2.

270 27 0
                                    

~~ SA'EL~~

Jesteśmy siedmioma wyrokami nieba. Czemu, nie wiemy: Jesteśmy aniołami. To objawienie, dusz osądzenie (1) – chór głosów archaniołów odrobinę mnie przytłoczył, ale nie wystraszył. Nie miałem potrzeby bać się bandy głupców, którzy nie potrafią nic.

Uśmiechnąłem się bezczelnie, nie bałem się ich kary. Niby dlaczego miałbym? W końcu czułem, że wszystko jest na swoim miejscu. Stwórca mówił prawdę – nie pasuję tutaj. I każdy o tym wiedział. Możliwe, że była to, kwestia czasu nim upadnę.

– Sa'elu – odezwał się Michał – Złamałeś nasze zasady – mówi donośnym głosem, który w takich momentach budził grozę.

– Zbuntowałeś się przeciw nam i samemu Stwórcy. Zebrałeś armię aniołów, którymi przewodziłeś, by posiąść władzę.

– Cóż... Tak było – właściwie to... Nie chodziło mi o władzę. Nie potrzebuję jej. Wyraźnym życzeniem Stwórcy było, żebym upadł. Nie było powiedziane jak. A skoro mam upaść, to... chociaż niech powód będzie dobry. I wyszło mi lepiej niż samemu Lucyferowi. Nie powinni mnie tak lekceważyć.

– Bezczelny! – odezwała się Haniel.

– A ja bym się zastanowił, czy idziecie dobrą ścieżką. To drugi tak wielki bunt aniołów – zwracam się do Stwórcy – Czyż nie mam racji? – spojrzałem w oczy Stwórcy. W jego oczach dostrzegłem smutek. Czyż nie tego właśnie chciał? Chciał mojego upadku, ponieważ wierzył, że moje przeznaczenie się dopełni, tylko wtedy. Dlaczego więc jest smutny?!

Nie rozumiałem, naprawdę. Czy Stwórca nie powinien być szczęśliwy? Chciał tego...

– Ukaż swoje znamię – rozkazuje Michał, a ja podwijam rękaw swojej lnianej, zakrwawionej, koszuli. Na czas procesu zostałem rozkuty. Jak wspaniałomyślnie z ich strony.

Kamael podchodzi do mnie i chwyta mój nadgarstek, gdzie znajduje się moje znamię w kształcie dziewiątki.

– I to mnie nazywaliście potworem – powiedziałem wprost.

– Zamilcz, psie – warczy w moją stronę, spogląda na moje znamię, a później podchodzi do wielkiej księgi, gdzie wertuje strony, odnajdując kogoś, kto ma to samo znamię. Zamierzają ukarać ją bądź go, tak samo, jak mnie. A jedynym grzechem, jaki popełnił, jest to, że musiał się urodzić z takim samym znamieniem jak ja. Czy to, co robią, jest dobre?! Dlaczego ktoś niewinny musi również płacić za moje grzechy?!

Jednak robią to ze strachu. Boją się tego, co może powstać z Upadłego i anioła. I chociaż każdy Upadły był kiedyś Aniołem, to nasz zakres mocy jest inny. Używamy dwóch różnych źródeł mocy. Anioły czerpią swoją moc z Nieboskłonu, od samego Stwórcy, a Upadli z mroku. Jeśli zabraknie Stwórcy, Anioły zginą, Upadli – nie. Jedyną siłą będącą w stanie zniszczyć Upadłych jest sam Stwórca, ale wtedy straciłby wszystkie swoje siły, doprowadzając do zagłady obu ras.

– Wyrzucicie z Nieboskłonu kogoś niewinnego, piękna ideologia – rzuciłem lekceważąco.

– Cóż ty akurat masz szczęście, twoja Przeznaczona osoba jeszcze się nie narodziła – oświadcza Kamael, a ja prycham nosem. I co to za sprawiedliwość. Wieść o moim czynie nie umrze, każdy będzie wiedzieć. Każdy będzie go piętnować za to, że jest moją bratnią duszą. Tylko po to, by pewnego dnia zrzucić go z Nieboskłonu. I nawet jeśli jego dusza będzie nieskazitelnie czysta, od zawsze będzie skażona grzechem.

~~

Ocknąłem się w dużym pomieszczeniu, w którym panował pół mrok. Nietrudno było się domyślić, że znajduję się w Piekle. Trudno jest mi powiedzieć, jak się tutaj znalazłem, bo jeszcze wcześniej wdałem się w bójkę z Kamael'em, który nie szczędził wyzwisk. Gabriel musiał mnie znokautować, a ja straciłem przytomność.

Trylogia Soul Journey:  Heaven is where you are. Tom I.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz