Rozdział 14: Ale żyje

163 9 0
                                    

*POV David*

Melanie leży już w szpitalu od dwóch tygodni.

W między czasie wrócił ojciec wraz z moją matką z delegacji. Opowiedziałem im mniej więcej co się wydarzyło pod ich nieobecność.

Moja mama mimo, że to nie jest jej dziecko przejęła się bardzo cała sytuacja, bardziej niż sam ojciec. Tak mi się wydawało. On nie zareagował w ogóle, zero jakiejkolwiek reakcji.

Zawsze po zajęciach przyjeżdżałem do niej posiedzieć przy jej boku dwie może trzy godziny i tak codziennie od dwóch tygodni. Tak jak dzisiaj.

Pielęgniarka zamknęła drzwi od sali numer dziewięć, w której była i zostawiła mnie tu samego.

Usiadłem na stołku przy łóżku i złapałem delikatnie dłoń siostry tak żeby nie ruszyć żadnych urządzeń.

- Cześć młoda, nawet nie wiesz jak nam ciebie brakuje, proszę wróć do nas nie dajemy sobie rady bez ciebie, każdy chodzi załamany, dom nie jest taki sam bez ciebie. - Powiedziałem i poczułem w oczach łzy. Tak ja, David Hamilton płacze.

Często kiedy byłem u brunetki czytałem jej jakąś książkę, opowiadałem jej o różnych sytuacjach w szkole jak i po prostu siedziałem w ciszy i przyglądałem się jej ciału.

- Wiesz, w ogóle zawiesili tego Lukasa, tego co miał do ciebie jakiś problem na stołówce - Powiedziałem przypominając sobie sytuację. - Dużo się zmieniło przez te dwa tygodnie twojej nie obecności, wróć do nas proszę..

Oparłem czoło o poręcz przy łóżku wzdychając.

- Naprawdę mi ciebie brakuje. - Powiedziałem smutnie.

Ocknąłem się kiedy usłyszałem ciągły pisk maszyny monitorującej życie Melanie.

Do sali wbiegły pielęgniarki, a za nimi lekarz.

- Proszę wyjść! - powiedziała jedna do mnie kiedy inni byli już przy Melanie. - Panie Hamilton proszę wyjść.

Posłuszne zrobiłem to o co mnie poproszono.

Zamknęły się za mną drzwi i jedyne co mi zostało to wpatrywać się w nią przez szybę. Zacząłem płakać jak małe dziecko. Błagam, Melanie błagam, żyj!

Usiadłem na krześle pod salą numer dziewięć.

Melanie może teraz zginąć.

Przeszło mi przez myśl.

Będzie dobrze, musi, ona jest dzielna, da radę.

Starałem siebie przekonać do tych słów, ale nie podziałało.

Po kilkudziesięciu minutach z sali wyszła pielęgniarka.

- Może Pan iść do domu, dzisiaj odwiedziny nie będą już możliwe.

- Czy.. czy Melanie żyje?

- Na szczęście tak, ale potrzebuje teraz odpoczynku proszę przyjść jutro.

Kiwnąłem głową i skierowałem się w kierunku wyjścia ze szpitala.

Pod szpitalem stałem jeszcze z dobrą godzinę. Gdzieś trzydzieści minut temu zaczęło padać. Teraz jestem przemoczony, opieram się o samochód, do którego równie dobrze mogłem wejść, ale tego nie zrobiłem.

Kiedy mniej więcej poukładałem swoje myśli ruszyłem w stronę domu.

Po trzydziestu minutach dojechałem. Jechałem szybko i zdawałem sobie z tego sprawę, że może się to źle skończyć. 

Ostatnia nadziejaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz