. Mógł to spłacić z odsetkami a oni dalej mogli ciągnąc od niego kasę.
Chester jednym ruchem złapał za jego koszulkę i szarpnął w swoją stronę.
- My po prostu daliśmy ci więcej czasu na to, żebyś zgromadził dla nas fajną sumkę.
- Nie mam nic – powiedział natychmiast David. - Wszystko przegrałem, wszystko sprzedałem, podobnie jak moja rodzina. Poza tym nie jestem wam nic winien.
- Rodzina, mówisz... - Chester lekko poluźnił uścisk ale wciąż trzymał Davida. - Cóż, cudowną masz rodzinkę, że dla ciebie tak się poświęcają. Ale to cię nie uratuje. Wisisz naszemu szefowi kilka ładnych tysięcy.
David w sekundę pobladł. W momencie, gdy zaczął wychodzić na prostą, wracały stare znajomości, które wychodziły mu po prostu bokiem. Najchętniej rzuciłby się z najbliższego mostu. Przecież z trupa pieniędzy nie ściągną, no bo jak? Ale myśl o Emily i Jeffie nie pozwalała mu na to.
- Nic mu nie wiszę! - David odważnie szedł w zaparte.
- Na mieście chodzą plotki, że masz bardzo ładną siostrę – Chester uśmiechnął się obleśnie. Ten tekst padał bardzo często w takich sytuacjach. Niestety, był to najsłabszy punkt Davida, obok którego nie potrafił przejść obojętnie.
Na te słowa wyrwał się Chesterowi i rzucił się na niego z pięściami. Osiłek, stojący za Davidem jednak w porę zareagował i trzasnął nim o ziemię jak szmacianą lalką. Chester z pogardą stanął nad Davidem, który z trudem łapał powietrze.
- Znaj moje dobre serce. Dam ci dwa tygodnie. Inaczej ściągniemy dług w inny sposób – rzucił i machnął porozumiewawczo swojemu towarzyszowi.

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz