Rozdział 35. Mavra

72 6 0
                                    

Dni upływały w całkiem spokojnym tempie. Większość czasu spędzałam pod pokładem, bo tam było łatwiej. Czytałam znalezione książki, myślałam o planie. Czasem rozmawiałam z dziewczynami lub Alessandrem, ale bardzo rzadko widywałam się z Aspenem.

Wyglądało to tak, jakby chłopak mnie unikał.

Jednak tak również było prościej. Im mniej go widziałam, tym mniej musiałam z nim rozmawiać. Nie wiedziałam, co chciał mi wtedy powiedzieć, ale chyba nie było to aż tak ważne, bo nie za bardzo się z tym spieszył. Mimo że byłam ciekawa, nie zamierzałam pytać.

Tylko to, że go nie widziałam, nie spowodowało, że przestałam o nim myśleć. A zdarzało mi się to coraz częściej. Powtarzałam sobie jednak w kółko, że i tak nic by z tego nie było. Że za mniej niż dwa dni mieliśmy znaleźć się na Wyspie Odcieni. To mógł być nasz koniec, choć starałam się o tym tak nie myśleć. Próbowałam patrzeć na wszystko bardziej pozytywnie. Alessander miał na mnie zbyt wielki wpływ.

Jeśli chodziło o niego, dowiedziałam się całkiem sporo. Był pewny siebie, lekko arogancki i tylko trochę zbyt zuchwały. Ale jeśli nie udawał, naprawdę nadawał się na króla. Mimo wszystkich dni spędzonych na odludziu i z powodu, przez jaki król wyrzucił go z zamku, miał o sobie całkiem wysokie mniemanie. Czasem za bardzo, co w przyszłości mogło okazać się wadą. Ale był naszą jedyną nadzieją, która nie była aż taka najgorsza. Pocieszające było to, że nie mogło być już gorzej.

Stanęłam przy sterze zaraz koło jednego z marynarzy i spojrzałam na rozciągające się przed nami morze. Nad falami co jakiś czas wzbijało się duże zwierzę, by znów zniknąć w wodzie. Zaraz jednak odwróciłam wzrok. Ten widok wywoływał u mnie przerażenie i robiło mi się niedobrze. Nieważne, jak bardzo bym się starała, nie mogłam wyrzucić wspomnień z tamtego dnia. Ale było lepiej. O wiele lepiej i mogłam tylko podejrzewać, że to dzięki Aspenowi. Nie wiem, w jaki sposób, ale mi pomógł. Tak, że umiałam wytrzymać na pokładzie trochę dłużej niż ostatnio.

Skierowałam się w stronę schodów prowadzących pod pokład, kiedy nagle usłyszałam czyjś krzyk. Jedna z dziewczyn, Dell, pokazywała na coś palcem w oddali i musiałam wytężyć wzrok, by dostrzec niewielką kropkę na horyzoncie.

- Co to? - spytałam stojącej obok Marcelli, która wyglądała na lekko przerażoną. Był to bardzo zły znak.

- Statek - odpowiedziała cicho.

Zbliżał się do nas w zastraszająco szybkim tempie. Z niewielkiej plamki, coraz szybciej stawał się wielkim okrętem, płynącym prosto w naszą stronę. Flaga powiewająca na wietrze przedstawiała serce z Literą O w środku.

- To statek Obrońców. - Usłyszałam przerażony głos Aspena. Spojrzałam kątem oka na chłopaka. Ten też wpatrywał się we mnie i chyba chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Marcella.

- Król wysłał ich na nas. - W jej tonie również pobrzmiewał strach. Niewielki, ale jednak wyczuwalny.

Było bardzo, bardzo źle.

Łowczynie zaczęły chwytać za broń.

- Schowaj się pod pokład - powiedziałam do Alessandra.

- Nie ma mowy. Też chcę walczyć - zaprotestował.

- Jeśli coś ci się stanie, cały plan się zawali. Musisz być w całości, kiedy dopłyniemy na Wyspę Odcieni.

- Chcę pomóc.

- Więc idź pod pokład i nie wchodź nam pod nogi - warknęłam, zabierając łuk i strzały z najbliższego stolika. Nie miałam czasu, by było mi z tego powodu głupio. Nie mogliśmy pozwolić, by coś mu się stało.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz