Zbliżamy się do końca... jeszcze epilog.
pov. Gonzalez
3 miesiące później...
Stałem przed wielką halą weselną, a obok mnie Dybala, Ronaldo, Reus i Messi. Ten ostatni miał właśnie najważniejszy dzień w swoim życiu. No może trochę nieudany, ale i tak najważniejszy. A wszystko zaczęło się już pięć godzin temu...
— A jak on mnie nie kocha?!— przeżywał Neymar, który stał przed wejściem na salę. Posłałem z Dybalą znaczące spojrzenie, mając dość paranoi piłkarza. Bo hej, ile można?— Albo jak nam się związek spieprzy po miesiącu, bo to za wcześnie?
— Zamknij tą brzydką mordę, bo Leo się rozmyśli i idź tam!— pośpieszył go Paulo. Wraz z przyjacielem weszliśmy bocznym miejscem, zajmując miejsca na tyłach bo wszystko było zapchane. Ney wszedł prawie potykając się o dywan, na co Messi jedynie pokiwał z niedowierzeniem głową i westchnął zmęczony. Ojciec pana młodego sprawdził czy sobie czegoś nie zrobił i szli dalej z uśmiechami. Ceremonia się zaczęła, a gdy przyszedł moment przysięgi wparowała młoda dziewczyna, zdyszana i spocona jak świnia.
— Sprzeciw!— wrzasnęła. Każdy odwrócił się w stronę drzwi głównych, a na twarzy Neymara pojawiło się zażenowanie.— Neymar nie możesz! My mamy dziecko.
W sali dało się usłyszeć głośne szeptanie, odgłosy zdziwienia oraz krzyki.
— Co ty gadasz Jessica?!— odparł zdruzgotany mężczyzna. Messi zmarszczył brwi oglądając to wszystko.— To niemożliwe...
— Jak nie, mam nawet zdjęcie...
— Bo jestem bezpłodny!— krzyknął pan młody zalewając się łzami. Po sali przeszła kolejna fala odgłosów, Leo otworzył jeszcze szerzej oczy, a matka Neymara prawie dostała zawału osuwając się po ścianie.
Wszystko później odbyło się szybko. Ochrona zabrała wariatkę, państwo młodzi zapłakani (zdziwieni i zdruzgotani również) odmówili przysięgę i wszyscy pojechaliśmy na salę.
Jako jedyny wśród tego towarzystwa nie zachwycałem się smakiem tytoniu. Oglądaliśmy gwieździste niebo, co jakiś czas się odzywając lub plotkując na temat partnerów.
— Skarbie rozmawialiśmy na temat palenia.
Przez drzwi tarasowe wszedł niezadowolony Mario, wyciągając papierosa z ust swojego chłopaka. Ten mruknął coś pod nosem i usadził go sobie na kolanach. Po chwili przyszedł też Robert robiąc aferę roku swojemu mężowi.
Ja mając to wszystko gdzieś wszedłem do budynku. Szukałem swojego chłopaka, który siedział przy fontannie z czekoladą i jadł różne owoce. Podszedłem do niego i usiadłem na siedzeniu obok, wycierając mu policzek z słodkości.
— Pełen wrażeń dzień — jęknął lekko podpity Gavi.
— Ty byś chciał ślub?— zapytałem, zakładając nogę na nogę i obserwując minę młodszego. Ten zmarszczył brwi.
— Czy ja wiem... kochamy się i to jest najważniejsze. Nie lubię takich imprez, bym się zbyt stresował, a wiem że ty też byś nie chciał... więc raczej nie — uśmiechnął się słodko, łącząc swoje palce z moimi.
— IMPREZA!— wrzasnął Neymar puszczając jakąś latynoską muzykę i wskoczył na stół bez garnituru tylko z białym obrusem na sobie. Wyglądał jak niezła parodia greckiego boga. Dołączył do niego Paulo, któremu Wojtek gdzieś uciekł. Pewnie też na fajkę. Pablo chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę parkietu.
Oj, to będzie na pewno niezapomniana noc.
~*~
I taka też była. Wszyscy leżeliśmy na krzesłach najebani jak krowy. Nawet dzieci nie zwracały sobie uwagę z głośnej muzyki tylko drzemały, a inne mimo przejedzenia jadły jeszcze. Chłopaki dalej wznosili toasty, gospodarz odjechał ze swoim mężem, który chyba się zatruł, a Ronaldo o dziwo jako jedyny trzeźwy, powstrzymywał swojego małżonka przed durnymi pomysłami.
— Nieś mnie!— mruknął Paulo, którego niósł zmęczony Wojtek. Starszy pokiwał głową z niedowierzaniem i złożył uroczy pocałunek na jego czole.
— My się zbieramy.
— Za Wojtka i Paulo!— krzyknął ktoś i znów wznieśli toast. Ja siedziałem tu tylko dla Gaviego, który i tak już powinien kończyć tą radosną sielankę.
— Zbieramy się, ziemniaczku — wziąłem go pod pachę i pociągnąłem w stronę wcześniej zamówionej taksówki. Brunet gadał coś do siebie w kółko pod nosem, co jakiś czas przysypiał i składał mokre pocałunki na moim karku.
Dojechaliśmy pod hotel ledwo tam wchodząc. Wybrałem siódme piętro w windzie i zaczęła się podróż.
— Coś się stało?— zapytałem chłopaka, który wbijał we mnie wzrok jak w obraz.
— Nie, po prostu jesteś piękny — odpowiedział, rzucając się na mnie i składając pasmo mokrych pocałunków. Następnie złapał mnie za krocze na co głośno jęknąłem podniecany. Dojechaliśmy na nasze piętro i rzuciliśmy na łóżku. Nagle młodszy zatrzymał mnie gestem ręki.— Kocham cię, Pedro.
I zasnął. Eh. Zmęczony ściągnąłem z niego ubrania i położyłem się obok całując go w ciepłą skroń.
— Ja ciebie też kocham, skarbie.
CZYTASZ
Na boisku i po pysku// Pablo Gavira x Pedri Gonzalez ✔️
FanfictionPablo i Pedri mieszkają razem już cztery miesiące. Młodszy przez kontuzję zmuszony jest do oglądania meczów z trybun i dopiero wtedy uświadamia sobie jak jego przyjaciel jest cenny. A Gonzalez zaczyna tęsknić. OPOWIADANIE PISANE W CELACH HUMORYSTY...