Rozdział 21 - Opowiedz mi o sobie

936 50 1
                                    

Nowy Jork powoli zaczęła spowijać noc, gdy Nate jechał nieznaną Emily drogą. Nie miała ochoty się rozglądać i sprawdzać, gdzie się znajdują. W każdym razie droga zajęła im trochę czasu. Gdy dojechali, drzwi otworzył jej Lucas. Wysiadła z jego pomocą i natychmiast poczuła podmuch chłodnego wiatru od Oceanu. Lucas wyciągnął z tylnego siedzenia marynarkę i zarzucił Emily na ramiona. Dziewczyna z wdzięcznością się do niego uśmiechnęła.
- Jesteś wolny, Nate – rzucił. Chłopak skinął głową i wsiadł do auta a Emily rzuciła Lucasowi zdumione spojrzenie.
- Jak to wolny? – spytała, gdy Nate odpalił silnik i ruszył. – To nie jest twój dom. To jakiś... port – mruknęła niepewnie, rozglądając się. Lucas wyciągnął rękę do Emily i uśmiechnął się tajemniczo.
- Zaufaj mi.
Emily krótką chwilę się zastanawiała ale tak naprawdę nie wiedziała nad czym. Była po prostu zbita z tropu dziwnym celem ich podróży. Mimo wątpliwości podała rękę Lucasowi. Ta była ciepła, przez co Emily trochę się rozluźniła. Lucas uśmiechnął się zadowolony i pociągnął ją za sobą. Szli w milczeniu w stronę mostu, przy którym cumowały łajby i żaglówki. Na jego końcu Emily ujrzała jacht, który wcale nie pasował do tego obrazka. W porównaniu do innych był wielki, czysty, zadbany i luksusowy. Emily otworzyła szerzej oczy gdy Lucas podprowadził ją do jachtu.
- To twój? – spytała podziwiając łódź.
- Mój.
- Czemu mnie to nie dziwi – mruknęła. Był w końcu bogatym gangsterem, miał praktycznie wszystko. – Własny samolot odrzutowy też masz? – zażartowała na co Lucas zaśmiał się beztrosko.
- Jeszcze nie ale wszystko przede mną – mrugnął do niej a ona mimowolnie się uśmiechnęła. – Mam nadzieję, że nie masz choroby morskiej?
- Chcesz wypłynąć? Teraz? W środku nocy? To tak można? – pytanie za pytaniem wypadało z ust zaskoczonej Emily. Lucas znów się zaśmiał. Dziewczyna zauważyła błysk w jego oczach. Zrobił krok w przód i odgarnął z jej twarzy zbłądzony kosmyk.
- Ja mogę wszystko.
- Tak, zdążyłam się już o tym przekonać – powiedziała, jednak nie było w tym uszczypliwości. Uśmiechnęła się gdy Lucas znów wziął ją za rękę i wprowadził na jacht. Emily przyglądała się imponującej łodzi, podziwiała dziób, gdy Lucas ciągnął ją na rufę. Dyskretnie zajrzała też przez okno do wnętrza, gdzie znajdowało się tak zwane centrum dowodzenia wraz ze sternikiem. Emily była w szoku gdy go zobaczyła, musiał dostać niezłą sumkę za prowadzenie jachtu o tej godzinie, w ogóle za pracę o tej godzinie. Ale przecież przed chwilą sama przyznała: Lucas Snight mógł wszystko.
Emily zamarła w zaskoczeniu gdy na tyle jachtu spostrzegła stolik nakryty dla dwóch osób.
- Pomyślałem, że będziesz głodna – odezwał się gdy ona milczała. W końcu przeniosła na niego wzrok i uśmiechnęła się lekko.
- Nie sądziłam, że stać cię na takie romantyczne gesty.
- Ja również – uśmiechnął się. – Ale na razie chodź. Pokażę ci resztę jachtu.
Po tych słowach kiwnął do sternika, który odpalił maszynę. Lucas zaprowadził Emily do schodów, które prowadziły pod pokład. Pokazał przestronne kajuty a nawet coś w rodzaju pokoju dziennego, który posiadał przeszkloną podłogę. Dziewczyna z zaciekawieniem przykucnęła tuż przy niej i nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Teraz za dużo nie widać ale w dzień to wygląda obłędnie – skomentował obserwując na twarzy Emily malujący się zachwyt.
- Chciałabym kiedyś mieć szansę to zobaczyć – powiedziała z nieskrywaną fascynacją.
- Dam ci tę szansę, jeśli zechcesz.
Jego cichy głos dostał się do ciemnych zakamarków w umyśle Emily. Przeanalizowała jego słowa i poczuła, jakby jednorazowo ścisnął jej się żołądek z emocji. Te zdanie zabrzmiało jak obietnica, albo Emily po prostu chciała tak to sobie wytłumaczyć. Uniosła głowę by na niego spojrzeć. Gdy to zrobiła, Lucas uśmiechnął się do niej. Wyprostowała się i podeszła do niego.
- Bardzo bym chciała – przyznała cicho.
- W takim razie na pewno zabiorę cię tutaj za dnia – uniósł jej dłoń i ucałował wierzch, na co Emily lekko się zaczerwieniła. Lucas chwilę opowiadał jej o jachcie, pokazał jeszcze raz wszystkie pomieszczenia, które dziewczyna wnikliwie obejrzała.
Kiedy zgasł silnik, Emily się zaniepokoiła ale Lucas jedynie się uśmiechnął.
- Teraz chciałbym ci coś pokazać – oznajmił, po czym chwycił jej dłoń i zaprowadził w stronę schodów. Wyszli znów na rufę, stamtąd na dziób. Emily zrobiła trzy kroki i po raz kolejny zamarła z zachwytu. Jej oczom ukazał się Nowy Jork z bardzo daleka. Miliony jasnych, świecących i migających punktów, wysokie budynki, kolorowe neony a to wszystko pod gwieździstym niebem.
Emily podeszła do barierki i oparła się o nią.
- Boże, jak pięknie – jęknęła, zafascynowana widokiem. Lucas stanął tuż za nią i również spojrzał w dal.
- Na mnie też ten widok robi niemałe wrażenie. Zdarza mi się czasem przesiedzieć tutaj całą noc, przewietrzyć myśli, zastanowić się nad wszystkim.
Emily odwróciła się, oparła plecy o barierkę i spojrzała mu w oczy.
- Dziękuję, że się tym ze mną podzieliłeś.
- Wiem, że przejęłaś się przegraną brata, chciałem jakoś poprawić ci humor.
- I za to też ci dziękuję – Emily uśmiechnęła się do niego serdecznie. To była kolejna chwila, w której dostrzegła w nim kogoś więcej niż tylko bezlitosnego gangstera. I podobało jej się to, aż za bardzo.
- Domyślam się, że to dla ciebie trudne – mruknął. Emily znów odwróciła się do niego plecami i spojrzała na miasto.
- Na początku było bardzo – przyznała. – Ale teraz już jest dobrze, nawet nie czuję się z tym wszystkim źle, naprawdę. Czasami tylko... - urwała. Spuściła wzrok i westchnęła głęboko, próbując z szalejących myśli wyciągnąć coś pożytecznego. Poczuła nagle jak Lucas delikatnie owija ręce wokół jej talii i splata swoje palce na jej brzuchu, po czym chowa twarz w jej włosach. Przymknęła powieki, czując przyjemny dreszczyk.
- Czasami co? – szepnął, przypominając o nieskończonej myśli.
- Czasami tylko żałuję, że tego nie rozumieją.
- W jakim sensie?
- Mówią mi, że już tym przesiąkłam, że nie jestem już taka, jaka byłam. Znaczy, tylko Jeff tak twierdzi, David o dziwo stoi po mojej stronie. Ale to i tak boli...
Lucas odwrócił ją w swoją stronę i przyciągnął do siebie.
- Co powiedziałaś dzisiaj bratu gdy chciał cię zabrać siłą?
- Że wszystko ma swój czas.
- Dokładnie. Ty też powinnaś uwierzyć w te słowa – patrzył jej w oczy, choć ona robiła to z trudem. Jego wzrok był przenikliwy, elektryzujący. Hipnotyzujący.
- Skąd pomysł, że w nie nie wierzę?
Na to pytanie Lucas się uśmiechnął, jakby wypowiedź Emily go rozbawiła. Pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował. Wręcz tylko musnął.
- Widzę to – szepnął. Emily niechętnie pozwoliła na to, by się od niej odsunął. Gdy to zrobił, pokręciła głową.
- Tracę przy tobie rozum – szepnęła jakby do siebie, choć nie powinna mówić tego w ogóle. To miało pozostać tylko w jej głowie. Jednak Lucas usłyszał ją bardzo dokładnie. W jego oczach Emily spostrzegła kolejny błysk.
- A myślisz, że ja przy tobie nie? Że przy każdej jestem taki?
Emily zadrżała gdy jego chłodny głos dostał się do jej uszu. Patrzyła na niego wyczekująco podczas gdy jej serce zaczynało bić coraz szybciej. Chciała spuścić wzrok, nie mogąc już utrzymać jego spojrzenia ale Lucas chwycił jej podbródek i pocałował ją władczo.
Emily oszalała. Natychmiast zarzuciła mu ręce na ramiona czując, jak pod wpływem jego pocałunków jej nogi odmawiają posłuszeństwa. Lucas chwycił ją mocniej, nie przestając całować. Oboje zatracili się w tych pocałunkach, na chwilę świat zwolnił, czas jakby też zaczął płynąć wolniej. Liczyła się tylko ta chwila, podczas której znów między nimi pojawiało się coś, czego nie potrafili wytłumaczyć racjonalnie a przede wszystkim – zrozumieć.
A to przecież było takie proste...
Lucas w końcu odsunął się od Emily ale tylko na kilka centymetrów.
- Jesteś głodna? – spytał.
- Naprawdę myślisz teraz o jedzeniu?
- Nie chcę, żebyś mi tu padła – zaśmiał się. Emily niechętnie odsunęła się od niego bardziej ale nie chciała pozwolić na to, by oszalała do reszty.
- Z chęcią coś zjem.
Ruszyli więc oboje na drugi koniec jachtu, gdzie rozmawiając o pierdołach, zjedli wspólnie kolację. Lucas łapał się na tym, że uwielbiał słuchać jej śmiechu, uwielbiał błysk w oku gdy opowiadała o swoim zawodzie, uwielbiał uśmiech, którym go obdarzała. Był zupełnie inny niż ten, którego używała na początku.
Ona też zupełnie inaczej czuła się w jego towarzystwie. Ta cała znajomość weszła na zupełnie inny poziom, przełamała się pewna bariera, która utworzyła się w dniu, w którym się poznali. Żadne z nich się do tego nie przyznało ale obojgu pasował taki stan rzeczy.
Emily przy Lucasie kompletnie zapominała o tym, że brat przegrał ją w karty, że dom Snighta był dla niej na początku więzieniem, że nie potrafiła pogodzić się ze swoim losem. Podobnie Lucas, przy Emily kompletnie zapominał o tym, jaki cel miało to całe przedsięwzięcie, dlaczego Emily się u niego znalazła. To wszystko szło w odstawkę, gdy dziewczyna była obok. Jeszcze nigdy do żadnej kobiety nie czuł tego, co pojawiło się między nim a Emily. Nie potrafił tego zrozumieć. I nie myślał o konsekwencjach, które mogły nadejść.
- Boże, zaraz pęknę – Emily odsunąwszy od siebie talerz, położyła dłonie na swoim brzuchu. Lucas zaśmiał się, obserwując ją.
- Najedzona?
- Wystarczy mi na dwa dni. To było przepyszne.
- Cieszę się, że ci smakowało – uśmiechnął się. Zerknął ukradkiem na zegarek gdy spostrzegł, jak Emily ziewa, starając się to ukryć. Godzina była już późna, dochodziła druga. Lucas wypił resztę szampana i wstał od stołu.
- Czas spać – zarządził w jej stronę, jak ojciec do dziecka.
- No chyba żartujesz, że ja pójdę spać – obruszyła się. – Chcę jeszcze pooglądać widoki!
- Zakład, że zaśniesz do dziesięciu minut? – uniósł wyzywająco brew. Emily wstała z krzesła i uniosła hardo głowę.
- Nie uznaję hazardu.
- Nie macie tego rodzinnego? – zażartował.
- Ale jesteś bezczelny – wycedziła przez zęby ale powstrzymując uśmiech. – Odezwał się ten, który... - urwała, bo Lucas ją pocałował. Po raz kolejny poczuła przyjemny ucisk w podbrzuszu, gdy delikatnie ją do siebie przyciągnął. Nie trwało to długo. Jednak dla Emily za krótko.
- Przyniosę koc – szepnął w jej usta, po czym pocałował jej czoło i skierował się pod pokład. Gdy znikał z jej przestrzeni, Emily zastanawiała się, co tak naprawdę działo się w jej głowie? Jak tak bardzo można oszaleć na czyimś punkcie? Jeszcze na punkcie człowieka, który był ostatni na liście osób, którymi mogłaby się zainteresować.
Potrząsnęła głową wyrzucając z niej nieproszone myśli i sama ruszyła na dziób, by tam poczekać na Lucasa, który zjawił się po krótkiej chwili z dużym, szarym kocem. Emily uśmiechnęła się do niego, siadając na środku pokładu. Lucas usiadł obok niej i okrył ją kocem.
- A ty? – spojrzała na niego.
- O mnie się nie martw – uśmiechnął się do niej lekko. Emily już nie odpowiedziała, szczelniej przykryła się kocem i nieśmiało oparła głowę na ramieniu Lucasa. Ten, jakby wyrażając zgodę, objął ją ramieniem. Przez kilka minut w ciszy obserwowali rozpościerający się przed nimi Nowy Jork.
- Opowiesz mi coś o sobie? – to pytanie bardzo zaskoczyło Lucasa. Spojrzał na Emily, mimo że nie widział jej twarzy, by po chwili znów patrzeć w dal.
- To zbyt ogólnikowe pytanie – stwierdził.
- Od dziecka marzyłeś o tym, żeby zostać głową amerykańskiej mafii?
Lucas uśmiechnął się do swoich wspomnień.
- Jak byłem mały chciałem zostać strażakiem – wyznał. Emily podniosła głowę i spojrzała na niego z żywym zainteresowaniem, uśmiechając się szeroko.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
- Dlaczego więc nie biegasz z sikawką tylko z bronią? – spytała, na co Lucas roześmiał się.
- To nie było takie proste. Można powiedzieć, że zostało mi to narzucone.
- Jak mam to rozumieć? – Emily nie odrywała wzroku od Lucasa, który właśnie w tamtym momencie zaczął zdradzać jej kawałek swojego prywatnego życia. Uważnie obserwowała jego ruchy, jego spojrzenie i twarz. Chciała wiedzieć, co czuł, dlaczego poszedł tą drogą.
- Wychowywałem się w mafijnej rodzinie. Pamiętam, że ojciec od zawsze był gangsterem, trząsł miastem, był zawsze wysoko w hierarchii. To on opanował rynek handlu narkotykami na szeroką skalę.
- Ale... ty nie handlujesz narkotykami – zauważyła nieśmiało, bo tak naprawdę nie wiedziała czy miała rację. Lucas uśmiechnął się do niej słabo.
- Owszem. Mimo że jestem tym złym to są rzeczy, do których się nie posunę.
- Ojciec to pochwalał?
- Nie wiem. Gdy w to wszystko wszedłem już nie żyli.
- Przykro mi – mruknęła, obserwując jego niewidzący wzrok. W końcu po chwili milczenia, wzruszył ramionami.
- Zawsze miałem do czynienia z tym światem. Gdy byłem nastolatkiem ojciec niczego przede mną nie ukrywał. Liczył, że kiedyś z nim będę rządził światem – dwa ostatnie słowa wziął palcami w cudzysłów, po czym głośno westchnął. – Wiadomo jednak, że szychy zawsze mają wrogów. Komuś nie podobała się władza, jaką miał mój ojciec. Gdy miałem osiemnaście lat zabili ojca i matkę.
- Boże... – jęknęła a na jej twarzy pojawił się grymas. Emily nagle poczuła mu się bliższa bo w bardzo podobnym wieku stracili obojga rodziców. Przechodzili przez to samo ale każdy na inny sposób. – I co było dalej?
- Gdy dowiedziałem się o ich śmierci, wkurwiłem się – przyznał z wyczuwalnym chłodem w głosie. – Obiecałem sobie wtedy, że pomszczę rodziców i nigdy nie pozwolę aby nasze nazwisko straciło na wartości. Wiem, brzmi absurdalnie – zaśmiał się nerwowo. – Walczyć o renomę w przebrzydłym, mafijnym świecie. Ale tego mnie nauczono i w to poszedłem. Najbliżsi ludzie ojca wprowadzili mnie w biznes. Chęć zemsty tak bardzo mnie zaślepiła, że bardzo szybko wszystko podłapałem.
- Znalazłeś zabójców? – szepnęła poruszona.
- Znalazłem.
- I co zrobiłeś? – spytała, mimo że znała odpowiedź. Nie wiedzieć czemu, chciała to usłyszeć od niego. Lucas na jej oczach zmienił się z czułego faceta w zimnego mafiosa, a to tylko przez opowieść. Z jego oczu bił chód, głos był twardy a jego twarz nie wyrażała żadnych dobrych emocji.
Przeniósł na Emily spojrzenie i chwilę nie odpowiadał. Patrzył, jak dziewczyna obserwuje go z przejęciem.
- Zabiłem ich.
Emily do bólu zacisnęła usta, starając się nie odwracać wzroku. Lucas widział, że to wyznanie mocno nią wstrząsnęło, choć usilnie starała się tego po sobie nie pokazywać. A jej brak komentarza tylko ją w tym utwierdził.
- Wiem, że masz mnie za gangstera ale nie mam zamiaru się tego wypierać. Uważasz, że źle postąpiłem? Ty nie chciałabyś pomścić rodziców?
Emily spuściła głowę na wspomnienie o rodzicach. Zacisnęła pięści, jakby ze złości. Pamiętała, że rodzice byli cudownymi ludźmi. Zawsze starali się, żeby nigdy niczego im nie brakowało, żeby wychowywali się w dobrych warunkach. W pamięci miała też ich uczucie. Nigdy nie widziała ludzi, którzy tak bardzo by się kochali. Aż przyszedł w końcu dzień w którym odeszli. Nagle. Oboje. Powrót do tych chwil był niesamowicie bolesny. Emily bezwiednie pogładziła pierścionek na swoim palcu.
- Pomszczenie ich nie zwróci im życia – przyznała po długiej ciszy. Lucas przyglądał się Emily, spostrzegł ból, jaki malował się na jej twarzy, widział na własne oczy tę więź, która kiedyś łączyła ją z rodzicami. Był w stanie sobie wyobrazić jak bardzo przeżyła ich śmierć.
- Masz rację, ale w naszych kręgach moja obojętność mogłaby tylko mnie zniszczyć.
- Wiem, nie neguję tego.
Po tych słowach zrobiło się niezręcznie, cisza była ciężka, dlatego Lucas postanowił zmienić tor rozmowy.
- A ty zawsze chciałaś zostać fotografem? – spytał. Na to pytanie Emily jakby trochę się rozchmurzyła. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego lekko.
- Tak. Od dziecka chciałam robić zdjęcia. Choć praca w studiu to jeszcze nie szczyt moich marzeń.
- Więc o czym marzysz?
- Chciałabym kiedyś założyć własną działalność. Obsługiwać masowe imprezy jak na przykład koncerty, jakieś wydarzenia, wesela, większe przyjęcia – mówiąc o tym uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Wszystko przed tobą. Myślę, że prędzej czy później uda ci się spełnić to pragnienie.
- Mam taką nadzieję.
Na powrót położyła mu głowę na ramieniu. Wpatrzona w Nowy Jork, uspokajała się. Lekkie fale skutecznie ukołysały ją do snu. Po kilku minutach Emily zapadła w sen.
Lucas wsłuchawszy się w jej spokojny, miarowy oddech w końcu sam zrozumiał, że Emily zasnęła. Delikatnie się wyprostował, wziął ją na ręce owiniętą w koc i skierował się pod pokład.
Żaden z tych ruchów jej nie obudził, dopiero gdy Lucas położył ją na łóżku i ucałował czoło, Emily uchyliła powieki.
- Lucas – mruknęła, gdy się wyprostował i chciał odejść. Snight spojrzał na nią pytająco. – Zostaniesz?
- Zostanę – potwierdził z uśmiechem. Nie taki miał plan ale musiał przyznać, że jej propozycja bardzo była mu na rękę. Ogólnie nie chciał na nią naciskać, nic między sobą nie ustalali, nie chciał być nachalny. Jednak kiedy Emily sama wyszła z tą prośbą, nie mógł się nie zgodzić.
Zdjął koszulę i położył się obok niej. Gdy tylko to zrobił, Emily odwróciła się w jego stronę i z zamkniętymi oczami przylgnęła do niego całym ciałem. Lucasa trochę zdziwiło jej nagłe zachowanie ale Emily wcale się tym nie przejęła. Mimo zmiany tematu jej myśli pozostały przy rodzicach. Z jakiegoś powodu rozdrapanie rany wywołało u niej nieprzyjemne uczucie z którym nie potrafiła sobie poradzić. Potrzebowała wtedy czyjejś obecności, kogoś, kto by ją wsparł, już nawet nie rozmową a po prostu obecnością. Emily nie chciała zamykać się w sobie i dusić żalu, robiła to przez wiele miesięcy i nie wychodziła na tym dobrze.
Co za tym idzie, pod ręką miała tylko Lucasa i potrzebowała wtedy jakiejkolwiek bliskości.
Lucas wyczuł to dopiero po kilku chwilach, gdy spostrzegł, że jej miarowy oddech przestał taki być. Nagle oddychała ciężko, nierówno. Mocno ją objął, starając się ukryć ją w swoich ramionach. W końcu poczuł jak zadrżała. Jednorazowo ale wyraźnie. Ukrywając zaniepokojenie, starał się przekazać jej swój spokój. Pogładził ją po włosach i pocałował ją w czoło.
- Jestem tu – szepnął. Te dwa słowa wystarczyły by Emily się rozpłynęła. Jego głos magicznie wdarł się w jej duszę, powolutku uspokajając szalejące emocje. Świadomość, że był obok, że mógł ją uchronić przed tym, co złe, wpływał na nią kojąco.
Emily z lekka się odsunęła i podniosła głowę, by móc spojrzeć w jego oczy. Takie spokojne i ciepłe. Od tego wzroku od razu robiło się jej przyjemniej. Szczególnie wtedy, gdy Lucas ją pocałował. Świat znowu na chwilę zwolnił, wszystko wokół przestało mieć znaczenie, gdy powoli i niespiesznie badał dłońmi jej ciało. Emily napawała się każdym jego pocałunkiem, który z początku był delikatny, czuły, by z czasem zmienić się w pożądliwy i gorący.
Nie myślała przy nim, nie miała na to ani czasu ani ochoty. Emily czuła się przy nim tak zaskakująco dobrze, że nawet wszystkie złe rzeczy, które robił, robi i robić będzie, nie miały dla niej większego znaczenia. Miała wrażenie, że poznała go od środka, że miała przed sobą kogoś, kogo znała tylko i wyłącznie ona. I to jej się podobało.
- Oszalałem, wiesz o tym? – szepnął przy jej ustach, gdy chwytała za pasek jego spodni. Uśmiechnęła się przebiegle, doskonale rozumiejąc co miał na myśli.
- A to źle?
- Czas pokaże.
Odpowiedź była dość dwuznaczna. Emily chciała zapytać, jak powinna to rozumieć ale Lucas jej na to nie pozwolił. Władczo ją pocałował odbierając tym samym możliwość powiedzenia czegokolwiek. Tak bardzo traciła przy nim głowę, że nie zwróciła uwagi na to, w którym momencie pozbyli się większości ciuchów. Nie minęła chwila a Lucas zawisł nad nią, nie przestając całować. Delikatnie przejechała dłońmi po jego klatce piersiowej czując, jak jego mięśnie napinały się pod jej dotykiem.
Lucas rozsunął jej nogi, po czym chwycił jej nadgarstki i umieścił nad jej głową, przytrzymując jedną ręką. Uwielbiał jej dotyk, był uzależniający i, przede wszystkim, rozpraszający, a tym razem chciał się skupić po prostu na niej.
Emily nie protestowała, jedynie jej oddech przyspieszył gdy Lucas przygwoździł jej ręce do pościeli. Wzięła szybki haust powietrza, kiedy Snight praktycznie bez trudu się w nią wślizgnął. Dostrzegła arogancki uśmieszek na twarzy Lucasa. Nachylił się i pocałowawszy jej szyję, delikatnie ją przygryzł.
- To moja zasługa czy po prostu już nie mogłaś się doczekać? – szepnął wprost do jej ucha. Emily chciała mu odszczeknąć, bo ewidentnie się z nią droczył, ale wypełniające ją doznanie było tak cudowne, że odebrało jej mowę. Zamknęła oczy i jęknęła z rozkoszy, zaciskając mocno pięści, które Lucas cały czas trzymał. Stawało się to już dla niej uporczywe ale z jakiegoś powodu siedziała cicho.
Znów nie potrzebowała mnóstwa czasu by doznać fali porażającego orgazmu, który powodował, że na kilka sekund pociemniało jej przed oczami. Ale to było przyjemne. Nie zwróciła na to uwagi, po prostu zamknęła oczy.
Lucas w końcu puścił jej ręce. Emily natychmiast chwyciła jego twarz w dłonie i pocałowała tak gorąco, jakby nie robiła tego od lat. Lucas wsunął pod nią ręce i mocno ją do siebie przyciskając, wykonał kilka ostatnich pchnięć, napawając się jej słodkimi jękami.
Zastanawiał się w którym momencie zdał sobie sprawę, że między nimi zaczyna się coś dziać? Czy pierwszy krok był jego? Czy może jej? Nie miał pojęcia. I pewnie nigdy nie doszedłby do logicznej odpowiedzi, bo można by było się o to śmiało sprzeczać.
Chciał zająć się czasem teraźniejszym. Tym, że mógł patrzeć na spełnioną, szczęśliwą i zmęczoną twarz Emily, że mógł czuć jej zapach i dotyk i przede wszystkim, że po prostu mógł ją mieć obok.
Bo nie miał pojęcia jak długo ten stan rzeczy będzie się utrzymywał.
Jak się później miało okazać, to miała być kwestia chwili...

Pokerowy BlefOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz