~~SA'EL~~
Wpatrywałem się w błękitne niebo. Czy tęskniłem za Nieboskłonem?. Dlaczego miałbym? Byłem traktowany jak wyrzutek, budziłem strach wśród innych, nikt nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Nigdy nie czułem, że Nieboskłon to mój dom.
Zmieniło się wszystko, kiedy upadłem. Już nie chodzi o to, że jestem księciem Piekieł, więc szanują mnie za pozycję, w końcu w Nieboskłonie byłem Serafem. Byłem wysoko w hierarchii, a mimo to, gardzili mną. Tutaj? Nawet gdybym nie został księciem, Upadli traktowaliby mnie jak równego sobie, chociaż myślę, że najpierw musiałby się wykazać, ale to nie zmienia faktu, że czuję się tutaj jak w domu.
– Powinniśmy wracać, Samelu – z rozmyślań wytrąca mnie głos Lilith, spoglądam na nią, a demonica pokłoniła się. Długo zajęło mi, by zdobyć jej lojalność, ale wciąż mam wrażenie, że gdyby miała wciąż lepszy wybór, wbiłaby mi nóż w serce. Muszę na nią uważać.
– Iblis widział zastęp Cherubów, powinniśmy udać się w bezpieczne miejsce – tłumaczy mi. Wybucham śmiechem. Swoją siłą dorównuję Lucyferowi. W pojedynkę mógłbym sam rozprawić się z całym zastępem Cherubów. Może trochę przeliczam swoją siłę, ale nie jestem sam – Lilith, Iblis i Berith. Razem jesteśmy niepokonani, Lucyfer to widzi, dlatego zawsze zrzuca na nasze barki najcięższe zadania.
Czy zapomniałem o swoim przeznaczeniu? Nie.
Pamiętam, ale to nie ten czas, by rozpocząć wojnę domową.
– Nie jestem tchórzem, nie będę uciekać – mówię.
– Samaelu – Lilith niepewnie spogląda na mnie.
– Będziemy walczyć – oświadczam – Nie jesteśmy tchórzami.
~~
Uśmiechnąłem się tryumfalnie, kiedy chwyciłem głowę za białe włosy i uniosłem ją do góry. Pokazaliśmy wrogowi, że nawet czterech upadłych jest w stanie zniszczyć cały oddział. Wieść o tym wydarzeniu będzie lekcją, dla innych – nigdy nie lekceważ swojego wroga. Pokazaliśmy im naszą siłę. Skoro czterech Upadłych wykończyło prawie cały oddział Cherubów, to co może, zrobić cały odział Upadłych? Następnym razem będą myśleć dwa razy.
Anioły, które przeżyły naszą rzeź, zaczęły odrzucać broń, pokazując nam, że się poddają. Błagają o litość. I to są ci wspaniali wojownicy, o których mówił Michał? Dobre żarty.
– Co z nimi mamy zrobić? – pyta Iblis
– Rozkazy Lucyfera są wystarczająco jasne; żadnych jeńców – mówię, Iblis uśmiecha się, jednak ja mam inny plan, co do tej marnej grupki – Ale... Puście ich wolno.
– Po co? – zdziwił się Berith.
– Niech powiedzą swoim dowódcą, co tutaj zaszło. Niech Aniołowie, drżą przed potęgą Piekła, skoro czterech Upadłych rozgromiło ich oddział – oświadczam. Na pewien czas zapanuje spokój. Anioły będą się pilnować, by nie wpaść nam po drodze.
Nie czułem już potrzeby, by być wśród swoich. Nim ktokolwiek zdążył zaprotestować, wzbiłem się w jasne niebo.
Chciałem odrobinę samotności.
Lilith na pewno pójdzie zdać raport Lucyferowi o naszym wyczynie. I znając ją, nie wypowie się o mnie, w dobrych słowach. Zawsze tak robi, liczy, że Lucyfer przyzna jej rację.
Początkowo tego nie rozumiałem, ale z czasem udało mi się zrozumieć.
Lilith kocha Lucyfera. Chociaż gdzieś jest jej bratnia dusza, ona kocha kogoś innego. To jest ta wolna wola, o której mówił Stwórca? Z drugiej strony, po co ona nam, skoro mamy dążyć do swojego przeznaczenia? Czy to tylko próba odwrócenia naszej uwagi, że dane wydarzenia, od samego początku były zaplanowane, a my błędnie rozumiemy, to jako naszą wolną wolę? Że to był nasz wybór?
CZYTASZ
Trylogia Soul Journey: Heaven is where you are. Tom I.
Short StoryMarou jest Aniołem, a Samael Upadłym Aniołem. Mimo różnic są sobie Przeznaczeni. Początkowa niechęć szybko przeraża się w większe uczucie, na które nie mają oboje wpływu. Zdając sobie sprawę z zagrożenia, jakie ich czeka, postanawiają złamać zasad...