Rozdział 18

23 2 3
                                    

"Can hardly look you in the eye
'Cause I have got to pick
The day that I ruin your life"


- Boston Manor, "The day that i ruined your life"

WTEDY

Wchodzimy do jego mieszkania nie przerywając ciszy która trwała odkąd opuściliśmy jego rodzinny dom. 

Ściągam buty, ale on nie zawraca sobie tym głowy. Rzuca tylko kluczyki na blat i od razu idzie w stronę lodówki, z której wyciąga złoty trunek w zgrabnej butelce. Bierze ze zlewu brudną szklankę, oceniając wcześniej czy się nadaje, i nalewa sobie whisky prawie do pełna. Pierwszą połowę wypija od razu, a z drugą przechodzi do salonu. 

Opada ciężko na kanapę, a ja dalej stoję  w progu przyglądając się temu ze smutkiem. 

Co go tak zdenerwowało? 

- Dion, chodźmy spać...

Udaje że mnie nie słyszy albo faktycznie moje słowa do niego nie docierają, w co ciężko mi uwierzyć, bo w całym jego mieszkaniu zawsze wszystko brzmi mocniej przez tak małą ilość mebli na których odgłos mógłby się roznieść. Jednak wolę swoje zagracone mieszkanko w którym nie czuję się otaczana przez absolutną pustkę. Znów przypominam sobie, że u jego mamy zaledwie godzinę temu oglądałam zdjęcia i obrazki w ramkach, a tutaj nic. Zero. 

- O czym rozmawiałyście? - pyta mnie kiedy ściągam z siebie koszulę i zakładam zwykły t-shirt. Odwraca ode mnie wzrok, zupełnie jakby miała to być dla mnie kara za coś, czego nie rozumiem. 

- O czym mówisz?

- Z moją matką. 

Wzdycham kręcąc głową. Wyplątuję włosy ze spinek i odchodzę w stronę korytarza. 

- Właśnie o tym - mówię wskazując mu butelkę stojącą na blacie w kuchni. - Wchodzisz i pierwsze co przychodzi ci na myśl to alkohol? O co chodzi, nie możemy o tym pogadać?

- Czepiasz się. 

Prycham za jego plecami. Zostawiam spinki na szafce w łazience, zmywam przed lustrem delikatny makijaż i wracam do niego. 

Jak zwykle jest niestrapiony. To ja powinnam być na niego zła, a nie odwrotnie. Zawiózł mnie tam i zostawił na rozmowę ze swoją mamą i teraz mam go przepraszać za to, w jakim kierunku to podążyło? Niedoczekanie. 

Staję nad nim, z rękoma założonymi na biodrach. Odstawia szklankę na bok i przygląda mi się badawczo. 

- Mógłbyś zadać mi to pytanie zamiast się tak nade mną znęcać. 

- Jakie pytanie? 

- Wiesz jakie. 

Niespodziewanie pochyla się i sięga po mój nadgarstek. Trzymam go luźno, ani się mu nie opierając, ani całkowicie poddając. Patrząc mi głęboko w oczy, sięga po drugi i przyciąga mnie do siebie tak, że teraz jego twarz jest na wysokości mojego brzucha. Łapie mnie w talii i próbuje posadzić. 

- Connie... 

Wie, jak na mnie działa. I wie co robi ze mną ta jego cholerna mina. Nie chcę z nim walczyć, ale jak ma być inaczej skoro zawsze zachowuje się jak palant tylko po to, żeby mnie potem przepraszać?

W końcu wygrywa. Siadam na nim, a on trzyma mnie za talię. Nasze twarze są prawie na tej samej wysokości kiedy odwzajemniam jego spojrzenie. 

- No więc? 

- No więc co? - Jego niski ton głosu sprawia, że szybciej bije mi serce, ale zachowuję spokój. Kładę zimne palce na jego szyi, zaczepiając przydługie kosmyki włosów. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz