Rozdział 12 - Swojaczka

1K 49 2
                                    

Godzina szósta zbliżała się nieubłaganie.
Im bliżej, tym Emily czuła się gorzej. Mimo to przygotowała się dobrze do tego spotkania. Chciała wyglądać bez zarzutu, żeby nie daj Boże, Lucas nie miał się do czego przyczepić. Ubrała niechętnie wybraną przez Nate'a sukienkę, rozpuściła włosy, nałożyła makijaż, jednak bez przesady, ubrała czarne szpilki. Włożyła w uszy ulubione kolczyki i machinalnie dotknęła swojego palca. Z bólem przypomniała sobie, że jej talizman zniknął wraz z pieniędzmi, które za niego dostała.
Spuściła głowę i spojrzała z żalem na swój palec.
I na co jej to było? Oddała Davidowi swoje serce, żeby i tak koniec końców on kopnął ją w dupę. Zacisnęła zęby, próbując o tym nie myśleć. Ale brak biżuterii powodował u niej przygnębienie. Choć kotłujący się w sercu strach również przeważał.
Emily, wyginając ze zdenerwowania palce, przechadzała się po pokoju. Czuła jak mocno bije jej serce, jak drżący oddech nie pozwala się skupić.
W końcu rozległo się ciche pukanie, na którego dźwięk Emily prawie dostała zawału. Do środka wszedł Lucas. Ubrany w garnitur, pod krawatem. Od stóp do głów na czarno.
- Gotowa?
To pytanie było tak obojętne a głos tak znudzony, że Emily mu pozazdrościła. Z chęcią by się z nim zamieniła.
Lucas zatrzymał na niej spojrzenie i nie mógł nie zauważyć zdenerwowania, które malowało się na jej twarzy. Uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Wyglądasz pięknie, czemu się denerwujesz?
Kolejne pytanie, które dla Emily było abstrakcją. Do tego stopnia, że nie zauważyła nawet, że pochwalił jej wygląd.
- Jak mam się nie denerwować? - mruknęła. Lucas podszedł do niej i spojrzał w jej oczy.
- Normalnie. Ze mną nic ci nie grozi. Poza tym to nie potrwa długo.
- Obyś miał rację.
- Chodź - posłał jej jeszcze jeden, pocieszający uśmiech i gestem dłoni wskazał drzwi. Emily skinęła głową i ruszyła do wyjścia z pokoju, a stamtąd do frontowych drzwi. Przy aucie czekał już Nate, który uśmiechnął się na widok dziewczyny.
- Pięknie wyglądasz, Emily - odezwał się otwierając tylne drzwi.
- Ty też, Nate - odpowiedziała automatycznie, choć Nate również wyglądał niczego sobie.
Wsiedli do samochodu. Lucas obok Emily a Nate za kółko, po czym ruszyli w drogę. Snight co chwila zerkał na dziewczynę, która nerwowo kręciła kółeczka palcami a jej spojrzenie wyrażało więcej, niż tysiąc słów.
Lucas zaczął myśleć, jak ma jej pomóc. Jak to będzie wyglądać, jeśli u jego boku stanie przerażona fretka?
- Emily, mogę jakoś sprawić, żebyś mniej się denerwowała? - spytał cicho obserwując, jak przenosi na niego zainteresowane spojrzenie. Ewidentnie nie spodziewała się takiego pytania.
- Możesz powiedzieć mi na czym polegają takie... spotkania? - jej głos był cichy, prawie niedosłyszalny. Ale nie dla Lucasa.
- Co jakiś czas są organizowane spotkania rodzin. Jest na nim kilka moich najlepszych ludzi i garstka zaprzyjaźnionych klanów. Gdzie słowo „zaprzyjaźnionych", jest trochę za mocne. To raczej ludzie, z którymi mamy chwilowe zawieszenie broni.
- Dlaczego chwilowe?
- Bo nigdy nie wiadomo, ile ono potrwa - beztrosko wzruszył ramionami. Emily ściągnęła brwi, zastanawiając się nad jego słowami.
- Nadal nie rozumiem...
- Emily, większość tych ludzi, którzy tam będą, oddałaby swój własny majątek za moją głowę - powiedział z dziwnym uśmiechem, jakby to było zabawne. Emily zaś w drugą stronę, poczuła grozę a jej oczy powiększyły się, gdy usłyszała, z jakim spokojem jej o tym mówił.
- I ciebie to nie rusza? - pisnęła.
- Ani trochę. Dla ciebie to nie do pomyślenia, ale dla mnie? Codzienność.
- To potworne!
Lucas uśmiechnął się, widząc autentyczne przerażenie na jej twarzy. No pewnie, dla ludzi z zewnątrz to naprawdę może być przerażające, ale do wszystko szło się przyzwyczaić.
- Stoję najwyżej w tych kręgach, naprawdę wielu by dało, żebym spadł. Ale jestem na to za cwany i za mądry. Oczywiście, nie chwaląc się - dodał i zaśmiał się. Emily mimowolnie uśmiechnęła się, słysząc jego swobodny śmiech. Jej ostatnie dni były wypełnione strachem, chłodem i niewiedzą. Przecież jeszcze wczoraj bała się tego człowieka. A teraz słyszała jego śmiech, który był taki... normalny. Normalny w nienormalnym świecie.
- Wiem, że głowa mafii to raczej mało legalne zajęcie... ale czym zajmujesz się tak konkretnie? - Emily nie miała pojęcia, skąd nagle wzięła się w niej chęć dowiedzenia się prawdy, poznania szczegółów. Nie tak dawno nie chciała o tym słyszeć. Zrodziła się w niej nagła chęć poznania bliżej człowieka, z którym notabene dzieliła dom. Zrozumieć nie miała zamiaru. Nie ważne, jak bardzo by się starała. Nigdy nie zrozumie jego pobudek.
- Takich kasyn, jak to w Queens, mam jeszcze siedem i dziewięć klubów nocnych. Poza tym handel bronią i hazard.
Kolejne zdanie, na które Emily poczuła nieprzyjemne konwulsje w żołądku. I on to mówił tak po prostu... Emily otworzyła usta ale żadne słowo z nich nie wypłynęło. Zwyczajnie ją zatkało. Lucas gdy to spostrzegł, zaśmiał się.
- Co, maleńka, myślałaś, że będę kłamał?
- Szczerze to tak.
- Nie mam powodów. Dlaczego miałbym ściemniać mojej lokatorce? - spytał, puszczając jej przy tym oczko. Emily przełknęła ślinę. Właśnie w tamtym momencie przełamała się między nimi jakaś granica. Coś w rodzaju muru, który Emily wytworzyła sobie przy ich pierwszym spotkaniu w kasynie. Obraz zimnego, bezdusznego i nieludzkiego gangstera lekko się zamazał, gdy Emily zaczęła dostrzegać w nim ludzkie cechy. Choć w sumie nie było w tym nic dziwnego. Przecież Lucas był takim samym człowiekiem jak Emily czy Nate. Po prostu przy określonych ludziach i w odpowiednich momentach zarzucał maskę, która pomagała mu w interesach. Być może przesiąknął tym wszystkim ale na pewno nie do końca. Emily jakby zupełnie o tym zapomniała.
Nagle fala pytań, które pojawiły się w głowie Emily, ruszyła z nową siłą.
- Zabiłeś kiedyś kogoś?
- A to już rozmowa na inny dzień.
- Czyli zabiłeś? - Emily uniosła brwi, obserwując go. Nie był zmieszany ani zestresowany. Zaskakująco swobodny i wyluzowany. Jakby nic złego nie zrobił, a Emily była pewna, że zrobił.
- To temat na inną rozmowę, Emily, naprawdę.
Dziewczyna zacisnęła usta i odwróciła wzrok. W sumie nie musiał odpowiadać, wiedziała swoje. Ten fakt trochę ją przeraził ale nie na tyle, by znów żyć w strachu.
Gdy dojechali na miejsce Nate odwrócił się i uśmiechnął.
- Jesteśmy.
- Cudownie, już nie mogłam się doczekać - burknęła kpiąco Emily a Nate zaśmiał się, po czym zerknął na Lucasa.
- Będziemy mieć z nią wesoło, Snight - rzucił melodyjnie. Lucas potwierdził szerszym uśmiechem i opuścił samochód. Nawet Emily się uśmiechnęła na tę garstkę normalności. Jednak ta normalność zniknęła gdy tylko drzwi samochodu się otworzyły. Emily wyszła z auta i dyskretnie się rozejrzała. Stała pod jakimś domem, dużym domem, który swoją drogą był naszpikowany ochroną. Zadrżała na widok napakowanych kolesi, ubranych na czarno i łypiących na każdego z kamienną twarzą. To był świat w którym nigdy nie chciała się znaleźć, nawet o niego zahaczyć. A teraz była w samym centrum tego... czegoś.
- Emily?
Głos Lucasa wyrwał ją z zamyślenia. Odnalazła wzrokiem jego pytającą twarz. Stał trzy metry dalej, przy wejściu do imponującej willi. Emily jakby wrosła w ziemię, bała się. Obawa przed tym, co ją czekało, znów wróciła nieproszona. Niestety, Emily wtedy zrozumiała, że musi nauczyć się żyć z tym strachem.
Nate położył dłoń na jej ramieniu więc Emily zerknęła na niego. Chłopak uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Wtedy Emily ruszyła. Lucas wyciągnął do niej rękę, którą dziewczyna machinalnie chwyciła i mocno ścisnęła. Normalnie pewnie by tego nie zrobiła, bo niby skąd taka zażyłość? Ale jak już wcześniej ustaliła - bała się. I wewnętrznie czuła, jak i była o tym zapewniana, że Lucas Snight jest jej jedynym bezpieczeństwem tego wieczora. Nie miała zbyt wielu opcji, więc musiała temu uwierzyć.
Na szczęście Lucas nie oponował. Ścisnął w odpowiedzi jej dłoń, trzymał ją blisko i prowadził w miejsce, które wcześniej wskazał ochroniarz.
- Gdzie jesteśmy? - szepnęła, nie przestając uważnie lustrować pomieszczeń.
- W domu mojego człowieka od transportu.
- Zawsze się tu spotykacie?
- Nie. Zwykle spotkania odbywają się u mnie.
Emily zaciekawiona, oderwała wzrok od otoczenia i spojrzała na Lucasa. Ten, z kamienną miną patrzył tylko przed siebie.
- To dlaczego tym razem spotkanie jest tutaj?
- Nie chciałem, żeby ktoś plątał mi się po domu, podczas gdy ty w nim mieszkasz. Poza tym, stąd możesz wyjść kiedy ci się podoba, bo ja nie mam pojęcia o której godzinie to wszystko się skończy.
- Zrobiłeś to z mojego powodu? - Emily otworzyła nieco szerzej oczy. Dopiero wtedy Lucas odwrócił głowę i spojrzał na nią. Gdy ich spojrzenia się spotkały, na twarz Lucasa wkradła się łagodność, jego stalowe oczy stały się nagle cieplejsze.
- Poniekąd. Muszę dbać o komfort moich lokatorów - uśmiechnął się lekko. Emily odpowiedziała mu tym samym, nie zapytała już o nic. Tak naprawdę można by było się kłócić. Bo jaki komfort? Była zmuszona do mieszkania z głową mafii i jego prawą ręką, miała uczestniczyć w spędach, w których nie chciała i Bóg wie w czym jeszcze. Ale po głębszej analizie, dzisiejszy plan był lepszy niż kilkanaście osób kręcących się po domu, w którym mieszkała.
W końcu znaleźli się w przestronnym pokoju, który był większy nawet od pokoju dziennego w domu Snighta. Na środku stał duży, podłużny stół, który uginał się od przeróżnych potraw. Bogato zastawiony powodował, że człowiek od razu stawał się głodny. W całym pomieszczeniu światła były lekko przygaszone, co sprawiało, że Emily czuła się jeszcze bardziej nieswojo. Rozejrzała się z przestrachem, rejestrując kilku mężczyzn, którzy rozmawiali w niewielkim kole. Poza nimi nie było nikogo, co znaczyło, że wielu jeszcze brakowało. Machinalnie ścisnęła znów rękę Lucasa a ten zupełnie jakby czytał jej w myślach. Pochylił się nieznacznie i szepnął jej do ucha:
- Bez obaw, to nasi - jego szept jednak nie uspokoił Emily. Lucas przeleciał wzrokiem po pokoju i zatrzymał spojrzenie na swoim pracowniku, który stał po jego prawej stronie. Spojrzał na Nate'a i skinął głową w stronę Emily. Rozumieli się bez słów. Nate podszedł do stołu, zastawionego obficie przeróżnym alkoholem. Nalał do lampki szampana i znalazł się przy Emily. Dziewczyna spojrzała na alkohol pytająco, który pojawił się jakby znikąd a potem przeniosła wzrok na Nate'a. Chłopak uśmiechnął się do niej.
- Dla rozluźnienia - wyjaśnił. Emily nie miała nic przeciwko. Chwyciła szkło i wypiła całą zawartość, pozwalając, by musujący płyn rozgrzał ją od środka. Ku jej zaskoczeniu, szampan był przepyszny. Emily spojrzała na Nate'a z zachwytem.
- Rany, mniam!
- Chcesz jeszcze jedną? - spytał, szczerząc zęby.
- Nie odmówię.
Nate na chwilę zniknął, ale pojawił się po kilku sekundach. Tym razem Emily jednak chciała rozkoszować się szampanem.
- Co mam robić? - zerknęła na Lucasa. Mężczyzna skinął głową w stronę grupki ludzi.
- Chodź, powinnaś poznać naszych ludzi.
Naszych".
Brzmiało to tak rodzinnie. Tak, jakby Emily już była ich częścią, jakby coś znaczyła. A przecież nie znaczyła. Była tylko przedmiotem przegranej rundy pokera. Och, zgrozo...
Emily potaknęła, więc Lucas swobodnie ruszył w stronę mężczyzn. Dziewczyna, na drżących nogach, starała się dotrzymać mu kroku i nie wyglądać jak przestraszone dziecko.
Gdy Lucas znalazł się w zasięgu wzroku mężczyzn, ci natychmiast się wyprostowali a na ich twarzach pojawiła się powaga zmieszana z szacunkiem. Rzecz jasna przywitali się pierwsi, skłaniając delikatnie głowy. Z krótkim „dzień dobry, szefie" uśmiechnęli się leciutko.
Emily była pod wrażeniem respektu, jaki wzbudzał Lucas. Dwóch z mężczyzn na pewno było starszych niż sam Snight, a mimo to szacunkiem pachniało na kilometr.
- Dzień dobry, panowie - Lucas przeleciał wzrokiem po swoich pracownikach, po czym zwrócił wzrok na Emily i uśmiechnął się. - Emily, poznaj proszę - Lucas zaczął wskazywać kolejno mężczyzn. - George, kierownik zaopatrzenia na granicy, Robert, najlepszy przewoźnik, Tom, główny ochroniarz w moim kasynie na Manhattanie oraz Peter, kieruje klubem w New Haven.
Emily patrzyła kolejno na każdego z mężczyzn, i gdyby nie znała ich pracy oraz przeznaczenia, nie wpadłaby nigdy na to, że są częścią mafii. Może Tom, ochroniarz, faktycznie wyglądał na ochroniarza. Wytatuowany, wielki i napakowany, jednak nigdy nie pomyślałaby o tym, by powiązać go z gangsterką.
Chociaż w sumie, siebie nigdy też by o to nie podejrzewała. Życie bywa przewrotne. I to jak cholera.
Lucas zbliżył się do Emily, stanął tuż za nią i położył dłonie na jej ramionach.
- Panowie, przedstawiam wam Emily.
- Nowa dziewczyna szefa? - George uśmiechnął się obrzydliwie, podczas gdy mężczyźni przyglądali się jej uważnie. Emily mimowolnie skrzywiła się na jego słowa.
- Nie. Emily jest przyjaciółką rodziny - odpowiedział. Emily zamrugała kilka razy. Czuła, jak od dłoni Lucasa robi jej się ciepło. Albo uderzyła w nią kolejna fala stresu. Miała ochotę odwrócić się i spojrzeć na Lucasa, była ciekawa, czy jego mina zdradzała kłamstwo czy wręcz przeciwnie. Choć poznała go już na tyle, że mogła domniemać, że minę ma nieodgadnioną, jak zawsze przy ludziach.
- Czyli swojaczka? - Tom uśmiechnął się do Emily serdecznie, chyba jako jedyny. Ale po jego słowach wszyscy mężczyźni jakby zmienili nastawienie.
- Oczywiście, że swojaczka - potwierdził Lucas. Mężczyźni przytaknęli uśmiechając się do dziewczyny. Emily czuła się dziwnie, tak jakby ta wiadomość, pozwoliła im się do niej przekonać.
Lucas pochylił się tak, że Emily poczuła jego ciepły oddech na karku. Mimo to znieruchomiała.
- Reszta powinna być do piętnastu minut. Rozluźnij się. Pójdę po coś do picia, chcesz coś?
Mózg Emily działał na zwolnionych obrotach. Poza tym w tym zdaniu było za dużo informacji, przez co dziewczyna potrzebowała chwili, żeby wszystko do niej doszło.
- Nie, dziękuję - Emily wypiła resztę szampana i podała Lucasowi pustą lampkę, zerkając na niego przy okazji. Mężczyzna uśmiechnął się do niej.
- Zaraz wrócę - oznajmił, po czym odszedł w stronę stołu z alkoholem. Emily długo nie była sama. Tom zaraz znalazł się obok niej, przyjaźnie i trochę zbyt gwałtownie, objął ją ramieniem. Dziewczyna spojrzała na niego natychmiast, ale na twarzy Toma gościł uspokajający, szeroki uśmiech.
- Nie martw się, Emily. Nie zginiesz z nami.
- Mam taką nadzieję - w końcu odważyła się na komentarz.
- Teraz jesteśmy rodziną - oznajmił to z takim ciepłem, że Emily mu uwierzyła i... zrobiło jej się miło. Bardzo tęskniła za braćmi. Nie ważne co zrobił David, tęskniła za jednym i za drugim. Gdy odeszła, w jej sercu zagościła pustka. I nawet spotkania z Jeffem nie potrafiły jej załatać. Czuła się, jakby ich straciła.
Nagle, chcąc nie chcąc, zyskiwała nową rodzinę. Której co prawda nie rozumiała i nie chciała, ale za taką ją uważali. Mimo że była tylko na chwilę.
- Skąd się wzięłaś, Emily? - Peter również pojawił się przy Emily i patrzył na nią zainteresowany. Na takie pytania Emily nie była przygotowana. Co miała im powiedzieć? Prawdę?
- Z Queens - odpowiedziała wymijająco ale prawdziwie, nie chcąc zdradzać, że brat przegrał ją w pokera. Peter rozpromienił się na jej odpowiedź.
- Moja kuzynka pochodzi z Queens. Uwielbiam to miasto - pokiwał z uznaniem głową a na jego twarzy pojawiło się rozmarzone spojrzenie.
- Długo pracujecie dla Lucasa? - przeleciała wzrokiem po czwórce mężczyzn, nie chcąc kontynuować tematu, którym była.
- Ja, od kiedy Lucas przejął wszystkie obowiązki ojca - oznajmił Tom, po chwilowym zastanowieniu.
- Czyli?
- Od jakiś siedmiu lat, może ośmiu. Peter tak samo. A George i Robert od pięciu lat.
- Mogę spytać, dlaczego podjęliście się pracy dla mafii? - spytała nieco ciszej, jakby bojąc się tego poruszać. Ale szampan pozwolił jej na zadanie tego pytania. Tom przez ten cały czas przyglądał się Emily. Nie odpowiadał nikt, ale każdy z nich się zastanawiał, w którym momencie rozpoczęła się ta droga.
W końcu jako pierwszy odezwał się Peter.
- Wiesz, Emily. W życiu każdego przychodzi taki moment, że coś się kończy, lub zwyczajnie pierdoli. To może być wszystko. Śmierć rodziców, rozwód z żoną, utrata roboty, bankructwo, cokolwiek - machnął niedbale ręką i westchnął. - Moment, w którym dochodzisz do ściany, nie wiesz, gdzie iść, co robić. Nie masz nic. Każdy z nas stał pod taką ścianą. I można powiedzieć, że Lucas nas spod niej wyciągnął. Każdemu z nas zaproponował pomoc w zamian za wierność i posłuszeństwo. Teraz przynależymy do rodziny.
- Jest wam z tym dobrze? - to pytanie samo jej się nasunęło ale każdy z mężczyzn uśmiechnął się.
- No pewnie. Lubimy to, co robimy - odpowiedział Tom. Emily zerknęła na jego uśmiechniętą twarz. Był taki swobodny. Przypominał jej Jeffa.
Z każdą kolejną minutą pokój zaczął się wypełniać nowymi gośćmi. Każdy pięknie ubrany, w drogich garniturach, niektórzy z zakazanymi mordami, rzecz jasna bez cienia emocji na twarzy. U boku niektórych były też kobiety. Widać było, że wiedzą co z czym się je, bo wyniosłość i pogarda wręcz górowała nad nimi. Musiałby towarzyszyć swoim mężczyznom, czy kim tam byli, już bardzo długo.
Emily jeszcze dłuższą chwilę gawędziła z czwórką pracowników Snighta, którzy jakby nie chcieli jej zostawić. Czuła przy nich przypływ bezpieczeństwa. I nie bez powodu. To był rozkaz Lucasa, żeby Emily czuła się bezpiecznie w obcym środowisku.
Emily znów rozejrzała się po sali. Nate stał zaraz przy wejściu, obserwując wszystko i wszystkich, wyglądał jak ochroniarz. Lucas stał z jakimś mężczyzną i zażarcie o czymś rozmawiali. Trzy kobiety, bo tylko tyle ich było, również ze sobą rozmawiały. Niektórzy zasiedli do stołu i zabrali się za jedzenie, niektórzy pili rozmawiając lub przechadzając się po pomieszczeniu.
Emily została sama z Tomem, który zaproponował jej coś do picia. Dziewczyna się zgodziła, więc na chwilę została sama, gdy Tom ruszył do stolika z alkoholem. Emily odwróciła się w stronę okna, ale jej samotność nie trwała długo. Przecież była nowym, świeżutkim kąskiem. I to kąskiem samego Lucasa Snighta.
- Ty jesteś Emily?
Kobiecy głos przywołał wzrok Emily. Odwróciła się i zobaczyła jedną z trzech kobiet. Była bardzo ładna, jednak jej makijaż był zdecydowanie przesadzony. Wydekoltowana, czerwona jak ogień sukienka, długie, czarne paznokcie i włosy blond, prawie do pasa. Kobieta patrzyła na nią z wyższością.
- Tak.
- Nowa zdobycz Lucasa Snighta - mruknęła, ostentacyjnie badając ją od stóp do głów. Emily poczuła się nieswojo, ale nie dała tego po sobie poznać.
- A pani?
- Rebecca Polter - kobieta z gracją wyciągnęła przed siebie rękę. Emily niepewnie podała jej swoją i uścisnęła ją. Rebecca, ku zdziwieniu Emily, miała bardzo pewny i mocny uścisk.
Emily już miała puścić dłoń nowej znajomej, ale Rebecca przytrzymała ją. Szatynka spojrzała na nią pytająco, Polter uśmiechnęła się półgębkiem, niezbyt przyjemnie.
- Jak udało ci się usidlić Lucasa Snighta?
To pytanie spowodowało, że Emily wzięła głęboki wdech.
- Jak widać jakoś się udało - Emily wzruszyła ramionami. Nie miała zamiaru ani kłamać, ani mówić prawdy. Dlatego zaserwowała kolejną wymijającą odpowiedź. Rebecca prychnęła.
- Nie przyzwyczajaj się, złociutka. On takich jak ty ma na pęczki. Wiesz, bardzo szybko się nudzi - zrobiła krok w jej stronę, jakby chcąc spojrzeć jej w oczy, bardziej się przyjrzeć. Emily doskonale wiedziała, że jest nikim dla Lucasa ale i tak, myśl o tym, że mogłaby być kolejną, dziwnie na nią wpłynęła. Ściągnęła brwi, lekko poddenerwowana.
- Wiesz to z własnego doświadczenia? - spytała. Rebecca natychmiast puściła jej dłoń ale nie odsunęła się, obrzuciła ją tylko gniewnym spojrzeniem.
- Jesteś tu nowa, więc nie próbuj zachodzić mi za skórę.
- Straszysz mnie? - Emily uniosła brwi. Między nią a Rebeccą nie zaiskrzyło, Emily po kilku sekundach wiedziała, że się nie zaprzyjaźnią. A dzięki temu pojawiła się niechęć, która skutecznie pchała odwagę.
- Nie straszę. To po prostu koleżeńska rada - Rebecca ostentacyjnie pogładziła Emily po ramieniu, jednak ta natychmiast strzepnęła jej dłoń ze swojego ramienia. Ten gest nie spodobał się Rebbece, która aż zazgrzytała zębami. Zwykle na takich spotkaniach była kobietą, której wszyscy się bali, która wzbudzała respekt. Była w tym środowisku najdłużej, a jej mąż długi czas starał się o posadę głowy klanu. Jednakże, w końcu dyplomatycznym krokiem było sobie odpuścić. Na razie.
- Nie potrzebuję twoich rad - powiedziała chłodno Emily. Rebecca podeszła jeszcze bliżej i wbiła paznokieć w klatkę piersiową Emily.
- Uważaj lepiej na słowa, mała, bo będę zmuszona...
- Rebecca.
Lodowaty głos Lucasa zabrzmiał za plecami Rebecki. Emily spostrzegła jak jej nowa koleżanka spina się na twarzy. Zabrała palec i wyprostowała się, wciąż patrząc gniewnie na rywalkę. Emily przeniosła wzrok na Lucasa, gdy Rebecca się odwróciła. Snight jak zwykle wyglądał swobodnie. W ręku trzymał szklankę z alkoholem, a drugą dłoń miał wsuniętą w kieszeń spodni. Twarz rzecz jasna nie wyrażała żadnych emocji. Jedynie spokój i opanowanie. Wzrokiem uważnie świdrował Rebeccę.
Dziewczyna zarzuciła przesłodzony uśmiech i splotła przed sobą dłonie, bardziej eksponując biust.
- Lucas, jak miło cię widzieć. Właśnie poznałam twoją uroczą towarzyszkę - machnęła ręką w stronę Emily, która obserwowała raz Rebeccę a raz Lucasa.
- Mąż wspominał, że ostatnio dwa razy próbował handlować na moim terenie?
Jego głos był jak ostrzeżenie. Nie trzeba było nawet pytać, to się po prostu czuło w powietrzu. Rebecca na powrót splotła ręce przed sobą ale jej uśmiech nie powrócił na twarz.
- Nie wiem, nie zajmuję się jego interesami.
Lucas zrobił dwa kroki i znalazł się tuż przed Rebeccą. Kobieta przełknęła ślinę i uniosła wzrok, by spojrzeć na Snighta.
- Obym to ja nie był zmuszony, do przedsięwzięcia radykalnych kroków - szepnął groźnie. - Z tego co pamiętam, sojusz między nami jest tylko i wyłącznie dzięki mnie. Pamiętaj, co stracicie, jeśli zdecyduję się zakończyć ten pokój.
Rebecca zmrużyła oczy. W tym zdaniu była groźba, z którą nie mogła walczyć. Wiedziała, jak wiele ona i jej mąż zawdzięczają Snightowi. Gdy sojusz między nimi się rozpoczął, Lucas dobrodusznie przekazał część swojego terenu im, żeby mogli powiększyć handel i transport. Prawdą było, że bez tego czynu, Polterowie nie mieli prawie nic. To właśnie dzięki Lucasowi udało im się wybić.
Poza tym Rebecca długo kręciła się przy Lucasie, zanim wyszła za mąż. Od zawsze wiedziała jak się ustawić, jej nos wyczuwał pieniądze, ale najlepiej zarabiająca głowa mafii niestety nie była zainteresowana, przez co Rebecca długo chodziła z urażoną dumą. Można by nawet powiedzieć, że za mąż wyszła ze złości. Było to krótko po jej odrzuceniu przez Lucasa. Nikt nie wiedział, co miała na celu. Chciała zrobić mu na złość? Cholera ją wiedziała. W każdym razie Nate i Lucas mieli z tej sytuacji niezły ubaw.
Rebecca zacisnęła zęby, wręcz słychać było zgrzytanie. Po groźnej wymianie spojrzeń bez słowa wyminęła Lucasa i poszła w tłum gości. Snight podszedł do Emily, która nie potrafiła oderwać wzroku od kobiety. Poza tym słowa Lucasa odbiły się echem w jej głowie, próbowała sobie wszystko ułożyć w jakąś logiczną całość.
Lucas władczo objął Emily i pocałował ją w czubek głowy, ale ona kompletnie nie zwróciła uwagę na tą nagłą czułość. Podniosła głowę i spojrzała na niego.
- Co to miało znaczyć? - spytała, jednak nie z pretensją, a ciekawością. Lucas beztrosko wzruszył ramionami patrząc na nią spod przymrużonych powiek.
- Mówiłem ci już kiedyś, że wiele klanów trzymam w garści?
- Mówiłeś, ale...
- Nie ma ale - pokręcił głową, przerywając jej. Rozmowa o interesach, a tym bardziej wprowadzanie w szczegóły Emily, było ostatnią rzeczą, na jaką Lucas miał ochotę. - Dzięki mnie istnieją i tego się trzymajmy. Jeśli jeszcze kiedyś będzie cię zaczepiać, powiedz mi o tym - oznajmił intensywnie się jej przyglądając.
- Spokojnie, dałam sobie radę.
Na te słowa Lucas uśmiechnął się.
- Widziałem. Czym zaszłaś jej za skórę, że po kilku sekundach chciała zacząć ci wygrażać?
- Nie wiem. Byłam z nią po prostu szczera. Poza tym nie podobała mi się jej wyniosłość, nie lubię takich ludzi - odnalazła Rebeccę w tłumie i skrzywiła się nieznacznie. - Niestety nie będziemy przyjaciółkami - dodała, wracając wzrokiem do Lucasa.
- Nic nie tracisz, to zwykła pijawka.
Emily chciała odpowiedzieć ale na horyzoncie pojawił się Tom. W jednej ręce trzymał drinka a w drugiej lampkę szampana. Podszedł i uśmiechnął się.
- Wybacz, Emily. Zagadałem się.
- Ty się zagadałeś a ja chyba wyraźnie prosiłem, żeby mieć na nią oko - chłodny głos Lucasa i przenikliwe spojrzenie w stronę pracownika sprawiły, że Emily zrobiło się zimno. Spojrzała zdziwiona na Lucasa. Tom za to przybrał poważną minę i wyprostował się.
- Oczywiście, szefie. Przepraszam.
- Lucas, chyba trochę przesadzasz - Emily wtrąciła się nieśmiało. Lucas powoli przeniósł na nią swój stalowy wzrok. - To była tylko potyczka słowna z wyniosłą panienką. Nic groźnego.
Lucas znowu się uśmiechnął. Był pod wrażeniem jej naiwności ale nie chciał zbyt szybko odzierać jej z tej cnoty. Im później dowie się, że świat był bardziej brutalny, niż myślała, tym lepiej dla niej. Tak przynajmniej wtedy myślał.
Znów zbliżył się do Emily, pochylił nieznacznie i wyszeptał cicho do jej ucha:
- Uważać trzeba na każdego. Nie zdajesz sobie sprawy jak wielu wrogów kręci się wokół nas codziennie.
Emily poczuła dreszcz, który przeszedł wzdłuż jej kręgosłupa na te słowa. Gdy Lucas się od niej odsunął, spojrzała na niego pytająco, ale Snight już nie uraczył jej spojrzeniem. Zamiast tego omiótł wzrokiem pomieszczenie, w którym zebrali się już chyba wszyscy zaproszeni.
W końcu każdy usiadł do stołu a po zjedzonym posiłku rozpoczęły się rozmowy. Emily nudziło słuchanie o granicach terytorium klanów, o miastach przynależących do poszczególnych rodzin, o konfliktach, które wymagały natychmiastowego rozwiązania.
Po pół godzinie rozmów, w które zresztą Lucas, jako głowa najlepiej prosperującego klanu, był najbardziej zaangażowany, Emily miała dość.
Na szczęście Snight był świetnym obserwatorem. Podczas gdy Theodor Polter, mąż Rebecki, wypowiadał się na temat ostatniego kursu z narkotykami i problemach na granicy, Lucas pochylił się w stronę Emily.
- Wytrzymaj jeszcze chwilę. Nate zaraz zabierze cię do domu - szepnął. Emily kiwnęła głową, wdzięczna za te słowa. Chciała być już w domu, męczyło ją to spotkanie. Dała sobie słowo, że nie będzie dowiadywać się o szczegółach pracy amerykańskich mafii, po części nawet jej to nie ciekawiło.
Więc decyzja o powrocie do domu bardzo spodobała się Emily.
Po kilku minutach usłyszeli z korytarza jakieś hałasy. W pomieszczeniu wszyscy zamarli, nasłuchując uważnie. Chwilę później każdy usłyszał donośne kroki a po paru sekundach do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Uśmiechał się drwiąco, z oczu sączyła się nienawiść. On sam wyglądał bardzo dostojnie. W jego towarzystwie dwóch łysych pachołków, po jego lewej i prawej stronie.
Facet przejechał spojrzeniem po zgromadzonych i uśmiechnął się szerzej. Emily zadrżała na jego widok, zanosiło się na grubszą aferę. Nikt z zebranych jednak nie zareagował. Tylko Lucas, który wstał z krzesła, odezwał się władczym i lodowatym tonem.
- Co tu robisz, Floy? Z tego co mi wiadomo, nikt cię nie zapraszał.
- Snight, dlaczego tak ozięble? - Michael Floy uśmiechnął się kpiąco. W pomieszczeniu zapanowało poruszenie, gdy Floy wolnym krokiem ruszył w stronę stołu. - Przyjaciele, myślałem, że bardziej ucieszycie się na mój widok.
Lucas wykorzystując fakt, że Michael Floy „wita się" z gośćmi, machnął niepostrzeżenie ręką w stronę Nate'a, który w sekundę znalazł się przy nim.
- Wyprowadź stąd Emily - wycedził przez zęby. Nate skinął głową i złapał przerażoną Emily za nadgarstek. Szybko ale po cichu ruszyli w stronę wyjścia. Emily była przestraszona nagłym zwrotem akcji, więc nawet się nie odezwała. Potulnie szła za Nate'em.
Gdy byli prawie przy drzwiach, Michael odwrócił się i zatrzymał wzrok na Emily. Podniósł dłoń i nią machnął. Wtedy jeden z jego pomocników zagrodził im drogę ucieczki. Emily przełknęła ciężko ślinę, gdy wyrósł przed nimi wielki osiłek.
Floy niespiesznym krokiem podszedł do dziewczyny, którą sparaliżował strach, więc stała bez ruchu, obserwując go.
- Proszę, proszę - mruknął z głupim uśmieszkiem. - Nowa zdobycz, Snight? Dlaczego akurat ona?
Z naciskiem na ostatnie słowo uniósł brwi ale nie oderwał wzroku od Emily. Dziewczyna uważnie przyglądała się mężczyźnie. Jego oczy były zielone, zarost dokładnie zgolony, na twarzy gdzieniegdzie dało się znaleźć małe blizny. Zastanawiała się kim był i dlaczego przyszedł? O co tam w ogóle chodziło?
- Jej to nie dotyczy, Floy - warknął Lucas. Wtedy Michael złapał ją za podbródek. Emily zamarła, jej serce na chwilę zwolniło, gdy wstrzymała powietrze w płucach.
- Ładna jest - rzucił oglądając jej twarz, jak eksponat. Emily nagle usłyszała przeładowanie broni.
- Dobrze ci radzę, puść ją - oznajmił złowrogo Lucas. Emily, jak i Floy spojrzeli w stronę Lucasa, który stał w tym samym miejscu celując bronią w Michaela. Emily otworzyła szerzej oczy, przerażona tym widokiem. W sumie mogła się domyśleć, że tacy jak on mają broń, pewnie każdy tu ją miał, ale mimo to, ten obraz ją przeraził.
- Puść! - krzyknął, gdy Floy nie reagował. Emily czuła jego równy oddech, widziała głupi uśmieszek i nie miała pojęcia, dlaczego akurat ona stała się ofiarą tej przepychanki. Kolejnej tego dnia.
Nate wyciągnął broń i, stojąc tuż przy Emily, przyłożył Floyowi do skroni. Emily zadrżała, gdy Nate, ze spokojem, wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Słyszałeś Dona? Puść.
Po tych słowach Floy puścił Emily z niezadowoloną miną. Coś ewidentnie mu nie pasowało. Spojrzał na Emily z wyższością, po czym wzrok skierował na Lucasa.
- Snight, opuść broń.
- Nie, dopóki się od niej nie odsuniesz i nie pozwolisz im wyjść.
Floy chwilę myślał. Po czym z grymasem machnął na swojego goryla, który odsunął się z przejścia. Nate schował broń i bez zastanowienia wyprowadził skołowaną dziewczynę. Michael zrobił kilka kroków w stronę Lucasa, który powoli opuścił broń.
- Spotkanie skończone - zawołał Floy. - Ja i wasz Don mamy do pogadania.
Lucas stał z uniesioną głową patrząc, jak Michael Floy z zadowoleniem obserwuje rozchodzące się towarzystwo. Był spokojny, nie obawiał się. W sumie nie miał czego. Michael Floy zawsze był dla niego tylko niegroźnym przeciwnikiem, mimo że on sam uważał zupełnie inaczej.
- Snight, dlaczego nie dostałem zaproszenia? - Floy opadł na jedno z krzeseł i rozłożył się na nim przesadnie. Lucas również zajął swoje poprzednie miejsce i uniósł brew.
- Od kiedy żyjemy w komitywie, żebym miał obowiązek zapraszać cię na zebrania klanów?
- Szczegóły - Floy niedbale machnął ręką. - Choćby z czystej sympatii - uśmiechnął się sztucznie, na co Lucas prychnął.
- Od dawna nie ma żadnej sympatii, Floy. Skończ błaznować.
Michael jak na zawołanie zmienił nastawienie. Z jego twarzy zszedł uśmiech, wyprostował się i nieco pochylił w stronę Lucasa.
- Dobrze, Snight. Porozmawiajmy więc na poważnie. Co u twojego boku robi Emily Wilson?

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz