Rozdział 17

4 0 0
                                    



Otwieram oczy. Jest to pierwsza myśl jaka mi przychodzi mi do głowy.

Leżę wdychając zapach Saby. Czuje wolność. Powietrze, las. Lekki psi pot. Z Saby bije gorąc. Głaszczę ją.

-Pora się wykąpać- mówię jej do ucha.

Nie reaguje na mój głos.

Zerkam na zegar. 6:00. Wcześnie. Bardzo wcześnie.

Wtulam się w psa. Zamykam oczy.

Ojciec nie wrócił przed moim snem. Po zapachu psa wnioskuje, że był w domu. Wyprowadził Sabę na spacer. Też bym chciał iść. Zamiast tego tkwię w tym więzieniu.

Zamykam oczy. Oddycham.

---

Budzi mnie hałas.

Otwieram oczy. Saby nie ma.

Zerkam na zegar. 9:00.

Wstaje i ruszam w stronę dźwięków.

Prowadzony słuchem dochodzę do salonu. W progu widzę najeżoną Sabę. Zerkam na to co ona widzi. Na podłodze leży wywrócona półka z książkami.

Podchodzę i podnoszę ją. Zaczynam układać książki na półce. Zauważam, że z jednej coś wystaje. Biorę ją do ręki. Ma zieloną okładkę. Bardziej wygląda jak zeszyt. Otwieram ją w środku. Jedna strona jest pusta, zaś na drugiej jest narysowana sowa. Przypomina to szkic. Prosty szary rysunek. Małe dziecko by lepiej narysowało. Gdyby nie ogromne ślepia, nie poznałbym co przedstawia ilustracja. Kartkuje książkę. Na kolejnych i poprzednich na przemian są narysowane sowy i gołębie. Mało ciekawe. Odkładam książkę na półkę. Pozostałe podnoszę z podłogi i także stawiam na półce.

-No dobrze, skończyłem- mówię do psa- Pora na kąpiel.

Saba patrzy na mnie nie wiedząc czy mówię poważnie.

-Ja nie żartuje- mówię.

Pies jakby mnie słuchał. Nastrasza futro i podnosi uszy do góry. Po chwili ktoś puka do drzwi. Siadam na kanapę mając nadzieje, że odejdzie. Pukanie przeradza się w bombardowanie pięściami. Saba zaczyna warczeć. Czuje, że zawiasy w drzwiach zaczynają puszczać. Nie wiele myśląc podbiegam do drzwi i staram się je przytrzymać. Nie mogę pozwolić na wtargnięcie obcemu do domu. Całe moje ciało drży z każdym uderzeniem w drzwi. Do mych uszu dociera ciężki oddech. Niemal czuje zapach obcego. W głowie mam tylko wściekłe ujadanie psa i uderzenia pięści o drewno drzwi. Zaczynam powoli tracić siły. Moja nadzieja na to, że obcy wejdzie, także się ulotniła. Mięśnie zaczynają odmawiać mi posłuszeństwa. To koniec. Zaraz jakiś typ wedrze się do środka, a ja nic z tym nie zrobię. Jest zbyt słaby. Zamykam oczy. Widzę siebie stojącego na plaży, moje bose stopy oplata ciepły piasek, słońce świeci wprost w moje oczy zmuszając mnie abym je przymrużył. Gdzieś w oddali kąpie się ojciec, a matka ochrania swe ciało przed promieniami, parasolem.

Otwieram oczy. Łomotanie ustało. Saba nie ujada. Stoi z wywieszonym jęzorem, najwidoczniej z siebie zadowolona. Siadam na podłogę. Opieram się o drzwi. Saba podchodzi do mnie. Liże mnie przez chwile po twarzy lecz nie zwracam uwagi na jej psi wydech. Zauważa to. Kładzie się obok mnie. Kładę je dłoń na głowie i zaczynam ją gładzić. Cały drżę. Zamykam oczy i głośno wzdycham. Widzę przed sobą nóż. Gdzieś już go widziałem. Wydaje się znajomy. Zaczynam czuć niepokój. Otwieram oczy, przerywając wizje.

Kładę się obok Saby. Wdycham jej zapach. Czuje gorąc bijący z jej wnętrza. Przytulam psa i zasypiam.

Kim jestem?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz