część 3 (ostatnia)

14 3 0
                                    


Milena była szybka, jak lis. Już niemal zniknęła mi z zasięgu wzroku. To przedziwne, że pobiegłem za nią. Nie była dobrym człowiekiem, a jednak to w jej towarzystwie czułem się bardziej bezpieczny. Wiedziałem też, że muszę ją złapać, zanim zrobi coś głupiego, a mogła dopuścić się wszystkiego w tym stanie.

Zwolniłem kroku, by skontrolować czy ściga mnie demon. Wtedy właśnie usłyszałem rozdzierający krzyk Mileny. Zatrzymałem się i ścisnąłem chropowatą korę, aż poczułem, że w skórę wbijają się drzazgi. Przed oczami przebiegły najgorsze obrazy tego, co jej się mogło przytrafić. Aż zesztywniałem ze strachu. Krzyk nie rozległ się ponownie, ale mogłem przysiąc, że słyszę przytłumione jęki.

Zmusiłem nogi do ruchu. Nóż zgubiłem po drodze, więc podniosłem grubą na trzy palce gałąź. Nie była dłuższa niż połowa mojej sylwetki. Kiepska broń.

– Milena?

– Tu... jestem...

Przyspieszyłem kroku.

– Gdzie? Odezwij się jeszcze raz.

Byłem skołowany. Słyszałem głos Mileny, ale nigdzie nie umiałem jej dostrzec, mimo, że niebo zaczynało już szarzeć. Chciałem zawołać raz jeszcze i wtedy grunt uciekł mi spod nóg. Pode mną otworzył się głęboki dół. Spadałem z wrzaskiem, w ostatniej chwili chwytając się spróchniałego korzenia. Prawdopodobnie to uratowało mi życie. Korzeń pękł, a ja zderzyłem się z twardą ziemią i rozciąłem łydkę. Jęknałem, przyciskając plecy do wilgotnej ściany. To, co ujrzałem, zmroziło mnie do szpiku kości. Rozwarłem szeroko oczy. Jeszcze kawałek, a nadziałbym się na sterczące z gruntu drewniane paliki o ostrych zakończeniach. Pot spłynął mi po skroni. Miałem szczęście.

– Pomóż. Mi.

Milena znajdowała się dwa kroki ode mnie. Patrzyła szklistymi oczami na blednący księżyc. Z kącików ust sączyła się krew. Dziewczyna miała przebitą pierś. Mimo palącego bólu, poderwałem się na nogi.

– Mój ojciec... będzie zły – wyjąkała.

Przełknąłem ślinę, przerażony obrażeniami jej ciała. Ona z tego nie wyjdzie, pomyślałem wstrząśnięty.

– Spał, kiedy mu t o zrobiłam. Ale... – Wciągnęła charkotliwie oddech. – Kalmir. Co mam im powiedzieć.

Miałem na końcu języka, że pewnie nie trafią w to samo miejsce, więc nie musi zawracać sobie tym głowy.

– Nie rozumiem, dlaczego musiałaś to zrobić. Gdybym miał wybór, poświęciłbym życie tego demona, aby choć przez chwilę pobyć z rodzicami. A ty? Zabiłaś dla niego.

Zacisnęła zakrwawione palce na paliku, jakby zamierzała wyrwać go z siebie. Na jej skroni zaznaczyły się żyły. Ściągnęła brwi.

– Moja rodzina i ja, to... odrębna historia. Żałuję tylko... – Urwała i w jej oczach pojawiło się poruszenie. – Żałuję śmierci mojej siostry... Kalmir. Boję się.

Przecisnąłem się do niej.

– Czy o n mógłby mnie uzdrowić?

Pochyliłem się, bo jej głos wyraźnie przycichł.

– Rozumiał... kim naprawdę...

Rozszerzyła oczy, jakby nagle coś dostrzegła. I wtedy jej usta ułożyły się w uśmiech tak upiorny, że aż się wyprostowałem. Chwilę później wydała ostatnie tchnienie.

Nic nie poczułem w związku z jej śmiercią, jakbym był odgrodzony od emocji. Musiałem teraz zadbać wyłącznie o siebie.

Spojrzałem w górę, zastanawiając się nad swoją sytuacją. Czy jeśli zacząłbym krzyczeć, ktoś by mnie usłyszał? Nie umiałem określić, jak daleko znajdowałem się od wyjścia z lasu. Spróbowałem się wspiąć, ale ból w łydce był zbyt silny. W dodatku korzenie ześlizgiwały się z dłoni, a inne urywały z trzaskiem i lądowałem z powrotem na dole, obok palików szczerzących się niczym zęby bestii.

Uśmiech demonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz