V.

262 6 3
                                    

Jeśli coś się nie zgadza to przepraszam, ale dawno rozdziału tutaj nie stawiałem, więc no XD
——————————————————————————
Wstałem z lekko pulsującą głową, mrucząc z niezadowolenia, w sumie to nawet nie wiem czym. Podniosłem się do siadu i zamrugałem kilka razy by przyzwyczaić oczy do światła. Wspomnienia z poprzedniego dnia, a raczej wieczoru, wróciły do mnie z podwójną siłą. Momentalnie obróciłem głowę w bok, jednak chłopaka nie było obok. Poczułem dziwne uczucie, jakby smutek. Albo może zawiedzenie? Nie mam pojęcia. Wstałem i ubrałem koszulkę oraz spodnie,ponieważ byłem w samych bokserkach.
Złapałem za telefon i wyszedłem z pokoju, od razu kierując się do wyjścia.
Oczywiście, jak przystało na moje szczęście, mój telefon był rozładowany. Wyszedłem z klubu, czując na sobie wzrok sprzątaczek. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem z piskiem opon. Zajeżdżając pod dom, zauważyłem białego mustanga. Skrzywiłem się, wiedząc do kogo należy. Niestety.
Wszedłem do domu, słysząc krzyki dochodzące z góry domu. Chyba kłócą się z mojego powodu. Ups.
- Wróciłem! - krzyknąłem, tak, by na pewno mnie usłyszeli. Zapadła cisza, którą zaraz przerwał odgłos zbiegania ze schodów.
- Tato! Gdzie Ty się podziewałeś?! - młody rzucił mi się na szyje. - Mogłeś mi powiedzieć -
- Cześć, Biästan - rudowłosy posłał mi uśmiech.
Postanowiłem zignorować chłopaka. Nic już do niego nie czuję, w przeciwieństwie do niego.
- Isaiaah, jestem twoim ojcem. Nie muszę ci mówić gdzie idę. -
- Dobra, ale kto pytał cię o zdanie? Nie obchodzi mnie to. I jeśli dali nasze DNA do badania, to wyszło by, że nie jesteś moim ojcem -
Przewróciłem oczami.
- No już, bo mnie udusisz -
Dzieciak odsunął się ode mnie, odwrócił się i pobiegł z powrotem na górę, zostawiając mnie z Williamem. Dzięki, Isaiaah. Wyminąłem chłopaka i skierowałem się do kuchni. A przynajmniej taki miałem zamiar, bo zostałem powstrzymany przez rękę rudowłosego na moim ramieniu.
- Nie ignoruj mnie - szepnął i popatrzył na mnie swoimi wielkimi migdałowymi oczami, które zawsze uwielbiałem.
- William, daj mi spokój. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. -
- Ale dlaczego? Przecież nic ci takiego nie zrobiłem! -
W odpowiedzi jednanie prychnąłem.
- Puść mnie, rudzielcu - chłopak skrzywił się, ale mnie puścił. - Jeśli już niczego nie potrzebujesz, to możesz wyjść.-
- Nic się nie zmieniłeś - pokręcił głową i wyszedł z domu. Skierowałem się do kuchni z cichą nadzieją, że nie będę musiał nic gotować. Ledwo przekroczyłem próg pokoju, gdy znowu zadzwonił dzwonek do drzwi. Zrezygnowany wróciłem do wejścia.
- Po co wracasz? - zapytałem zirytowany, myśląc, że William znowu się po coś wraca.
- Wracam, bo mam korepetycje u pana syna - ups, czyli to nie rudzielec.
Niższy mnie wyminął i ruszył schodami na górę.
***
Czekałem na starszego w salonie, popijając jakiś trunek. Chciałem porozmawiać o tym, co między nami zaszło, chociaż on zachowuje się jakby nic się nie stało. Usłyszałem kroki na schodach, więc wstałem.
- Nie masz zamiaru ze mną porozmawiać? -
- Nie mamy o czym -
Podszedłem do niego.
- Nie mamy? -
- Nie -
Podchodziłem do niego coraz bliżej.
- A mi się wydaje, że mamy -
Chłopak ewidentnie nie miał ochoty ze mną rozmawiać, ale ja nie miałem zamiaru odpuścić. Chciał otworzyć drzwi, ale je przytrzymałem.
- Dobra, o czym chcesz rozmawiać, bo nie mam czasu? -
- Nie masz za mocnej głowy, co? - zaśmiałem się.
- Nie twój zasrany interes - warknął, patrząc na mnie z pod byka. Jak uroczo.
- Zdajesz sobie sprawę, do czego między nami doszło? - zapytałem, lekko poirytowany.
- Niestety - powiedział, odepchnął mnie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Przewróciłem oczami i wróciłem na kanapę, nadal popijając alkohol.
——————-
...... UDAŁO MI SIĘ  🥹🥹🥹🥹🥹🥹 nawet nie wiecie jak dużo czasu mi zajęło napisanie tego rozdziału 😭😭😭 pozdrawiam wszystkich czytających (jeśli ktoś w ogóle to czyta lmao)  🥰
SŁOWA: 578 (rekord 😨)

-Korepetytor-YAOI-Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz