Dormhall codziennie znajdował powód, aby wyjść na zewnątrz. A to po coś do jedzenia, a to po ubrania, po rzeczy na przeprawę przez Rzekę, rozeznać w sytuacji z Shurivą, rozejrzeć się po okolicy, bo coś mu nie pasuje... Wyglądało to tak, jakby chciał Aloisowi zapewnić chociaż złudzenie, że miał jeszcze wpływ na cokolwiek. Ten jednak zdawał sobie z sprawę ze swojego położenia.
Noruk jakoś samo w sobie już nie przerażało Kershawa. Gdyby mógł coś wskórać, a tego nie zrobił, plułby sobie w brodę. Natomiast nieodwołalność diagnozy Dormhalla była niejakim błogosławieństwem – zwolnieniem z kolejnej bezsensownej walki.
Sfinks przygotował się na wścibskich zmiennych i ludzi w okolicy, kreując jakąś tajemniczą tarczę. Alois musiał przyznać, że wszechstronność zdolności Dormhalla zaczęła go bardziej interesować niż przerażać.
Alois podszedł do okna w swojej sypialni. Był już w stanie się wspiąć po schodach i nie krzywić. Nadal sprawiało mu to pewną trudność, ale jego stopom było już bliżej do łap, więc mógł opracować jakąś metodę poruszania.
Odsłonił koronkową firankę, wpuszczając nieco światła do tego niewinnego pomieszczenia, jakim była sypialnia. Nawet jeśli Aloisa dręczył podstawowy zestaw koszmarów – bez urozmaiceń w formie wycieczek do świadomości innych zmiennych – cieszył się, że otaczały go znajome wnętrza.
Zastrzygł uszami, które powędrowały nieznacznie ku górze i zaostrzyły. Dopiero od trzech dni mógł nimi ruszać i za nic nie mógł się tego przyzwyczaić.
Stukot pełnej listonoszki świadczył o tym, że Dormhall udał się na "zakupy" i już wracał.
Czyżby Shuriva jednak postanowił sobie zrobić z nas trofea? – pomyślał kąśliwie, schodząc z piętra na parter.
Zignorował swoje odbicie w jednym z luster, dające pełen obraz na jego wydłużone rysy skryte pod zarostem czy cudaczny strój ze szlafroka i spodni z nogawkami obciętymi do kolan. Po prostu wszystkie normalne ubrania były dla niego za małe.
Sfinks przywitał się serdecznie. Zupełnie tak, jak to robił w kamienicy i oczekiwał go cały szereg przyjaciół, a nie zgorzkniały noruk. Dormhall zadarł wysoko głowę, gdy wszedł do kuchni i zaczął wyjmować swoje zdobycze.
Alois poszedł za nim. Choć zdawał sobie sprawę, że zachowywał się jak pies, który wymuszał na właścicielu smakołyk po całym dniu czekania, przestało go to ruszać. Sfinks był jedynym źródłem informacji o świecie.
Tak więc Alois poczuł niejaki zawód, gdy pośród wypłowiałej odzieży w szalonych rozmiarach, ciemnego pieczywa w papierowych torbach i pachnących wiązkach ziół, nie znalazł gazety. Nie znajdowali się jednak w stolicy regionu jak Kariorum, a w wiosce w najbiedniejszym regionie Republiki. Obszarze, gdzie zmagano się nie tylko z atakami bojówek zmiennych, ale i z deficytami surowców – regularne drukowanie tygodników było ostatnim na liście priorytetów mieszkańców.
Dormhall pośpiesznie zdjął buty i marynarkę. Położył je na krześle, marszcząc brwi. Przez chwilę wpatrywał się intensywnie w kulisty klosz lampy zwisającej z sufitu. Jeśli miała pęknąć, nie zrobiła tego. Sfinks uśmiechnął się, gdy spytał:
– Czy pamiętasz może, gdzie zwinęła cię bojówka?
Kershaw spochmurniał, ale udzielił odpowiedzi.
Dormhall już spytał, kiedy Alois miał okazję zetknąć się ze zmiennymi. Z braku zajęcia młodzieniec opisał mu swoje uprowadzenie. Przyszło mu to stosunkowo łatwo. Nie mógł za to nawet słowem powiedzieć o swojej ucieczce z Ezdenu. Niemniej miał marsową minę, nawet kiedy już przypomniał Dormhallowi swoją historię.

CZYTASZ
Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.II
FantasyTrzecia część z serii Noruk *** Południe po jednej stronie Rzeki. Północ po drugiej. To, co łączy ludzi, to granica, na którą spoglądają, gdy szukają winnych swoich nieszczęść. Bo przecież wszystko to wina zmiennych... Prawda, Republiko? *** Ambicje...